ni logoterapeuci, zbuntowałem się. Milczałem w odpowiedzi na zadawane mi pytania i udawałem niemowę, którym rzeczywiście byłem. Po pewnym czasie osoby te przestały się pojawiać.
Codziennie około godziny dziesiątej wkraczał rytualny orszak z szefem kliniki na czele. Za nim szfi lekarze i lekarki różnych specjalizacji, a na końcu studenci. Zauważyłem, że wojsko i szpital nie sprzyjają demokracji. * >
Wreszcie nastał dla mnie dzień powrotu do domu. Przed drzwiami poprosiłem o klucze, ponieważ po tak długiej nieobecności chciałem wejść pierwszy do mieszkania. Ale nie potrafiłem wyłączyć alarmu ani przekręcić klucza w zamku, więc uczyniono to za mnie. Potem od razu podszedłem do telefonu, gdyż chciałem zadzwonić, ale nie potrafiłem wybrać odpowiednich cyfr na klawiaturze aparatu telefonicznego, więc i z tym dałem sobie spokój. Usiadłem na krześle i posiedziałem przez chwilę. Ale gdy wstałem, wszystko zawirowało. Nic wiedziałem jeszcze, że moja zdolność do percepcji otaczającego mnie świata, znajomość pojęć przeciwstawnych, takich jak na przykład góra i dół, prawo i lewo, oraz zdolność do określania odległości czy czasu, uległy znacznemu ograniczeniu. Zrozumiałem, że od tej pory będę musiał mozolnie pracować, aby odzyskać to, co utraciłem. A oto bilans mojej klęski:
Znałem kilka języków obcych. Po powrocie ze szpitala okazało się, że nic potrafię rozmawiać w żadnym z nich.
Język polski, będący moim ojczystym językiem, stał się nagle niezrozumiały. Nie potrafiłem ułożyć żadnego sensownego zdania.
Potrafiłem czytać, jednak nie rozumiałem tego, co przeczytałem.
Utraciłem umiejętność posługiwania się maszyną do pisania, komputerem, faksem i telefonem. Nie wiedziałem też, jak posługiwać się kartą kredytową.
Nie umiałem liczyć i nie mogłem odnaleźć się w kalendarzu.
Konieczność wyjścia na ulicę budziła wc mnie zdecydowany sprzeciw. Panicznie bałem się spotkania z obcymi.
Jedyne, co mi pozostało, to umiejętność słuchania muzyki. Poczułem, że teraz rozumiem ją znacznie lepiej, zwłaszcza kiedy zamykam oczy.
Widząc moją apatię, sprawujący nade mną stałą opiekę doktor Krzysztof Strózik zaproponował mi terapię i podjęcie współpracy z logopedą — panią magister Beatą Mikołajko. Bardzo chciałem znowu pisać, więc terapia nie mogła być konwencjonalna. Jednak zaczęliśmy od żmudnych ćwiczeń powtarzania, przypominania i układania pierwszych poprawnych zdań. Musiałem pokonać mój lęk przed ludźmi i przed światem zewnętrznym. Musiałem przełamać w sobie apatię i podjąć działanie. Pierwsze sukcesy — poprawne odpowiedzi na zadawane pytania, a także to, że powoli zacząłem odzyskiwać orientację w czasie i przestrzeni oraz potrafiłem skomentować to, co działo się wokół mnie — pozwoliły mi uwierzyć, że pokonam afazję i wrócę do zawodu.