jeszcze zima — wyobrażam sobie (słyszę) kwiaty kwitnącej jabłoni.
Druga część tego samego zdania dopowiada metaforę: przez śnieg nagłe odbywam zielenie. Co oznacza to samo, tylko inaczej ujęte: śnieg skojarzył się autorce nie tyle z zimą, ile właśnie z wiosną i kwitnięciem (na biało) jabłoni. „Zielenie", jak sądzę, pełnią tu rolę ogólnego symbolu wiosny, odrodzenia; nie zapominajmy też, że słowem otwierającym następne zdanie są „liście".
Tak oto w jednym rzucie oka — a także dzięki specjalnemu użyciu „wewnętrznego ucha" — poetka ujrzała jednocześnie jabłoń zimową, wiosenną i letnią. Zdanie zamykające ów prozowiersz — „w śniegu cała, jabłek pełna i zakwitająca", do którego obiecaliśmy powrócić — w jeszcze innym wariancie powtarza i poetycko udoskonala owo trójwidzenie. Tu już nie trzeba pomocy oczu ani uszu. Ta jabłoń już jest, sama w sobie, zimowo-wiosenno-letnia. W śniegu, kwiatach, jabłek pełna.
Jest oczywiście jabłonią z marzeń. „Zdarzyłaś mi ogród, w którym jestem dzieckiem" — powiada do jabłoni poetka. Przypomniałaś mi dzieciństwo; wtedy też stałam w podobnym (tym samym?) ogrodzie. Było biało (zima? wiosna? nie pamiętam, to było tak dawno). Jadłam twoje jabłka. Mieszają mi się w pamięci z kwiatami, a kwiaty ze śniegiem. Teraz stoję przed tobą. Jesteś wyraźna, namacalna, zbyt jawna jeszcze, zbyt jabłoń. Ja wprawdzie nic cię nie obchodzę, liścisz się bezwiedna mojej obecności (proszę wczytać się w zdanie środkowe wiersza). Ale gdy zamknę oczy, gdy raczej cię usłyszę, niż zobaczę, gdy wejdziemy razem w moje — nasze dzieciństwo — wtedy zdarzysz mi się naprawdę.
To środkowe zdanie jest najbardziej niejasne, najbardziej podatne na domysły i chyba nie do końca rozwiązywalne w płaszczyźnie racjonalnej analizy. W tym właśnie zdaniu odbywa się wędrówka w przeszłość, w dzieciństwo autorki. Przesycenie dosłowną obecnością jabłoni (zbyt jabłoń) umożliwia wejście w wyobraźnię. Zdumiewająca metafora o cechach oksymoro-nicznych — „nasycone wspólnym oddaleniem" — uka-żuje skomplikowane zależności drzewa i autorki; stoimy co prawda naprzeciwko siebie, ale jako że jesteśmy organicznie osobne, a jeszcze na dodatek ty jesteś bezwiedna mojej obecności — nic już sobie nie mamy do powiedzenia.
WBP Olsztyn
Pozostaje ciemność, którą ramionami plączemy. Ciemność sen wyobraźnia dzieciństwo. W ciemności ramiona człowieka stają się podobne ramionom-gałęziom drzewa; zresztą może nawet ciemność nie jest potrzebna do tego skojarzenia. Osobne, ale i bliskie, jabłoń i kobieta, wspólnie, choć osobno zdążają ku własnemu dzieciństwu. Kobieta staje się dziewczynką w wiosenno-łet-nio-zimowym ogrodzie, a jabłoń staje się częścią tego ogrodu-snu-marzenia. „Ta jabłoń we mnie odkąd się zaczyna". To jest tytuł wiersza. I jeszcze jedno jego dno metaforyczne.
Dla pośpiesznego czytelnika poezja Krystyny Miło-będzkiej może się wydawać zbiorem byle jak poukładanych, przez co chaotycznych w formie i treści, zdań; jak mylne to wrażenie, niech zaświadczy powyższa analiza, nie pretendująca przecież do pełni, prostego w końcu tekstu.
W świecie Miłobędzkiej wiele zjawisk, o których zazwyczaj wiemy, że zdarzają się w pewnej kolejności, dąży do zaistnienia możliwie jednoczesnego. Ot, podstawowy cykl biologiczny. Najpierw wszak są narodziny, potem dorosłość, później śmierć. Dorosłości towarzyszy zjawisko reprodukcji, czyli podtrzymywania gatunku. I tak toczy się światek. Miłobędzka jednakowoż postrzega owo koło gatunkowe jako jedność. Tak jakby ten łańcuch rozwojowy nie miał żadnych przerw, nie wyznaczały go poszczególne ogniwa połączone ze sobą (tak zwykło się przedstawiać, w „łańcuchowej" właśnie metaforze, obraz cyklu biologicznego) — ale jakoby był nieprzerwaną jednią. Matka jest dalszym ciągiem swojej matki — ojca; dziecko, będące jej własnym dalszym ciągiem, jest rów-
Tercet na ooezie