niedługo spałaszuje. Po trzech godzinach marszu pani zarządziła przerwę na posiłek i wszyscy porozsiadali się na trawie. Powyjmowali z plecaków i toreb swoje produkty i zaczęli się wzajemnie częstować. Rechotek jak zwykle odszedł kawałek na bok, aby w spokoju zjeść swe zapasy. Sięgnął ręką do zielonego plecaczka i zamarł z przerażenia. Kanapek i słodyczy nie było! Wyciągnął tylko butelkę z wodą. Zdenerwowany wysypał na trawę całą zawartość plecaka, ale jedzenie zniknęło. Wtedy przypomniał sobie stoliczek pod oknem i zrozumiał, że po prostu w pośpiechu zapomniał je zabrać. W brzuszku burczało mu z głodu, ale nie mógł przecież poprosić innych żabek o kanapkę czy batonik, bo sam się nigdy nie dzielił. Spuścił głowę i siedział starając się nie rozpłakać. Nie zauważył, że mała Anul-ka bacznie mu się przyglądała.
W końcu dziewczynka nie wytrzymała i podeszła do Rechotka pytając:
- Dlaczego nic nie jesz? Zapomniałeś śniadania? Proszę, weź moją kanapkę, mam jeszcze dwie i mogę się z tobą podzielić - i podała mu bułkę.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodny - bronił się Rechotek, który nagle przypomniał sobie swoje postępowanie wobec koleżanki.
- Ależ jesteś! Widzę to przecież, tylko nie chcesz się przyznać! - uparła się Anulka. Nie wygłupiaj się, starczy i dla mnie!
Także Kumcia podeszła do kolegi i podała mu swój batonik. Inne dzieci również zaczęły go częstować słodyczami i owocami, które miały na drogę. Tego już było Rechotkowi za wiele. Bardzo zmieszany dobrocią koleżanek i kolegów, z którymi nigdy nie chciał się dzielić, rozpłakał się głośno. Zrozumiał jakim był strasznym egoistą. Zrobiło mu się wstyd, że nie otrzymał za swoje postępowanie nauczki, a wręcz przeciwnie - pomoc. Przeprosił całą klasę i obiecał, że się zmieni, a potem zasiadł z innymi do pikniku.
Rzeczywiście, od tej pory Rechotek zmienił się nie do poznania. Często zapraszał sąsiadów, aby się wspólnie pobawić, a nawet oddał parę swoich maskotek malutkiemu braciszkowi Kumci. Nie zapominał zabierać ze sobat więcej cukierków czy ciasteczek by poczęstować Anulkę, Kumaczka czy innych kolegów. Nareszcie rodzice mogli być dumni ze swojego synka. Nikt już nie mógł nazwać go samolubnym.