pojęcie, czy też nie. Wiemy, iż Henry Ford II jest na pewno „kapitalistą”, wiemy, że nie jest nim na pewno robotnik fabryki Forda, ale w przypadku zarabiającego setki tysięcy dolarów dyrektora korporacji, który nie jest jej właścicielem, możemy mieć pewne wątpliwości. A jeśli on tak, to czy kierownicy działów u Forda nie są kapitalistami? I gdzie tu przebiega granica? W życiu społecznym nieostrości wielu pojęć zostały zlikwidowane przez przyjęcie pewnych konwencji lub uregulowanie przez pewne przepisy czy jednorazowe decyzje prawne. Wiemy, kto jest „pełnoletni” — choć dobrze wiemy, że przejście między młodością a wiekiem dojrzałym jest płynne - gdyż przepisy prawne określają jednoznacznie sens terminu „pełnoletność”. Sąd po rozpoznaniu sprawy orzeka, czy oskarżony jest „winny”, czy „niewinny” popełnienia pewnego przestępstwa, choć zdajemy sobie sprawę, że może tutaj istnieć kontinuum odpowiedzialności, w którym cięcia są często mniej lub bardziej arbitralne. Również w naukach społecznych można się umówić co do tego, które z wypadków granicznych zaliczyć do zakresu jakiegoś pojęcia, a które nie. Umowy takie mogą przyczynić się do usunięcia nieporozumień we wzajemnym komunikowaniu się specjalistów danej dziedziny. Jeśli jednak nie towarzyszy temu pogłębiona znajomość podobieństw między desygnatami danego pojęcia i różnic między tymi desygnatami a zjawiskami nie należącymi do zakresu danego pojęcia, umowy te w niewielkim stopniu doskonalą aparaturę pojęciową. Innym, znacznie owocniejszym sposobem eliminacji kłopotów z nieostrością pojęć jest akceptowanie płynności przejść między wieloma zjawiskami i dostosowanie do tego samej aparatury pojęciowej. Osiąga się to przez rezygnację z pojęć jakościowych, dzielących świat na dwie kategorie przedmiotów: należących i nie należących do zakresu danej nazwy, i przez zastosowanie pojęć ilościowych, pozwalających uwzględnić stopień natężenia interesującej nas cechy. Ale o tym w dalszych paragrafach tego rozdziału.
, Znacznie większą wadą pojęcia niż jego nieostrość jest jego wieloznaczność. W naszej dyscyplinie wieloznaczności sprzyja fakt, iż wiele terminów wziętych jest - z całym bagażem ich wieloznaczności — wprost z języka potocznego. Nie uprzytomniwszy czytelnikowi - poprzez odpowiedni zabieg definicyjny - w którym spośród wielu różnych możliwych znaczeń danego terminu zamierza się nim posługiwać, autor sprawozdania z badań lub tekstu teoretycznego bezzasadnie zakłada, iż inni będą ten termin rozumieć tak samo jak on. Tymczasem czytelnik mający inne skojarzenia pojęciowe z danym terminem nadaje w konsekwencji inne znaczenie twierdzeniom sformułowanym przez autora. Fakt, iż autor tekstu naukowego zaniedbał zdefiniowania używanych przez siebie terminów - nie uprzytomniwszy sobie, iż są to terminy v ieloznaczne — prowadzi do poważnych zakłóceń w procesie komunikowania się w naszej dyscyplinie. Zakładaliśmy dotąd, iż autor tekstu na swój własny użytek wie dokładnie, co dia niego znaczy określony termin, a jedynie zaniedbał eksplikacji (wyjaśnienia) jego znaczenia na użytek czytelników. Bywa jednak jeszcze gorzej, U bowiem zdarza się, iż wprowadzając pewien termin, autor nawet sobie samemu nie iprzytamnia wyraźnie jego znaczenia, poprzestając na mniej lub bardziej mglistych asocjacjach znaczeniowych, które mu się z tym terminem wiążą. Myśli i pisze na przykład o „klasach” i Jakoś ten termin pojmuje” w kontekście zagadnień struktury społecznej, a czasem nawet potrafi wskazać pewne