196 n. OD POCZĄTKÓW — DO UPADKU POWSTANIA
sami przed sobą zaprzeć się niewoli, chcieli łagodnie ciągle koić krwią cieknące rany wielkiego ludu.
Nie tak czuli, nie tak pojmowali swój wiek, swoje powołanie Zaleski, Goszczyński i król dzisiejszej literatury naszej, Adam Mickiewicz: pisali poezje nie dla samej poezji, ale i dla ojczyzny; przestali tęschnić: utwory ich ożywiają wielkie namiętności, najokropniejsze wstrząśnienia; nad ich umysłem krąży nieprzerwanie mara o zemstę wołającej Polski i widmo naszej rewolucji. A. Mickiewicz ogłosił Wallenroda, zapowiedział ujarzmionym ziomkom, że lud nieszczęśliwy oprócz pieśni i pamiątek ma jeszcze miecz archanioła. Zrozumieliśmy to uroczyste, to wielkie, to okropne naszym ciemiężcom wyznanie. Porzuciliśmy księgi, a miecz archanioła w naszym zabłysnął ręku.
Pośród tej walki między przeszłością a przyszłością, między naszymi ciemiężcami a duchem odradzającej się i umysłowo już odrodzonej Polski zjawili się krytyczni romantyczni pisarze1: Żukowski, Mochnacki i Ostrowski2. Ci trzej młodzieńcy, nie znający nawet siebie, za dawnego rządu ogłoszeni szaleńcami, wznowicielami, burzycielami, chętnie i najgłębiej przekonani przyjęli wielkie imię burzycieli, wznowicieli. Przeświadczeni o już rozwinionej wewnątrz narodu rewolucji, przeświadczeni
0 historycznej konieczności odrodzenia Polski, że tak powiem, olbrzymim uniesieni szałem, zaczęli podkopywać, najściślejszym rozumowaniem wywracać wszystkie, na oko niewzruszone, podstawy naszej naukowej budowy; powiedzieli wyraźnie
1 sobie, i narodowi, że pod względem literatury, pod względem wyobrażeń całą zapalających, całą odradzających Europę, jesteśmy niemowlętami, wezwali więc cały naród, a raczej młode, najdokładniej z nimi spółczujące i spółmyślące pokolenie, aby się zajęło wszystkimi siłami przekształceniem zupełnym, powszechnym odnowieniem umysłowej i politycznej Polski. Nasza więc dawna literatura miała trzy okresy: pierwszy 1815-1822 jest okresem przeszłości, tęsknoty i niespokojnego przekonania, że nasz stan nie jest naturalnym stanem, że inne być powinny żywioły naszego życia; drugi 1822-1828 jest okresem wielkiej, uroczystej, groźnej, rewolucyjnej poezji, która uniosła, rozogniła cały naród, obudziła rozpacz zemsty, żądzę walki; była to chwila najwyższego wzniesienia się jeszcze nie narodowej poezji, ale już wynikłej z wyobrażeń, dążeń i potrzeb narodu. Trzeci na koniec okres 1828-1830 jest najważniejszym i już do przekonania, do wiary narodu wstępującym żywiołem rewolucji. Surowa, nieubłagana i wytępiająca logika groźnie wyrzekła, że trzeba dla nas wstrząśnienia, że rewolucja jest koniecznością, że musimy uczynić rozbrat z podaniami, prawidłami, że oczekujem wielkiej przyszłości, że przyszłość naszą i naukową, i polityczną objawi duch we swym jestestwie nieomylny, konieczny, nieskończony.
Ten obraź*umysłowego, rewolucyjnego dążenia naszej literatury przekonywa, że przechowanie narodowości, utrzymanie niepodległości i pielęgnowanie najdroższych Polsce nadziei wzięła na siebie literatura, ta arka przymierza. Rewolucja 29 listopada nie była dowolnym przypadkiem, nie była zdarzeniem mogącym się odwrócić ludzkimi sposoby — rozumem ministrów, przebiegami szpiegów i bagnetami. Ta wielka rewolucja była tylko objawieniem się, uzmysłowieniem zupełnej, już skończonej, moralnej, naukowej, religijnej i politycznej rewolucji narodu. Nie jest ona skończeniem, ale początkiem, pierwszą sceną zdumiewającej dramy odrodzenia naszej Ojczyzny. Nie jest ona stanem, ku któremu dążemy, ale tylko chwilą przejścia do nowego życia, do zaledwie odsłaniającej się, jeszcze przez nas samych nie pojmowanej i jasno nie widzianej przyszłości. Jesteśmy na drodze wielkich odmian, wielkich zdarzeń, otwiera się przed nami niezmierzona przestrzeń, burzami rozhukane morze, na-
krytyczni romantyczni pisarze — tu: krytycy.
Jan Ludwik Żukowski — zob. przyp. do J.L. Żukowski, O sztuce-, Józefat Bolesław Ostrowski — zob. M. Mochnacki, O krytyce i sielstwie, przyp. 1 oraz Wstęp, s. XXX.