- Naprawdę? - wybałuszyłam oczy na Belhany.
Wyszłyśmy po podwieczorku na zewnętrz, pooddychać trochę świeżym powietrzem. Tb znaczy ja oddychałam świeżym powietrzem, a Bethany paliła papierosa - lepsze to jednak od heroiny. Prawie wszyscy z oddziału palili. także kilka pielęgniarek. Niektórzy jak kominy, a inni (Manda i Chloe) tylko od czasu do czasu, dla uspokojenia nerwów.
Stałyśmy w czymś w rodzaju ogrodu, a co było raczej wybrukowana przestrzenią z niewielkim murkiem, na którym dało się siedzieć, i koszem do gry składającym się z samej obręczy. Nie zniechęcano nas do sportu, wręcz przeciwnie, trzy razy w tygodniu ci, którzy nie chorowali na zaburzenia odżywiania, zabierani byli na siłownię (zdaje się, że gdzieś do głównej części szpitala). Pielęgniarki bardzo do tego zachęcały, bo ruch zmniejsza objawy depresji. Zresztą nawet ci z zaburzeniami odżywiania, jeśli tylko regularnie przybierali na wadze, mogli ćwiczyć.
- Jak to jest? - spytałam Bethany. - To znaczy z tą he-
Nadchodzil zmierzch, blade zimowe słońce na naszych oczach chowało się za horyzont, zostawiając po sobie poma-
ISI
- Okropnie - odpowiedziała. - To straszne gówno. Pocięłam się przez nią kiedyś dość głęboko, dlaiego się ni znalazłam, przediem udawałam, że lo nie ma związku, ale...
- Tak. wiem... - może nie znałam się na narkotykach, ale rozumiałam ją. Przyzwyczaiłam się już do widoku jej odsłoniętych ramion, choć wciąż z trudem go znosiłam.
Zaproponowała mi papierosa.
- Nie palę.
- Porządna.
Jej komórka zaczęła dzwonić. Irytujący dźwięk zakłócił chłodną ciszę. Spojrzała przepraszająco i wyłowiła telefon z torebki. Nie odebrała jednak od razu. najpierw popatrzy-
- Tb mój ojczym - lęk i niesmak odmalowały się na jej twarzy. - Wie przecież... w i e. że mu nie wolno...
„Kontaktować się z nią” - dokończyłam w myślach. Często się zastanawiałam, dlaczego mu nie wolno, i żaden z powodów mi się nie podobał. Nie byłam w stanie popatrzeć jej w oczy. więc podniosłam głowę i spojrzałam w niebo. Myślałam o tym. jaka z niej kochana i dobra osoba, i że bardzo ją lubię i podziwiam. „Tb takie niesprawiedliwe, takie niesprawiedliwe".
Po chwili telefon znowu się rozdzwonił.
- Może po prostu wyłącz... - zasugerowałam.
- Raczej nie - uśmiechnęła się lekko zażenowana. - To może być Robert.
Robert był na przepustce.
temat do rozmowy.
Trochę się skrzywiłam - dwa lata to dużo czasu, za dużo, by spędzić go na oddziale. Choć zdaje się. że i ja powinnam to brać pod uwagę. Jak gdyby czytając mi w myślach,