Lekarz pani C. radził odstawić prednizon, natomiast neurolog, z którym skonsultowała się kilka dni później, zalecił valium. Głuchota pani C. powróciła na stary poziom, natomiast ani valium, ani odstawienie prednizonu nie miały wpływu na jej halucynacje. Muzyka rozbrzmiewała niezwykle głośno i natarczywie, a cichła tylko wtedy, gdy pani C. miała jakieś „intelektualne zajęcie”, na przykład rozmawiała albo grała w brydża. Trochę poszerzył się jej repertuar halucynacyjny, chociaż nadal był dość ograniczony i stereotypowy: składały się na niego kolędy, piosenki z musicali i pieśni patriotyczne. Wszystkie je dobrze znała; uzdolniona muzycznie, dobrze radząca sobie z pianinem — często je grała podczas imprez organizowanych w czasach college’u.
Spytałem, dlaczego mówi o nich „muzyczne halucynacje”, a nie „muzyczne wyobrażenia”.
„To przecież zupełnie inne rzeczy — zawołała. — Tak odmienne jak myślenie o muzyce i jej słyszenie”. Nigdy dotąd nie zetknęła się z czymś takim jak te halucynacje, podkreślała. Po pierwsze, były zdecydowanie fragmentaryczne — kilka nut z tego, kilka nut z tamtego — i przypadkowe, niekiedy w pół dźwięku się zmieniające, zupełnie jakby w mózgu była nieustannie odtwarzana zepsuta płyta. Było to zupełnie niepodobne do jej normalnej, spójnej, najczęściej „posłusznej” wyobraźni muzycznej, jednak nawet jeśli miało coś wspólnego z chwytliwymi melodiami, które jak każdemu pojawiały się jej niekiedy w głowie, to od takich melodii i innych postaci normalnej wyobraźni halucynacje różniła zdumiewająca wyrazistość, jakby fizycznie ich słuchała.
Wreszcie pani C. znużona kolędami i popularnymi piosenkami spróbowała wyprzeć halucynacje, grając na pianinie etiudy Chopina. „Teraz przez kilka dni miałam w głowie na okrągło tylko jedną nutę, wysokie/.
Zaczęła się obawiać, że halucynacje na zawsze już takie zostaną: dwie, trzy nuty, czasami jedna, wysoka, prze-ii tkliwa, nieznośnie głośna: „wysokie a, które Schumann lyszał pod koniec życia”17. Lękała się też, że mogą ją nawiedzić „halucynacje Ivesa”. (Kompozycje Charlesa Ivesa
• /.ęsto zawierają dwie lub nawet więcej jednocześnie roz-I u /.miewających melodii o zupełnie odmiennym charak-Iri ze). Jak na razie nie miała jednoczesnych halucynacji, .ile bardzo się tego bała.
Nie miała muzycznych marzeń sennych, halucynacje mu' budziły jej w nocy, po przebudzeniu zawsze było kil-I a chwil ciszy, podczas których zastanawiała się, jaka też
• l/.iś będzie tune dujour.
Nie stwierdziłem u pani C. żadnych zaburzeń neurologicznych. Aby wykluczyć epilepsję czy uszkodzenie mózgu, poddano ją encefalografii i rezonansowi magne-lycznemu, ale badania niczego nie wykazały. Jedyną anomalią był jej głos, silny, źle modulowany, co wynikało /. głuchoty i braku dźwiękowego sprzężenia zwrotnego. Kiedy mówiłem, musiała mi się przyglądać, aby czytać /. ruchu warg. Neurologicznie i psychologicznie wydawała się zupełnie normalna, aczkolwiek, rzecz jasna, była wytrącona z równowagi tym, że dzieje się w niej coś, nad czym nie ma żadnej kontroli.
„Czemu jednak tylko muzyka? — pytała mnie. — Sko-
17 Robert Jourdain w książce Musie, the Brain and Ecstasy cytuje Clarę Schumann, która pisała w dzienniku, że jej mąż „słyszał muzykę tak wspaniałą i graną na tak znakomitych instrumentach, że niepodobna zaznać jej na zie-110”. Jeden z przyjaciół Schumanna opowiadał, że ten „wspominał o dziwnym zjawisku: słyszał w głowie niezwykle piękne utwory muzyczne, w pełni uformowane i wykończone! Ich dźwięk o cudownych harmoniach przypominał odległe instrumenty dęte”.
Schumann miał najpewniej zaburzenia maniakalno-depresyjne i schizoidalne, a pod koniec życia cierpiał na neurosyfilis. W poświęconej mu biografii Schumann: Musie and Madness Peter Ostwald opisuje, jak halucynacje, które w swym twórczym okresie Schumann potrafił wykorzystywać i nad którymi panował, zaczęły przybierać postać muzyki zrazu „anielskiej”, potem „diabelskiej”, aż wreszcie zredukowały się do jednego, „straszliwego” dźwięku a, z nieznośną intensywnością rozbrzmiewającego dniami i nocami.
75