są najlepszym wykładnikiem wycieńczenia głodowego”1. Chłopiec coraz bardziej uświadamia sobie nieuchronność nadchodzącej śmierci; „powolne umieranie zaczyna się”2. Egzystencja w getcie stanowi nieustanny, systematyczny proces przybliżania się do niej, a właściwie preludium obcowania z nią, samo getto jest już bowiem przedsionkiem śmierci, obszarem wyłączonym ze strefy życia. „Ilość naprawdę żywych ludzi w getcie jest minimalna. Wszystko to jeno trupy, chodzące cienie dawnych kształtów”3. Dawid cały czas z irytacją wskazuje też na tych mieszkańców dzielnicy zamkniętej, którzy głównie dzięki protekcji korzystają z rozmaitych talonów, przydziałów, dodatków. Jego pogarda dla gettowych elit pozostaje niezmienna, ich status sytych nawet przez chwilę nie staje się przedmiotem marzeń chłopca. „Do diabła - tylko spalić tę całą bandę raz na zawsze!”4 - notuje Dawid.
Lipiec 1942 roku to dla niego szczególnie trudny okres.
Czuję się dziś fatalnie. Zwłaszcza dlatego, że jestem pod wrażeniem coraz liczniejszych wypadków zapadnięcia wśród moich kolegów lub koleżanek na najpopularniejszą w getcie chorobę, tak zwaną „wodę w płucach”. Podwyższona temperatura, kłucie, czasami kaszel, poty, prześwietlenie - „cienie wnęk znacznie powiększone”, „zaciemnienie szczytów”, zastrzyki, lekarstwa, wreszcie szpital i cmentarz.... [wyraz nieczytelny] coraz bliższe i to wszystko w coraz szybszym tempie. I czyż można w takich warunkach nie postradać cierpliwości albo zgoła zmysłów? A inni żrą i nie boją się śmierci z wycieńczenia i gruźlicy. Rozgraniczenia coraz większe, bezczelniejsze i jaskrawsze5.
Coraz więcej znajomych umiera, wciąż nadchodzą wieści o chorobie lub śmierci nauczycieli Dawida, ludzi dziesiątkuje głód i wywołany nim spadek odporności organizmu. „Na cmentarzu kopie się groby na akord i z góry na kilkadziesiąt pogrzebów”6.
W notatce sporządzonej przez Dawida 11 sierpnia 1942 roku zwraca uwagę bezosobowa forma czasownika.
I nic. Dzień za dniem upływa, racje wychodzą, wykupuje się je, zjada, głoduje się w czasie jedzenia i po i czeka się uporczywie, ciągle i niezachwianie końca tej przeklętej, diabelskiej wojny. Resort, dom, posiłki, czytanie, noc z pluskwami i karaluchami, i tak bez końca, przy ciągłym ubytku sił, zanikającej sprawności ciała i umysłu. Marzy się, czeka się, oblicza się, ale ciągle z tym samym urągającym wszelkim obliczeniom i przypuszczeniom ujemnym skutkiem7.
Efektem zredukowania egzystencji do funkcji przeżyciowej jest pozbawienie indywidualności, w tłumie głodujących jednostka zatraca swoją odrębność. Ulega również swoistej reifikacji. Człowiek przestaje być podmiotem aktywnie wpływającym na rzeczywistość. Zamiast czekać na coś, o czymś marzyć, coś obliczać lub jeść, w getcie „czeka się”, „oblicza się”, „marzy się”, ,je się”. Owo „się” jest językowym znakiem ubezwłasnowolnienia; różne rzeczy po prostu „się robi”, nie ma bowiem innego wyjścia, żadnego wyboru.
W sierpniu 1942 roku cierpienia i choroby getta zostają spotęgowane ogromnymi upałami, które z kolei wywołują prawdziwą epidemię pluskiew. Dawid zaczyna kaszleć, obserwuje dalszy spadek sił. „Leje się teraz ze mnie przy każdym jedzeniu jak z cebra i nie mogę sobie wcale miejsca znaleźć. Czyżbym już się zaczął wykańczać?”8. Chłopiec już wie, że utrata sił to wyrok śmierci w getcie, gdzie nie ma miejsca na słabe, nienadające się do pracy jednostki. Dawid pisze wprost o zabijaniu dzieci, starców i chorych, których nie widzi się już w transportach przybywających do getta. W poszukiwaniu szansy na przeżycie zaczyna rozglądać się za inną pracą, lżejszą niż w warsztacie rymarskim. Pod koniec sierpnia znajduje ją w wydziale zatrudnienia przy administracji getta. Przez pół dnia przepisuje dane w kartotece, nie przepracowuje się więc, a na dodatek w końcu robi coś interesującego, z ciekawością przegląda materiały, listy, rachunki przysyłane przez niemieckie firmy i obozy pracy zatrudniające mieszkańców getta.
1 września 1942 roku Dawid, zgodnie ze swoim zwyczajem, odnotowuje kolejną rocznicę wybuchu wojny. W tej notatce pojawia się też wątek zapowiadający dramat, który już niedługo ma dotknąć nie tylko getto, ale i jego osobiście.
Z rana tereny dookoła szpitali były obstawione, a wszystkich bez wyjątku chorych ładowano na ciężarówki i wywożono z getta. Wobec tego, że z opowiadań
D. Sierakowiak, Dziennik, s. 154.
Ibidem, s. 152.
Ibidem, s. 154.
Ibidem, s. 157.
Ibidem.
Ibidem, s. 159.
Ibidem, s. 177.
Ibidem, s. 189.