Jedoń z obiektów zatrzymał się w miejscu.
Przez chwilę wisiał nieruchomno, a potem pomknął znów dalej. Redakcja pisma komentuje, żo w tym samym czasie niektóre rejony Indii były istotnie dotknięte plaga szarańczy.
Nasz komentarz jest odmienny. Z tego co wiemy o szarańczy, to na dużych wysokościach marznie ona i spada tysiącami na ziemię, porucznik Horschel pisze zaś, że przez dwa dni nie widział ani jednego osobnika, który by odpadł od płynącego w powietrzu - niewątpliwie bardzo wysoko - strumienia. W jednym z numerów „Naturę” (30-135) znaleźliśmy informację, że właśnie w Indiach, w górach, na wysokości około 3800 m, widziano „roje szarańczy, opadającej i umierającej tysiącami". Zresztą, niezależnie od tego czy leci ona wysoko, czy nisko, nikt się specjalnie nie zastanawia nad naturą zjawiska, czyli nad tym, co się dzioje w powietrzu, wiadomo bowiem, że to szarańcza płynie nad głową: wszystko jest jasne z powodu opadających maruderów. Specjalnie przejrzałem w tym celu różne relacje — nigdzie nie ma nastroju tajemnicy. We wszystkich relacjach wspomina się o deszczu maruderów, opadającycli gdzie popadnie.
A teraz przejdźmy do przypadku pod wieloma względami nadzwyczajnego. Czy są to bowiem super-podróżnicy, super-ni-szczyciele, anioły, obdarci włóczykije, krzyżowcy, emigranci, czy też powietrzno słonie i dinozaury, jedno jest pewno - mają skrzydła. Istnieje bowiem zdjęcie jednej z tych istot - i w całej historii fotografii nie ma zapewne bardziej niezwykłego i ważnego zdjęcia niż to właśnie.
Cala sprawa opisana jest w roczniku ,,L’Astronomio” z 1885 r. (s. 347-349), gdzie również znajduje się wspomniana fotografia. Wykonano ją w Obserwatorium Zacatecas w Meksyku, 12 sierpnia 1883 r. - znów ten niezwykły rok - na wysokości 2500 m n.p.m. Obserwujący tego dnia Słońca astronom, pan Honilla, zauważył wielką liczbę świetlistych obiektów, które pojawiły się na tle słonecznej tarczy. Chcąc podzielić się wiadomością z innymi astronomami, pan Bonilla zatelegrafował natychmiast tlo Obserwatorium Miasta Meksyku i do obserwatorów w Pueblo, otrzymując wkrótce odpowiedzi, że w żadnym z tych obserwatoriów nie zauważono podobnych zjawisk. Biorąc pod uwagę dzielącogo od Meksyku i Pueblo odległości, pan Bonilla doszedł do wniosku, na podstawie wynikającej stąd paralaksy, że oglądane przez niego ciała „przelatywały we względnie niewielkiej odległości od Ziemi”, wyjaśniając w swej relacji, żo miał na myśli odległość mniej-nz;i niż orbita Księżyca. Udało mu się także zrobić fotografię jednego z tycli ciał.
Widzimy na niej wydłużony jak cygaro obiekt otoczony jakąś nieokreśloną strukturą, podobną do mgiełki znajdujących się w szybkim ruchu skrzydeł.