tualnie, a nade wszystko wszechwiedzący — mogliby za każdym razem uniknąć tego, co w rzeczywistości jest istotą tragedii.
W początkach wieku dziewiętnastego, a nawet pod koniec osiemnastego, to się zmienia. Czytelnik tragedii Schillera zatytułowanej Zbójcy, do której jeszcze wrócę, przekonuje się, że Karol Moor, jej bohater-złoczyńca, jest człowiekiem, który mści się na obmierzłym społeczeństwie, zostając zbójcą i popełniając wiele potwornych morderstw. W końcu zostaje za to ukarany, jednak na pytania: „Kto jest winien? Czy wina leży po jego stronie? Czy wartości wyznawane przez tę stronę są całkowicie niemoralne lub całkowicie szaleńcze? Która z dwóch stron ma rację?” nie ma w tej tragedii odpowiedzi, a same te pytania wydałyby się Schillerowi płytkie i wynikające z zaślepienia.
Zachodzi tu zderzenie, być może nieuniknione zderzenie, pomiędzy rozbieżnymi zbiorami wartości. Poprzednie pokolenia sądziły, że wszystkie rzeczy dobre dają się ze sobą wzajemnie pogodzić. Teraz już tak nie jest. Gdy czytelnik tragedii Buchnera Śmierć Dantona, w której Robespierre w trakcie rewolucji doprowadza w końcu do śmierci Dantona i De-smoulinsa, zada pytanie: „Czy Robespierre, czyniąc to, nie miał racji?”, otrzyma odpowiedź: „Miał”. Tragedia polega na tym, że Danton, będąc szczerym rewolucjonistą, który popełnił pewne błędy, nie zasługiwał na śmierć, ale równocześnie Robespierre miał najzupełniejszą rację, uśmiercając go. Zachodzi tutaj zderzenie tego, co Hegel określił później jako zderzenie „dobra z dobrem”. Jest ono spowodowane nie błędem, lecz pewnego rodzaju nieuniknionym konfliktem — konfliktem luźnych elementów wędrujących samopas po świecie, konfliktem wartości, których nie można ze sobą pogodzić. Istotne jest to, że ludzie powinni całkowicie, ze wszystkim, co w nich jest, być oddani tym wartościom. Jeżeli są im oddani, to stają się godni zostać bohaterami tragedii. A jeżeli nie, to są filistrami, burżujami, ludźmi nic niewartymi, niewartymi, by o nich pisać.
Postacią, której wizerunek dominuje w wieku dziewiętnastym, jest postać potarganego i niechlujnego Beethovena siedzącego na swoim poddaszu. Beethoven jest człowiekiem, który urzeczywistnia to, co wypływa z jego wnętrza. Jest biedny, jest nieokrzesany, jest gburowaty. Maniery ma okropne, wie niewiele i jest, być może, postacią niezbyt interesującą, jeżeli nie brać pod uwagę natchnienia, które popycha go do przodu. Ale Beethoven się nie sprzedał. On siedzi na swoim poddaszu i tworzy. Tworzy w zgodzie ze światłem, które płonie w jego wnętrzu, a to właśnie jest wszystkim, co człowiek powinien czynić; to właśnie czyni człowieka bohaterem. Jeżeli nawet człowiek taki nie jest geniuszem jak Beethoven, jeżeli nawet — jak bohater Balzakowskiego Le Chef d’oeuvre inconnu {Nieznanego arcydzieła), jest szaleń- V cem i pokrywa płótno farbą dopóty, dopóki nie znajdzie się na nim nic poza niezrozumiałą przerażającą i niepojętą, nieracjonalną plątaniną barw — nawet wtedy postać taka warta jest czegoś więcej niż tylko litości, poświęciła się ona bowiem swemu ideałowi i jest człowiekiem, którego odrzucił świat, a który został obdarzony najbardziej bohaterskimi, wynikającymi z największego poświęcenia, najwspanialszymi cechami,.jakimi może być obdarzona ludzka istota; Gautier, w słynnej przedmowie do Mademoiselle~de~Maupin z roku 1835, broniąc pojęcia sztuki dla sztuki i zwracając się zarówno do krytyków, jak i do publiczności, mówi: „Nie, głupcy, nie kretyny [...] książka nie jest zupką na bulionie! powieść nie jest parą butów ani sonet lewatywą, dramat nie jest koleją żelazną [...] nie i dwieście tysięcy razy nie!”1. Gautier chce powiedzieć, że staromodny sposób obrony sztuki — pomijając nawet atakowaną przez niego szkołę kładącą nacisk na użyteczność społeczną, to znaczy Saint-Simona, utylitarys-tów i socjalistów — a więc chce on powiedzieć, że koncepcja, wedle której sztuka ma dostarczać przyjemności wielkiej
37
T. Gautier, Panna de Maupin, przedmowa, przekład Boy, Biblioteka Boya, Kraków, Warszawa, rok nie podany, t. 44, s. 26 (przyp. tłum.).