—>2*
#S#>
*
Nabożeństwo zakończono pieśnią cos-'Polskę*. Pieśń która w Wielkopolsce była przez rząd pruski zakazaną, po raz pierwszy swobodnie rozbrzmiewała w świątyni pańskiej a jak jąjjspiewano to tylkoBten uczuć potrafi, kto wówczcjte był w kościele.ąt^dy intonowano słowa „Przed Twe ołtarze zano-sim błaganięA to spokojny śpiew przechodził w rozpaczliwą prośba a starcy i niewiasty, łamiąc ręce i padając na kolana z obliczem wzniesionym w górę jęcząc dornawiałi słów „Ojczyźnie wolność racz nam wrócić Panie".
Nabofe»stwd;się skończyło i anowu u wrót kościoła powstał ścisk niebywały. Ja nie wiedząc co z sobą począć wydobyłem się z kon-fesyonału i zacząłem głośno płakać. Znowu poczciwy mój duch opiekuńczy wziął mnie na rękę i przez zabudowania klasztorne wyniósł z kościoła. Zacny gzłowiek już mnie samopas nie puścił, lecz dowiedziawszy się kto jestem zaniósł do domu i oddal w ręce bardzo zaniepokojonej o mnie -matki. Ż'e staruszkiem któremu zawdzięczam życie prędko ęię poznałem, był to „Gwoździarz" z Szerokiej ulicy. Przez wdzięczność, odwiedzałem go często na rogu ulicy Klasztornej, chętnie się przysłująę- jego dykteryjkom jakich miał dla mnie zapas i jakiemi mnie raczył, nie odrywąjąćysię od pracy.
* *
*
Minął nieszczęsny dla nas rok G3ci, pozostawiając w każdym njSial domu żałobę.
BNie będę się trudził opisywaniem tych strasznych obrazów, jakie wówczas sięfrózgry-wały. Rozpacz, boleść; zwątpienie, oto kon-wa^na której rysowały się sylwetki poległych w polu, gnanych na Sybir, jęczących w kazamatach, lub wreszcie dogorywają'ęh w szpitalach. A jak się rząd pruski z nimi obchodził? Z „kochanych polskich ziomków", (tak nas bowiem przed powstaniem tytułowano) przerobił nas na „Polnigch-e Schweinhunde" obdarzono nas wzgardą i traktowano jak niewolników'. Nwifteż dziwnego żel gwoździarz mój (tak go zawsze nazywałem);. sp o cii m u r -nial, głowę opuścił, przygarbiła się, leniwiej
---
-- - -- ■—-—--— ---CŚŚ*
?
wbijał gwoździe do podeszew, a zwracając, się do mnie już mi me rozpowiadał bajek z „Tysiąca i jednej nocy" lub wesołych dykteryjek le'ćz spoglądając ponuro na gęsto snujących się żołnierzy wskazywał mi ich palcami i mawiał: Widzisz jak „oni" tu u na^ się rozwielmożnili? Mój-^oże! i to człowiek musiał się czegoś podobnego na stare lata doczekać! Ale czekajcie! przyjdzie jeszcze czas!... Widzisz mały, teraz jest wojna z Danią, kto wie jak na niej Prusacy wyjdą, a wtedy., tu zaciska! pięści; i na tern swój monolog kończył. Nie znosząc żołda-clwa o ile móąj płata! im przeróżne figm i tak gdy mu przynieśli buty do podbicia gwoździami, to niby przez pomyłkę dawał gwoździe takie, że przechodziły na wylot pode\vśzwy i trzeba je było wyrywaj bo spiłować w żaden sposób'.się nie dały; to znowu wkładał zręcznie szare mydło do butów lub smolę. Żołnierze: klęli, wściekli na tepj sztuczki, łejSgpoczciwy gwoździarz z miną zdziwioną udając że nie wie o ę.o chodzi, 1 sam oburzał sięyna żartownisiów, którzy takie figle płatają na szkodęhskarbu i żołnierzy. Gdy żołnierze odeszli śmiał się starowina do rozpuku i mawiał: Chociaż tyle p'o'ćiechy, za krzywdy nam wyrządzone! Widzisz dziecko, oni nam Ojczyznę zabrali; pamiętać powinieneś o temt&lo grobowej deski! Z pietyzmem przysłuchiwałem się podobnym zdaniom i głęboko notowałem jeEobie w pamięci.
* *
*
Minęła wojna duńska i prusko-auślr.yącka przysparzając1 Niemcom i kraju i bogactw, a nam większego ucisku i niedoli. W szkołach rozpoczęto na dobre rugować język polski, zastępując go niemieckimi, na rogach ulic pospadały napisy polskie, a zasfcąjńono je niemieckimi, w urzędach, magistracie, na podacie nie słysząłeś już polskiego słowa, a biada urzędnikowi Polakowi, gdyby £T&, odezwa!-w macierzystym języku bo wysyłali go natychmiast w nadreńskie prowincye, gdzie chociażby chciał, już po polsku mówić nie mógł. Ciężkie, bardzo ciężkie jnastały