jego desygnaty, ale nie uprzytamnia sobie wyraźnie, co i dlaczego oznacza właśnie tym terminem, w jakim go używa znaczeniu. W tej sytuacji badacz nie tylko wyraża się niejednoznacznie, ale i myśli niejasno, nie wie, co znaczy sformułowane przez niego twierdzenie, co i o czym orzeka. Z kolei czytelnik takiego tekstu bądź wkłada weń - niesłusznie - treść jednoznaczną i odpowiadającą znaczeniom występujących w nim terminów, które on sam im nadaje, bądź leż - podobnie jak autor - zamiast za pomocą pojęć, myśli za pomocą terminów o jakichś niezbyt wyraźnie określonych znaczeniach i sądzi bezzasadnie, że wie, o co w danym tekście chodzi. Taki stan rzeczy, w którym używanym w twierdzeniach terminom nie odpowiadają wyraźnie określone pojęcia, ma liczne negatywne skutki dla naszej dyscypliny. Do wielu z nich będziemy jeszcze wracać. Tutaj powiemy tylko, iż twierdzenia, w których użyto takich terminów nie są ani prawdziwe, ani fałszywe — są one pozbawione po prostu wyraźniejszego znaczenia. Zanim zaczniemy się zastanawiać nad tym, czy zgadzamy się z nimi, lub też nad tym, czy wynikają one z określonego rodzaju danych empirycznych - czy są przez te dane w pełni albo częściowo choćby uzasadnione — musimy nadać tym terminom sens możliwie jednoznaczny. Może się wtedy okazać, iż sformułowane twierdzenia są prawdziwe przy jednym znaczeniu tych terminów, a fałszywe przy in nym; może się też okazać, iż kiedy od zwykłych skojarzeń znaczeniowych przechodzimy do pojęć możliwie jednoznacznych, twierdzenia te trzeba odrzucić. Zanim więc wypowiemy się na temat prawdziwości naszych lub cudzych twierdzeń, musimy uprzytomnić sobie znaczenie nazw w nich występujących. Do tego celu służą definicje i o problemach oraz sposobach definiowania pojęć będzie się obszernie mówić w tym rozdziale. Przy okazji jednak przyjrzyjmy się różnym rodzajom pojęć wyróżnionym ze względu na pewne własności formalne.
Jak w każdej innej nauce, tak i w naukach społecznych spotykamy terminy, które na mocy swego znaczenia odnoszą się do pewnych pojedynczych przedmiotów lub zdarzeń czy też ich własności, oraz takie, które oznaczają całe kategorie takich przedmiotów, całe ich klasy. Pierwsze z nich określamy mianem nazw jednostkowych, drugie - nazw ogólnych. „Włoski Renesans”, „artyzm Kochanowskiego” czy „ideologia narodników” to przykłady terminów jednostkowych oznaczających „przedmioty niepowtarzalne”, podobnie jak „proletariat warszawski z 1905 roku”, „ludność powojennego Krakowa” czy tak dobrze znany z podręczników logiki „pierwszy cesarz Francuzów”. Są to nazwy jednostkowe, czyli takie, które na mocy swego znaczenia mają tylko jeden desygnat. Kiedy z kolei mówimy o „powstaniach polskich”, „przedstawicielach warszawskiej cyganerii” czy „małych miastach Polski współczesnej” bądź też kiedy używamy takich terminów, jak „grupa społeczna”, „rola społeczna”, „postawa”, to wiemy, iż zakres każdego z tych terminów obejmuje więcej niż jeden przedmiot lub zdarzenie. Są to nazwy ogólne, mające wiele desygnatów. Czasem desygnatów jest skończenie wiele, niekiedy potrafimy nawet powiedzieć, ile: tak jak w przypadku „powstań polskich”, „królów z dynastii Jagiellonów”, czy „gmin województwa olsztyńskiego”. Kiedy indziej dokładna liczba desygnatów nie jest nam znana, ale i tak wiemy, iż jest ona skończona: tak jest w przypadku nazw: „chłop polski w XVIII wieku”, „ofiara II wojny światowej”, czy „księstwo lub państwo europejskie epoki feudalizmu”. Kiedy indziej jest ich - przynaj-