kiego stanowią liście. Jestem tak bardzo osłabiony, że całymi dniami leżę jak nieżywy. Nic nie czytam ani niczego mi się nie chce. Powolne umieranie zaczyna się.
Poniedziałek, 6 lipca
Nareszcie zrobiło się gorąco. Ja tego specjalnie nie odczuwam i nie prażę się tak jak inni, ale osłabienie i senność potęguje się wielokrotnie. Ustabilizowała się już robota w nowym resorcie. Oddaliśmy cały towar na Szopena 4 i teraz pobieramy go już we własnym składzie. Wczoraj i dziś szyliśmy Sturmgepack 134, a od jutra będziemy mieli znów KTG.
Żywności w getcie coraz mniej. Nie ma już na jutro kiełbasy ani masła dla resortu. Będzie podobno tylko 15 dkg chleba. Racja na drugą dekadę lipca ma podobno być jeszcze gorsza od pierwszej. A z polityki ciągle nic dobrego.
Wtorek, 7 lipca
Dostaliśmy dziś w resorcie tylko suchy chleb. Nastrój panuje wszędzie przygnębiający. Jest bardzo duszno i gorąco. Podobno zaczęło nadchodzić trochę żywności do getta. Jem już teraz tylko dzienną porcję chleba i talerz „zupy” z liści rzodkwiowych. Nie jestem w stanic o niczym myśleć.
Środa, 8 lipca
Wydano już rację na drugą dekadę lipca. Jest prawie identyczna jak poprzednia, tylko 1,5 kg kartofli zamiast 2,5 kg na rację kuchenną, ale za to 10 dkg grochu oraz 12 dkg grochu na rację dla pracujących. Do getta nadeszły wspaniałe ryby, które podzielono wczoraj dla ,,B 1” i „B 2” (kooperatywy lekarskie, bajratow-slde, policyjne i instruktorskie), a resztki dzielono dzisiaj wśród wybrańców losu i robotników resortowych, mających protekcję. U nas dostał tylko ojciec (45 dkg za 1 Rm). Ryba, jakkolwiek gotowana bez niczego, była doskonała. Szkoda tylko, że jemy ją raz na trzy lata!
Czytałem dziś gazetę. Niemcy zajęli Woroneż i posuwają się w Rosji naprzód. W Afryce nie mają żadnych nowych osiągnięć.
Ale z wszystkich ich słów przebija cynizm, pycha i pewność przeciągnięcia wojny przez zimę. A nam więcej nie brakuje.
Czwartek, 9 lipca
Upały trwają solidne, ale nowości politycznych żadnych. Nareszcie zaczęły przychodzić do getta, w nieznacznych wprawdzie ilościach, młode warzywa. Jest trochę sałaty, botwinki i marchewek. Naturalnie, że przede wszystkim otrzymują je warstwy uprzywilejowane. W wolnej sprzedaży 1 kg rzodkwi kosztuje 12 Rm, 1 kg buraków 18 Rm, a 1 kg sałaty od 8 do 15 Rm. Słowem — solidny głód.
Zaczyna się znów przebąkiwać o wysiedleniu i dosiedleniu Żydów z okolicy, które znów się rozpoczęło. Przybyły już transporty Żydów z Kalisza i okolic 135. Mają podobno wysiedlić dzieci i starców, niezdolnych do pracy. A do pracy już bardzo mała ilość ludzi ma siły. Wszystko się wyczerpało. Nie mogę już chodzić po schodach ani nawet dłużej po ulicy. Nogi są najlepszym wykładnikiem wycieńczenia głodowego 136.
Piątek, 10 lipca
Dopiero dziś pobraliśmy kuchenną rację. Nie ma nawet czym podreperować się w pierwszym dniu. Jestem coraz bardziej zmartwiony wyglądem mamy, daleka droga do pracy wysuszyła ją zupełnie. Nawet ojciec bardzo ostatnio zjechał. Umilkły już zupełnie wszystkie rozmowy o polityce. Widziałem się w ubiegłym tygodniu z Deutschową, która też bardzo zmarniała. Ilość naprawdę żywych ludzi w getcie jest minimalna. Wszystko to jeno trupy, chodzące cienie dawnych kształtów. Znikła już zupełnie, tak żywa na początku lata, nadzieja na koniec wojny w 1942 roku. Termin wyznacza się coraz dalszy, coraz bardziej dla nas nieosiągalny.
Sobota, 11 lipca
Byłem dziś po południu u Wolmana, dla którego załatwiłem pewną transakcję. Jest on bardzo przybity, albowiem lekarz oświadczył mu, że stoi u progu suchot. Z uśmiechem zapewniał mnie jednak, że bardzo chciałby przeżyć tę wojnę. Spotkałem też Cabela, który chociaż pracuje jako goniec na placu warzywnym
115