WIECZÓR CZERWCOWY
0 wczesnym, wielkim, złotym księżycu — biała ćma Nad wonną macierzanką cicho w zmierzchu pląsa. W otchłani nieba wieczorna zorza jeszcze trwa
1 dzienny upał bujną rosą się otrząsa.
Sennym oczom jeszcze się zieleni posęp drzew —
I blady lazur gwiazd nie wypromienił jeszcze. Oparem się rozciąga słodki znużenia kieff,
A po liścianych harfach rozbiegły się dreszcze.
Cytrynowe irysy kołysze z cicha staw,
Z wód miedzi chór się żab odzywa dziwnie miękki — Jak gdyby ich kapeli z balkonu, blady Graff „Allegro sostenato!...” błysnął, iskrą ręki.
BRAMA NIEBIESKA
Byłem w polu —
Rwałem chabry z żyta I z kąkolu
Śród dwóch ścian zboża Zielonych, rozfalonych,
Jak morskie przestworza, —
Mleczami zlotolita Szła ścieżką.
,,Tędy — tędy —
Do raju, gdzie szczęście mieszka...” Huczał wicher młody.
Biegi znad wielkiej wody —
Gnat dżdże na kłosy, na pędy — Niewypierzone.
Dzwonił na ich ciemnej rzęsie A każda diamentami w słońcu trzęsie. Gnał szare chmurki ozłocone Przez widnokrąg deszczowy, bury,
I przez lazury, u góry.
Wtem... Gdzież jestem?... gdzie?
O Raju!... Czy to już pobliża twe?
423