10
Starałem się mu to wyperswadować, uzasadniając argumentami, co widocznie go przekonało, gdyż na razie zaniechał poruszenia tej sprawy w Kole. Zawsze ale nie omieszkał, swoich „dobrych chęci” i starań w parlamencie dla „kochanego ludu” w „Gazecie Grudziądzkiej” opisywać.
Po paru latach wydawania gazety sprzedał swój „Dom Polski” w Sopotach, oddając się całkowicie wydawnictwu w Grudziądzu. Pobudował wielka nową drukarnię i wyposażył ja w maszyny najnowszego typu. Tak wielkiem przedsiębiorstwem tego rodzaju i tak dobrze urządzonym - pisał - żadne polskie wydawnictwo poszczycić się wtedy nie mogło, ani nawet jego niemiecki sąsiad „Der Gesellige”. To ulepszenie opisywał potem w „Grudziądzkiej” i przedstawiał maszyny i wnętrze drukarni na obrazkach, aby czytelnicy wiedzieli, co ona znaczy i co jest za ogromne przedsiębiorstwo, że warto taką gazetę czytać. Przy takiej okazji nie zapominał nigdy o poleceniu „kochanym braciom” werbowania nowych abonentów, żeby mu dopomóc. Te maszyny jaknajprędzej zapłacić.
Poza pomnażaniem abonentów wyzyskiwał dział ogłoszeń, przynoszące mu znaczne zyski, oraz drukarnię, w której oprócz gazety wiele innych rzeczy drukował. Zato o wewnętrzną administrację, jak mi na pewno wiadomo, mało dbał, bo nie znał przysłowia, „oko pańskie konia tuczy”. Może dlatego, że nie umiał, lub czuł się do tego za wielkim. To jego pracownicy robili, co chcieli, a nieuczciwi go jeszcze w różny sposób okradali. Jeżeli to nie podcięło istnienia przedsiębiorstwa, zwłaszcza w pierwszych latach jego istnienia, to widocznie tylko dzięki nadzwyczajnym dochodom, przy których prócz swego pańskiego utrzymania jeszcze majątek pomnażał. Wyobraźmy więc sobie, gdyby to przedsiębiorstwo było w całości dobrze prowadzone, ileżby ono wtedy zysków przynosiło i dobrego wyświadczyć mogło!
Do tego niedopilnowania interesów przyznał się sam w liście pisanym do mnie w r. 1913:
„Jestem pomysłowym wydawcą, ale nie kupcem. Ktoś z Pańskiem doświadczeniem przydałby mi się bardzo, szkoda, że Pan w tym Berlinie siedzieć musi”
Zapewniał mi nawet poselstwo z okręgu lubawskiego, wiedząc o tern, że stamtąd pochodzę. Zrobił to też trochę z pietyzmem., Być^może, że, miął przytem jeszcze jakie inne, osobiste zamiary.
Jego polityka Wobec rządu pruskiego była agresywna i nie było prawie numefu „Gazety Grudziądzkiej”, żeby w nich kilku Prusaków ną śniadanie, obiad i kolację „hie zjadał”. Jakby umyślnie pisa! w gazecie w celu wywołania procesów, przynoszących mu karę pieniężną, lub odpowiedzialnemu redaktorowi więzieilia, cb potrafił potem w swój sposób znako-hiicłe wyzyskać. Kaz nawet i jetnu, jako Wydawcy, dostało się Więzienie. Wtedy pisał: „widżicie, kochani Bracia, znowu Waśz wydawca został przez sądy pfuskie za obronę Was skażany! Powetujcie to każdy zjednaniem choćby jednego abo-herita.” t sowicie mu się taka kata materialnie opłacała.
A jaki był kieamek jego gazety w stosUnku do kościoła?- Pomimo, że z wielką częścią duchowieństwa w gazecie 1 nd wiekach zadzierał, gdy chodziło o sprawy społeczne i polityczne, to do Kościoła samegó odnosił śię có do formy - na oko - pópraWnie* gdyż bronił ^ gaźecie i na wiecach tak dobrze zasad katolickich, jak narodowych. Widywałem go też jako praktykującego katolika.
Uważam jednak, że jego spoiób pisania w stosunku do duchowieństwa mógł poderwać u ludu przywiązanie nie tylko do duchowieństwa samego, lecz i cio Kościoła, gdyż lud nie zawsze odróżnia jedno od drufeiegó, a raczej najczęściej nie umie odróżniać. *