kornego przetrwania na ziemiach południowej Polski obrządku słowiańskiego, a tym bardziej jego instytucjonalnej organizacji, nie znajduje potwierdzenia w żadnych źródłach i wywodzi się z całko* wicie dowolnie interpretowanej wzmianki z Żywota iw. Metodego
0 misji prowadzonej w tzw. państwie Wiślan po jego podboju przez Świętopełka morawskiego około 880 r. Nie do przyjęcia jest rów* nież pogląd, jakoby Grzegorz VII był rzecznikiem rozszerzania na wschodzie Europy liturgii słowiańskiej. W istocie było wręcz przeciwnie, jak to jasno wynika z jego stosunku do obrządku słowiań* skiego w Czechach, a także z planów rozszerzenia zasięgu Kościoła łacińskiego na ziemie ruskie, związanych z osobą Izjasława. Do rzędu oczywistych nieporozumień zaliczyć także trzeba ocenę ru* skiej polityki Bolesława II i jego rzekomych zamysłów podboju na wschodzie z równoczesnym ogarnięciem tych obszarów słowiańską organizacją kościelną. Dla okresu wczesnopiastowskiego przypisywanie takich zamiarów któremukolwiek z Piastów jest jawnym anachronizmem. Odrzucając główne linie wywodów Karoliny Lanckorońskiej (i niektórych innych historyków) stwierdzić równocześnie trzeba, że wśród powodzi zdań wywołujących ostry sprzeciw autorka wniosła kilka świeżych i twórczych spostrzeżeń
1 interpretacji tekstów źródłowych, które musząbyć poważnie wzię* te pod uwagę przy rozpatrywaniu tła konfliktu.
)Do takich naukowo płodnych pomysłów zdaje się należeć koncepcja autorki, iż genezy sporu biskupa z królem szukać trzeba w dążeniu Bolesława II do uporządkowania organizacji Kościoła polskiego i erygowania nowych biskupstw. Można przypuszczać, że sam plan odbudowy zniszczonej struktury kościelnej nie budził zastrzeżeń Stanisława i że współdziałał oni ze Szczodrym w nawiązaniu w tej kwestii kontaktu z papieżem. [Biskup krakowski mógł uważać za więcej niż prawdopodobne, że będzie pierwszym wśród kandydatów na objęcie funkcji metropolity gnieźnieńskiego (podobna sytuacja była w tysięcznym roku z biskupem Ungerem). Rzeczywistość okazała się inna i na stolicy arcybiskupiej zasiadł kto inny, a fakt ten musiał napełnić Stanisława uczuciem rozczarowania i rozgoryczenia. Z faktycznie pełnionej dotychczas roli zwierzchnika Kościoła polskiego, chociaż być może nie przez wszystkich uznawanego w tym charakterze, miał w przyszłości stać się tylko jednym z kilku biskupów podporządkowanych metropolicie i mógł
odczuwać jako obniżenie swojej rangi i znaczenia, bo tak właś-* jC musiało się stać. Niepowołanie go na stolicę gnieźnieńską mógł IŁ* interpretować jako swoiste wotum nieufności ze strony księcia. Yy tym momencie jesteśmy, jak się wydaje, u prapoczątku zmiany wzajemnych stosunków między Stanisławem i Bolesławem/
ttCsiążęce plany reorganizacji i rozbudowy struktury kościelnej również nie musiały wzbudzać entuzjazmu biskupa krakowskiego. Oznaczały one nie tylko podporządkowanie nowemu metropolicie, ale także godziły w całość podległej mu diecezji,\
Biskupstwo krakowskie swoim obszarem przewyższało bardzo znacznie terytoria pozostałych diecezji, nie wyłączając arcy-biskupstwa gnieźnieńskiego. W wiekach późniejszych należało do największych w Europie. W omawianym czasie, chociaż o precyzyjnym wyznaczeniu granic między poszczególnymi diecezjami na zjeździe w 1000 r. i w następnych dziesięcioleciach trudno mówić, biskupowi krakowskiemu podlegały: ziemia krakowska, sandomierska, lubelska, być może część ziem mazowieckich i tzw. Grody Czerwieńskie wraz z ziemią przemyską w okresach ich przynależności do państwa polskiego. Projekt rozbudowy sieci biskupstw oznaczał konieczność dokonania nowego podziału terytorialnego państwa pod względem kościelnym, a powstanie każdego nowego biskupstwa musiało prowadzić do rewizji i uszczuplenia terytoriów dotychczas przynależnych do diecezji krakowskiej.
Nie wiemy, czy zamierzenia Bolesława ograniczały się do erygowania tylko jednego nowego biskupstwa dla Mazowsza, czy też nosił się z myślą utworzenia jeszcze innych diecezji, na przykład w Sandomierzu dla kresów wschodnich. Gdyby taka supozycja wchodziła w grę, to ograniczenie kreacji nowych siedzib biskupich tylko do Płocka byłoby zapewne rezultatem opozycyjnego stanowiska ^Stanisława, ponieważ powstanie diecezji sandomierskiej łączyłoby się ze znacznym okrojeniem granic biskupstwa krakowskiego. Można więc przypuszczać, że z pobytem i działalnością legatów papieskich w lecie 1075 r. w Polsce łączyły się dramatyczne dla Stanisława sytuacje i dyskusje, w których zapewne w najlepszej wierze — jak przyjmuje Ląnckorońska — walczył on o nienaruszalność i całość swojej diecezji^) Ostatecznie utworzono tylko biskupstwo płockie, któremu podlegać miało północne, położone na prawym brzegu ^^isły Mazowsze, gdy tymczasem jego
135