W intencjach starego jest może noc, ale w ich wyniku — na pewno sprawiedliwość. Gest wymierzonej przez Durczoka sprawiedliwości nie przestaje być gestem obiektywnie słusznym, bez względu na to, jakie były jego intencje i czy się poplątały. Wojna dociera w układ moralny utworu. Docifera chociażby przez taki rozwój wypadków, że nie poddają się one powątpiewającej interpretacji.
Spójrzmy na Starą cegielnię. Jaki jest sens poświęcenia Wacka? W sytuacji, której sam jest winien, to prawie że samobójstwo z miłości. Zgoda. Ale czy wartość obiektywna jego poświęcenia staje się przez to mniejsza? Nic podobnego. W okresie międzywojennym sądzono, że kompromituje się bohaterstwo dowodząc, że pochodzi ono z tchórzostwa z trudem przezwyciężonego. I że właściwie wszyscy wobec tego są tchórzami. Już jednak Rembek w swej powieści W polu umiał tę sprawę rozwiązać inaczej.
Naturalnie nikt pruszkowskiego złodziejaszka Wacka nie nazwie bohaterem. Zaplątał się chłopak tragicznie —■** tyle powiemy. Istnieje jednak w opowiadaniu scena, która stanowi coś jak mimowiedny komentarz do gestu Wacka. Jest nią chwila, kiedy Jasiowi na widok rannego Karola wyrywają się słowa: — pan jest bohater. W chwilę potem przerażony śmiechem Karola pyta Jasio ze strachem: — a może pan bandyta?! Czytelnik zaś gotowego na śmierć Wacka pyta podobnie jak ów Jasio: pan bohater?; drugiego jednak pytania postawić już nie ma czasu, bo tymczasem padają ątrzały. A te strzały są ważne — one są obiektywne.
W tej myśli zapowiedziałem, że omawiane nowele pozwalają wymierzyć zaczynający się rysować dystans wobec przedwojennej twórczości Iwaszkiewicza. Zawarty w niej bieg wydarzeń, sens kulminacyjnego gestu postaci, nie poddaje się rozumieniu, jakie pisarz sugeruje. Są to zarazem znaki oczyszczenia, o których się pisało na marginesie Bitwy na równinie Sedgemoor. Do zupełnej nadziei daleko, ale do zwątpienia jeszcze dalej. Wewnętrzny i intencjonalny sens gestów ludzkich bywa wątpliwy i skomplikowany, ich sens obiektywny daje się ująć i określić. Wybierając w ten sposób, stajemy po stronie nadziei.
IX
Przed dwudziestu kilku laty pisał o Iwaszkiewiczu Stefan Kołaczkowski:
Nikt chyba nie potrafi tak jak on opowiadać o uroku chłodnej wody w miednicy w upalny dzień, w cleniu starego dworku, o pianie różowego mydła, o migdałowym samochodzie, i o odgłosie tłuczka w moździerzu, gdy natrafia na miękki opór.
Po dwudziestu kilku latach Iwaszkiewicz nadal umie o tym opowiadać jak nikt w naszej prozie. Ale opowiada inaczej.
Ksiądz uśmiechnął się łagodnie i spojrzał na Kaziuka. Stał o parę kroków od niego, wysoki i smukły, potargane kudły sterczały spod baraniej czapki i ogromne ramiona zwisały okrągło, zakończone długimi, pierzastymi dłońmi. Za nim widać było mgłę i miasteczko, wielu konnych jechało z tobołami przez kołowrót. Świat krzątał się kolo swoich spraw. (Matka Joanna od Aniołów)
Opowiada, by widzieć prawdę. Świat coraz mocniej w jego dziele krząta się koło swoich spraw. Dlatego te proste słowa postawiliśmy jako kontrastowe motto wobec słów innych, mówiących wyłącznie o pojęciach i przeżyciach, o ich paradoksalnym układzie. W goryczy jest radość. Oto typowy oksymo-ron pojęciowy, jedna z ulubionych figur stylistycznych późnego modernizmu, z rówieśników pisarza jakże częsta u Lechonia. Radość i smutek szczęścia i chwili — pisał Staff.
Przed dwudziestu pięciu laty zauważył Emil Breiter:
We wszystkim, co jest obcowaniem z naturą, co bezpośrednim ujęciem wizji rzeczywistości, co obserwacją rzeczy nieruchomej — jest Iwaszkiewicz pisarzem skończonym w kompozycji i słowie. Ale nie widzi jeszcze ludzi. Tam gdzie przychodzi mu budować twarz człowieka i jego duszę, rozpływa się w tajemniczości, zatrzymuje na przypadkowej przeszkodzie i zjawiska najnaturalniejsze określa imieniem dziwu, dziwności, zadziwienia.
191