casił! rnatźeńktwa posila do łóżka z wybranymi przcż
siebie mężczyznami. Z tymi. którzy jej .się podobali, bo
byli oczytani schludni i dowcipni. Przystojni. I już coś znaczyli. Zawsze lubiła ludzi energicznych, silnych, odnoszących sukces.
Roześmiała się w duchu Przypomniała sobie Tadeusza i jego zabiegi, żeby jq podniecić. Tadeusz by! wówczas docentem, ona parę lat po studiach, zaledwie z tytułem magisterskim. Spotkali się na jakimś naukowym sympozjum, znali się jeszcze ze studiów, kiedy on był kierownikiem katedry, a ona — studentką. Zawsze się lubili i czuli do siebie sympatię. Teraz, gdy nie było między nimi żadnej służbowej podległości. Tadeusz przystąpił do ataku. Robił to z wdziękiem, bez cenią brutalności. zupełnie jak w filmowym romansie — z głębokim patrzeniem w oczy. z eskalowaniem pieszczot. Był bardzo pięknym mężczyzną, a przy tym inteligentnym i opanowanym. Julię zdziwił jego zapał do niej. Nigdy nie 2dawała sobie sprawy, że jest bardzo pociągającą młodą kobietą i gdyby nie jej chłód f powściągliwość mogłaby mieć każdego chłopa. Bo i wielu o niej myślało.
Zabiegi Tadeusza skończyły się fiaskiem. Spostrzegł, że nic jej nic rusza i bez komentarza, bez zniecierpliwienia — zrezygnował. Potem spotykali się dość często i nigdy nie wracali do tamtego wieczoru. Nadal łączyła ich nieuchwytna sympatia i Julia musiała przyznać, że sporo jej pomógł i ułatwił w karierze naukowej. Niczego nie wymagał w zamian. A jej to najzupełniej wystarczało i odpowiadało. Był jednym z niewielu mężczyzn, o których miała dobre zdanie.
Mąż był osobnym rozdziałem w jej życiu. On po pro-stu fakt poznania, zdobycia i poślubienia Julii przyjął jako coś zupełnie należnego mu w życiu. Chciał być właśnie z nią, bo mu się podobała, bo go podniecała, bo-uznał, że jest dobrym materiałem iu>-?bnę. Był typem zdobywcy, który brał, eo mu podobało, nie pytając nikogo o zdanie. W ł^żfcU tez zawsze był stroną aktywną.
? na bierność i pewna apatycznaść Julii tylko z i-zadka
7.' 'raeał uwagę. A ona nigdy nie czuła się przy nim ko-
b> 'ta tylko rzeczą. Cenna i upragnioną, ale rzeczą.
Julia nie zastanawiała się, jak zareagowałby jej
pewny siebie, przywykły do wydawania rozkazów w pracy i w domu mąż, gdyby znal prawdę. Gdyby dowiedział się, ileż to razy Julia, pokonując wstręt, poddawała się jego nocnym pieszczotom. Gdyby wiedział, co myślała, odając mu w posiadanie swe ciało. To, co prawie każdy mężczyzna uważa za swój największy atut w zdobywaniu miłości i zależności kobiet, Julię napawało odrazą. Lepiący się, oślizły członek wywoływał w niej chęć do wymiotowania...
W pracy była łubiana. Miała dużą wiedzę i zdolności organizatorskie. Nigdy nikogo nie szykanowała, a każda kobieta znajdowała u niej zrozumienie i radę. W Instytucie kierowała pracownią, zajmując się badaniami specjalistycznymi. Często wyjeżdżała do innych placówek w kraju, niekiedy za granicę. Znała dwa języki obce i była cenionym fachowcem. Wciąż miała kontakty z nowymi ludźmi, a wśród nich poznawała wicie kobiet. Niektóre były w jej typie — atrakcyjne, zadbane brunetki. Często kusiło ją, żeby zrobić pierwszy krok. Ale nigdy nie robiła. Może się bała? Może się wstydziła? Zależało jej na tej pracy i dobrej opinii. Z odmieńcami zawsze rozprawiano się bez skrupułów. Nawet na leworęcznych patrzano jako na coś gorszego...
— Dzień dobry, pani Julio — na korytarzu przywitała ją „czarnulka” z laboratorium. — Mam problemy. Czy znalazłaby pani trochę czasu na rozmowę?
— Jakie kłopoty? — spytała Julia. — Osobiste czy zawodowe?
— W tym sęk, że osobiste. Ale tu wszyscy mają do pani zaufanie. I wiem, że nie ma pani „długiego języku”...
— Gdzie chce pani rozmawiać?
— Może po pracy wstąpiłybyśmy do kawiarni?