32
w 'których przechowane są drogocenne aparaty kościelne. Najbardziej ze wszystkiego interesującym jest rzadko piękny krucyfiks z mocno pożółkłej kości słoniowej, o którym istnieje podanie, że jest to dar Witolda dla katedry. Ale i w tym wypadku nie brak sceptyków, którzy twierdzą, że ten Ukrzyżowany nie wykazuje, jako arcysublelna rzeźba, cech sztuki średniowiecznej, ale robi raczej wrażenie dzieła z XVII, a może nawet XVIII wieku. Ach, ci niemiłosierni krytycy, którzy wszelką legendę muszą odrzeć z jej fascynującego uroku! Ale coikolwiekbądź, ten ukrzyżowany Chrystus o bardzo wydłużonych kształtach i z bardzo bolesnym wyrazem twarzy jest przedziwnej piękności, jako dzieło sztuki. To też mimo wszystkie zastrzeżenia krytyków-niedowiarków chce się wierzyć, że istotnie Witold wszędzie z sobą woził len krucyfiks. Dziwićby mu się nie można.
Główny skarbiec katedralny ma swe obszerne pomieszczenie na górze nad zakryslją. Idzie się do niego po dość męczących drewnianych schodach, a to, co tam jest do oglądania, choć pod względem bogactw nie może mierzyć się ze skarbcem krakowskim, to jednak ilościowo przedstawia się wprost imponująco. Prócz pięknych gobelinów na ścianach, oraz ciekawej kolekcji portretów biskupów wileńskich, widzi się tu wspaniałe ornaty, infuły, hafty, a taka tego moc, starannie przechowywana w szerokich, drewnianych szufladach, że wkońcu jest się znużonym lem oglądaniem. Mimo-woli człowiek się zastanawia, jak te drogocenne rzeczy zdołano ukryć przed bolszewikami, którzyby przecież rozkoszowali się niszczeniem tych kościelnych skarbów. A jednak wszystko było ukryte, tak, że skarbiec nie poniósł najmniejszego uszczerbku. A i z Moskalami przed wojną wypadało być więcej niż ostrożnym, ile że wszystkie te kosztowne pamiątki nosiły wyraźne piętno polskości. Wiele z tych pięknych ornatów, haftów, infuł jest dziełem delikatnych rąk królowych