274
Katarzyna Bratkowska
Pod cym względem Misia niewiele ma wspólnego ani z dającą życie Matką Świata Smuó, ani z podziemnymi mocami Goethego. Zanurzona w sobie zdecydowanie bardziej przypomina ostateczną bierność, jaką Schulz przypisywał istocie kobiecości, nie muszącej niczego tworzyć, doskonale statycznej. Jeśli zaś chodzi o opisy porodu, zamykają się one w dwóch zaledwie lakonicznych wzmiankach: „Syn, glos kobiecy o znużonym świcie porodu" (Babka Dilbinowa) i „W sześć miesięcy po ślubie [...] urodził im się syn” (Barbarka). Ani więc poród nie może tu być metaforą twórczości, ani twórczość nie może dotyczyć porodu czy też tego, co przynależy doświadczeniu macierzyństwa.
Tym razem już nie na poziomie fabuły, ale na poziomie narracji kobieta zostaje odesłana poza tekst, poza to, co językowe, z przypiętym jej znakiem natury. Nim zagości w tekście osławiona czułość macierzyńska, czytelnik może wywnioskować, że dziecko służy Barbarce przede wszystkim do utrwalenia swego stanu posiadania, jako element przetargu między nią a świekrą. „Moje bułki. Mój mąż. Mój syn” (257). Byłoby to zresztą dość konsekwentne, gdyż Barbarka jest tą bohaterką, która najlepiej wpisała się w zastany porządek świata. Wie, że lanie, jakie spuszcza jej Romuald, oznacza, że ją kocha i pozwoli jej zostać, że dzięki dziecku będzie musiał z nią ożenić się, że przez ślub tylko zyska własne gospodarstwo i w ten sposób wygra - z podobną zapewne do siebie świekrą - batalię o Romualda. Ale narrator darzy ją „jak inne bohaterki” zrozumieniem. Oddaje głos jej myślom, pokazuje ból, zazdrość, gniew, cytuje niemal śpiew miłosnego uniesienia. Własna mądrość Barbarki, wszystkie jej myśli ograniczają się jednak do problemów opisanych wyżej. W tym sensie nie dowiemy się pewnie od niej niczego ciekawego na temat macierzyństwa. Ale wybór takiej właśnie kobiety na jedyną młodą matkę powieści nie jest chyba przypadkowy. Umożliwia zamknięcie narracji w granicach tego, co ludzkie, czyli nie kobiece. Bo to, co kobiece, znowu powraca do natury, do świata zwierzęcego.
Barbarka przewijała dziecko, trzymając je za nogi i lekko unosząc mały tyłeczek, który budził w niej tkliwość. Tej tkliwości, jak również jej uczuć, kiedy rozpinała bluzkę i podawała synowi pierś z żyłą przeświecającą niebiesko przez skórę, nie należy przenosić poza właściwą im sferę doświadczenia. Na pograniczu, tego co zwierzęce i tego, co łudzicie, żyć nam wypadło, i tak jest dobrze. (258)
Ciąża, poród czy macierzyństwo należą więc do niedostępnych poznaniu fenomenów natury. W Świtach nie tak było. Ale - jak twierdzi sam Miłosz - wtedy najmocniej był we władaniu Blake’owskiej Urthony.
W Dolinie Issy też pojawia się wiele aspektów nieopisywanego zazwyczaj doświadczenia kobiet. To doświadczenie, którego „nie należy przenosić poza właściwą im sferę , jest jedynym miejscem, gdzie tradycyjne poglądy na granice uniwersalnego dochodzą tak mocno do głosu i odbierają tym samym moc wyobraźni.
Kultura jako źródło nieporozumień
Jeden z wątków w życiu Tomasza zdaje się zamykać w klamrze dwóch wydarzeń. Pierwszy to wizyty w mateczniku, drugi - powrót matki. Tomasz wymyka się na spotkania z Onute, w miejsce nad Issą.
Dostać się tam nie można było inaczej niż pełzając na czworakach, tunelem pod nawislą tarniną [...] w tym miejscu mieli [...] jeszcze mniejsze schowanie. (47)
Wędrówka tym tunelem, do szkatułki w szkatułce, jest wędrówką w głąb matecznika, w którym czas jest jeszcze, jak w Panu Tadeuszu, czasem z przed upadku. Króluje cu jasny Eros, bezpieczna symbioza. Tomaszowi obce są jeszcze wszelkie mordercze instynkty. Nie ma w tym jakiejkolwiek świadomości grzechu, bo też grzech dotyczy kobiety jako takiej, kobiety uogólnionej, a „to przecież nie była żadna inna dziewczynka, tylko Onute” (42).
Goli, leżeli z głowami zwróceni do siebie [...]. A To było takie: kładła się na wznak, przyciągała go do siebie i ściskała kolanami. Zostawali tak długo, słońce przesuwało się w górze, wiedział, że chce, żeby jej dotykał i robiło się Słodko. (42)
Pełna wzajemność możliwa też jest dzięki temu, że króluje tu dotyk, a dotyk z istoty swojej jest wzajemny. Dla dziecka jest zmysłem ważniejszym od wzroku. Nim się matkę wyraźnie widzi, najpierw się ją czuje. Oko zaś wprowadza dystans. Z innymi bohaterkami, Magdaleną czy kaczką będzie już Tomasza łączyło to, że on widzi, a jego nie widzą. Wzrok w Dolinie Issy wyraźnie jest związany z jednostronnością, podwójnością i władzą. Z więzią matki i dziecka kojarzy się również potrzeba mówienia do siebie, słyszenia nawzajem swojego głosu bez względu na sens wypowiadanych zdań. „I chciało się szeptem opowiadać - co?” (42). Właśnie nie wiadomo i może nie ważne wcale, co. Ważna jest zmysłowa komunia ciał, po której zaraz pojawia się wzmianka o komunii świętej, jakby jedno z drugim było blisko związane. Ten pierwotny wzór pełnej zaufania i błogiej erocyczności - dzięki której przeżywa się bezpieczne wejście w niezróżnicowane „To”, w androgyniczny brak granic między dziewczynką i chłopcem, jak między matką i dzieckiem - mógłby stać się najdoskonalszym wzorem erotycznego związku w ogóle. Sposobem na swobodne wchodzenie w symbiozę i opuszczanie jej. Dlaczego jednak tak się nie dzieje, skoro sam Miłosz w Jła trąbach i na cytrze" pisze, że wszyscy tęsknią do wyznaczonego im powrotu w „To"? Dlaczego w Dolinie Issy powrót jest niemożliwy? Można by tu było oczywiście odwoływać się do klątwy, jaką na człowieka nałożyli Bogowie. Ale Miłosz udziela chyba innej odpowiedzi. Nawet jeśli nie robi tego do końca świadomie. Co dzieje się, nim chłopiec poczuje w sobie mordercze, takie jak u puchacza, instynkty?
Mały chłopiec kocha się w Naturze [...} i kocha się w [...} dziewczynce z sąsiedztwa, kto wie, może tak bardzo erotycznie roślinno-pcasio-owadziej, że oddałby jej, gdyby swoje
zielniki i kolekcje motyli.18