Leo Lipskiego. Mamy ekwilibrystykę wokół Gombrowicza, dopiero od niedawna czytanego w tożsamościowym uwikłaniu.
Krótko mówiąc: czytanie zgodne z uniwersalnym paradygmatem wypiera, zaciera także i dzisiaj niepożądany, anarchiczny margines. Upieranie się przy nieprzezroczystości dyskursu w gruncie rzeczy czyni go nieprzejrzystym. Co to praktycznie oznacza dla krytycznej lektury?
Tekst jest jak zbiór poplątanych nitek: wyjmieszjedną, dowiesz się wszystkiego po kolei, a zwłaszcza, do jakiego światopoglądu i modelu społeczeństwa owa nitka nas zaprowadzi. „Płeć” jest takim unerwionym obszarem, który powiedzieć może najwięcej.
Kiedy we współczesnej powieści znajduję zdanie: brzydka, pretendująca do miana kobiety pielęgniarka - mogłabym je pominąć, powieść nie jest o pielęgniarce, nawet nie o kobietach, autorowi trafiło się, można założyć, nieudane sformułowanie, upuszczenie, za które w naszym liberalnym kraju nikt go przecież nie potępi. A jednak nie umiem tego zdania wyminąć i pogalopować w lekturze dalej. To zdanie jest nitką do „chłopackiego” światopoglądu autora - obecność w tekście poświadczaj ego obecność w naszej praktyce społecznej, a pomijanie w dyskursie krytycznym - dookreśla obowiązujące nas standardy komunikacji. Mogę z dużym prawdopodobieństwem założyć, że pisarz nie przejmuje się hasłami równości, nie lubi feministek, ma seksistowską wyobraźnię. Wolę nie spekulować, co myśli o „obcych” i „innych”, chociaż - niestety - ten stereotypowy łańcuszek często działa.
Co, wobec tego, może ten człowiek mieć do powiedzenia o współczesności? Z mojego punktu widzenia, nic ciekawego. Dla mnie ciekawy jest Wojciech Kuczok1, jeden z młodych macko literatury, opisujący obecność bohatera przy porodzie żony i - może mimowolnie - rejestrujący przez ten motyw istotną, cywilizacyjną i pokoleniową zmianę zamiast kolejnego spotkania przy piwie i muzyce. Ale stwierdzenie, iż seksistowska kwestia w narracji dyskwalifikuje ją poznawczo, byłoby naiwnością. Należy tu bowiem uruchomić punkty „b” i „c” - praktykę społeczną i reguły komunikacji. Po pierwsze więc, to niezbyt wyszukane stylistycznie zdanie jest kalką świadomości przeciętnego Polaka. Po drugie, ta kalka nikogo nie dziwi, nikogo nie boli. Komunikuje mi więc coś ponad samą sobą. Jest błyskawicznym testem na relacje między płciami, wreszcie po prostu na kulturę języka.
Okazji do takich testów dostarcza literatura współczesna bezustannie. Na przykład w powieści Tomasza Piątka Kilka nocy poza domem2, której narrator nazywa swą niedawną partnerkę powszechnie znanym słowem na „k”, kiedy odkrywa, iż miała kontakty z fotografem (bo nasi młodzi prozaicy są zwolennikami damskiej monogamii i romantycznej czystości), chociaż kontakty z nim samym uznawał za dopuszczalne. Szefowa zaś - częste rozwiązanie - okazuje się drapieżną lesbijką, jak to kobiety biznesu. I znów: powieść Piątka jest o czymś innym, o uwikłaniu współczesnego człowieka w kulturę konsumpcyjną i medialną. Ma wdzięk jako biuro-wo-sensacyjny romans i spokojna odmiana politicalfiction. A jednak jest też o tym, z jakim trudem muszą sobie radzić „chłopcy” w tym okropnym gąszczu, którego niebezpiecznymi zaroślami są kobiety. Stara historia nieporozumień damsko-męskich? Oczywiście, tyle że opowiedziana bez sztafażu konwencji kamuflujących seksizm, wprost, odważnie. Jesteśmy na zdecydowanie przedemancypacyj-nym etapie, ale emancypacja nam nie zagraża.
Obaj - Piątek i Kuczok - zostali w 2002 r. nominowani do Paszportu „Polityki”. Oczywiście, za coś zupełnie innego, a właściwie - mimo tych cech, które są dla mnie pierwszorzędne. Obaj, bo rzekomo nadzwyczajnie czują współczesność. Czy to ta sama współczesność - Piątka, Kuczoka i moja?
41
W. Kuczok, Szkieleciarki, Kraków 2002.
T. Piątek, Kilka nocy poza domem, Wołowiec 2002.