246 Emile M. Cioran
przejściu łączyły światy, pomiędzy którymi nie udaje nam się wybrać! To, co istotowe, nie należy jednak do naszego świata. W tym, w czym jesteśmy istotowi, również do niego nie należymy. Każde wydarzenie życia, myślane aż do jego istoty, wycofuje nas z życia. Miłość, cierpienie, a nawet zwycięstwo, doświadczone i pomyślane aż do ich krańca, przezwyciężają jednostkowy opór złudzeń. Kiedy w miejscu nieokreślonej miłości udaje nam się dojrzeć miłość pisaną wielką literą, w miejsce nieokreślonego cierpienia — cierpienie z wielkiej litery, a w miejscu nieokreślonego tryumfu — tryumf z wielkiej litery, substancjalizacja jednostkowych doświadczeń pozbawia życie jego możliwego, bezpośredniego czaru. Powszechne przekleństwo istoty polega na tym, że chroni przed tym, co jedyne, i wyrywa z tego, co bezpośrednie. Obok przeciwieństwa świadomości i życia opozycja isto-ta-złudzenie jest drugim tragicznym rozdziałem antropologii. (Co oznacza, że istnieje jedynie antropologia tragiczna). Odkąd istnieje świat, władzę mająjedynie istoty; człowiek obudził złudzenia z ich nieodpowiedzialnego snu niepożądanym światłem istot.
Konflikt pomiędzy złudzeniem i istotą traci tragiczny charakter w świętości. Kiedy wszystko zostało już uświęcone, nie istnieje już ani wnętrze, ani zewnętrze. Powszechna jasność umysłu, która nie jest sprzeczna z rozproszoną tajemnicą, łączy się z komunią duszy otwartej na wszystko. Święty postrzega wszystko aż do dna złudzeń, nie uznając ich tym samym za zwodnicze. Istoty nie stanowią przedłużenia złudzeń: w każdej istocie istnieje tyle złudzenia, ile istoty w złudzeniu. Jest to tak zmienny i płynny dualizm, że każde przejście jest nieuchwytne... Święci zajmują miejsce, w którym spotykają się światy, my — inni — zajmujemy miejsce, w którym się rozchodzą. Święci nie pojmują niczego z tragedii, od której są nieskończenie dalecy, chociaż ich serce jest większe od świata.
Święty nie pozostaje obojętny wobec złudzeń i istoty, gdyż dla niego wszystko jest rzeczywiste. Tak więc substancja jest tak samo czynna w pozorze, jak i w sobie samej. Dlatego świętość wyklucza a priori każdy konflikt
— wynika z tego, że nikt nie pragnąłby zostać świętym.
Człowiek kocha zamęt swego istnienia. A skoro zrodził
on straszliwą opozycję złudzeń i istoty, nie toleruje on
— nie bez pewnej dozy rozkoszy —jej zniesienia. Gdyby człowiek kochał spokój, równowagę i bezpieczeństwo, znalazłby rozwiązanie, by pozbyć się jednego z jej członów. Niewątpliwie dałby pierwszeństwo złudzeniom, gdyż są one bardziej upajające i bardziej ulotne. Skoro jednak konflikt ten trwa w nieskończoność, wynika to z natury człowieka i jego skrywanej miłości do przeznaczenia.
Ludzkość odrzuca świętość. Jak mogłoby być inaczej, skoro wygrywa ona wszystkie bitwy, których wydawaniu i długotrwałemu toczeniu oddawaliśmy się z pasją. Historia, z której jesteśmy tak dumni, nie miałaby żadnej treści i, bez wątpienia, żadnego sensu, gdybyśmy nie usiłowali z całej siły zaostrzyć konfliktów, przedłużać dramatów, unikać rozwiązań. Prawdą jest, że zbyt niewiele rozwiązań jest we wszechświecie, prawdą jest również jednak i to, że odrzucamy te, które są w naszym zasięgu. Historia nie oczekuje ani rozwiązania, ani rozstrzygnięcia dla żadnej ze swych anomalii. Ludzkie poszukiwanie po omacku podoba mi się bardziej i większe robi na mnie wrażenie niż świętość.
Skoro istoty, które ludzie tak wysoko cenią, nie kochając ich, nie mogły niczego ocalić, nie pozostaje już