było pogodzić pozytywistyczny realizm z pozytywistycznym dydaktyzmem.
- Atoli u progu lat osiemdziesiątych cała ta kwestia została uwikłana w nowy kontekst polityczny. Po zabójstwie Aleksandra II przez Ignacego Hryniewieckiego nacjonalistyczny odłam prasy rosyjskiej, z „Moskowskimi Wiedomostiami” Michała Katkowa na czele, uznał za właściwe pomówić polskich studentów o przewodzenie terroryzmowi Narodnej Woli. Korzystając z ostatnich chwil łagodniejszej cenzury pod rządami Michała Loris-Mielikowa w Rosji i Piotra Albiedynskie-go w Warszawie, polska opinia publiczna odpierała dość solidarnie te oskarżenia dowodząc, że to właśnie rosyjskie uczelnie są rozsadnikami „nihilizmu”4?-. Stronnictwo Katkowa, zyskując sobie wpływ na rząd w początkach nowego panowania, nie ustawało jednak w przekonywaniu, że trzeba Polakom ograniczyć dostęp do szkół wyższych, bo liczba studentów przekracza potrzeby społeczeństwa, a gromadzenie się po miastach bezrobotnego proletariatu inteligencji' stanowi niebezpieczeń-stwo dla państwa. Żądania te nie pozostawały bez skutku. Uczelnie Cesarstwa zaczęły wprowadzać numerus clausus dla Polaków i Żydów Trudniej było zrobić to samo na uniwersytecie warszawskim.
Dla pozytywistów sprawa była kłopotliwa, gdyż o nadmiernym pędzie młodzieży do studiów oni sami pisali od dziesięciu już lat. „Prawda” przyznawała więc, że „poważnego zastanowienia wymaga proletariat i przymusowe bezrobocie wy Chowańców naszego uniwersytetu”, ale gf lawirując, jak się dało, między ołówkami cenzorów — wskazywała, że jest to skutek zagrodzenia tym wychowańcom drogi karier nauczycielskich, sądowych itd. „Zdawałoby się, że my mamy taki nadmiar sił umysłowych, a my nie mamy tylko możności należytego ich zużytkowania. Wobec tak poważnych spraw, zaiste dziwić się można, że są w Rosji pisma, które nie mają nic lepszego do roboty, jak rzucanie piasku w oczy narodowi i zatykanie błotem ust przeciwnikom”43
Wszelako parę miesięcy później Świętochowski powrócił do tematu, podejmując go tym razem w utarty już sposób. Stwierdził więc, że „ilość ludzi uniwersytecko patentowanych przewyższa nie tylko uszczuplone obecnie potrzeby kraju, ale nawet nie zmieściłaby się [w tekście omyłkowo: nie zmieniłaby się] w rozszerzonych normalnie”,
43 Zob. „Prłwdł" 1881, ar 13, 14
45 [A. Świętochowski], Niezuiytkowant ab
zaś źródłem tego stanu rzeczy jest „wrodzony nam [...) popęd arystokratyczny i słabe zdemokratyzowanie się społeczeństwa”. Ten to popęd sprawia, że prawie cała kształcąca się młodzież uważa gimnazjum jedynie za „stację przejściową”, po której pcha się na medycynę lub prawo, gdyż wstydzi się rzemiosła. „Iluż z tych łudzi byłoby zamożnych piekarzów, szewców, garbarzów łub stolarzowi” I kończył: „Dziś inteligencja naszego społeczeństwa przedstawia rejestr, w którym brak niższych i średnich tonów i który wyrabia tylko wyższe. A tymczasem głos nasz powinien być pełnym”44.
Konsekwencji w tym nie było. Twierdzenie o braku niższych i średnich warstw inteligencji — tu oczywiście w sensie wykształcenia — nie wytrzymywało konfrontacji nie tylko z faktami, ale także z wcześniejszymi i późniejszymi wypowiedziami autora, który nieraz przecież dowodził ich zbytecznego nadmiaru. Koncept zaś, by piekarz z gimnazjalnym patentem — jako inteligent sui generis — zastąpił urzędnika czy nauczyciela, nie był już, jak widzieliśmy, niczym nowym. Tym razem jednak nie chodziło o konsekwencję, ani o oryginalność, lecz
0 to, by naprawdę zapobiec jakoś gromadzeniu się na uniwersytecie
1 wokół niego inteligentnych plebejuszy, którzy — nie widząc przed sobą zawodowych i materialnych perspektyw — stawali się podatni na socjalistyczną agitację. Pozytywiści — z wyjątkiem może Adama Wiślickiego ;— rzeczywiście obawiali się rewolucyjnego fermentu. Nie tylko jednak i nie tyle dlatego, że widzieli w nim bezpośrednią groźbę dla burżuazyjnego porządku społecznego i własności prywatnej (co im setki razy zarzucano), ale bardziej z tej przyczyny, że każdy incydent w Warszawie mógł posłużyć za pretekst do dalszego zaostrzenia policyjnego reżimu w szkolnictwie, w prasie, wszedzie.
„Ku końcowi zimy r. 1883 — wspominał po latach Ludwik Krzywicki — cała moc objawów wewnętrznych w uniwersytecie zwiastować zaczęła zbliżanie się burzy”. Odradzały się kółka studenckie, toczyły się zawzięte dyskusje między „socjalistami” i „patriotami”. Po latach apatii rodziło się wśród młodzieży pragnienie jakiegoś zamanifestowania postaw, a polityka Apuchtina dolewała oliwy do żaru. W kwietniu doszło do słynnej uniwersyteckiej „schodki” z jej dobrze znanymi następstwami49. Coraz głośniej dawała o sobie znać niedawno założona partia „Proletariat”, czynna w kręgach robotni-
** (A. ŚwiętochowskiJ, UTyktat tony, „Prawda" 1882, s. 362.
** L. Krzywicki, Wspomnienia, i. 1, Warszawa 1957, *. 338-252.
249