każdym razem, gdy Manda coś zjadła albo wypiła, dyskretni; szła do ubikacji i wymiotowała. Rzecz jasna, nikt jej nie pilnował, bo wiadomo: za dużo pracy, za mało kadry... W myślach wciąż słyszałam jej słowa: .Maja nas w dupie... Tb dla
Gdy wszystko się wydało, znalazłam ja wlulona w kaloryfer. jak kiedyś. Izy spływały jej po twarzy. Cóż mogłam zrobić! Kucnęłam obok niej i spojrzałam jej prosto w oczy, co miało oznaczać: .Chcesz mi powiedzieć!*. Popatrzyła na
- Nawet gdybym się napiła kawy - szeptała ochryple -choćby czarnej, musiałabym ja zwymiotować.
- Ale w kawie nie ma kalorii! - powiedziałam osłupiała,
- Wiem.
- Czy to... czy to jest trudne!
- Palcem tak, ale sa inne sposoby: szczoteczki do zębów,
Poczułam odruch wymiotny.
Oddział pogrążał się w chaosie. Zawsze tak się działo, gdy ktoś z nas pikował w dół. ale przy braku kadry naprawdę się porobiło.
.Spadam stad! - pomyślałam z wielka mocą. - Lubię ich. sa wspaniali, ale nie mogę iść ich śladem. Nie mogę sobie na to pozwolić. Ten statek tonie! Ja jestem inna. nie jestem tak chora jak oni!" I nagle ta potrzeba stała się silniejsza od Małpy. Coś zatrybilo w mojej głowie. Musiałam wyjść. Wiedziałam. że zrobię, co trzeba, ale muszę stad wyjść. Wszystko inne mogło poczekać. Szczupłość, potrzebę kontroli i perfekcjo nizmu - odstawiam na później! Muszę stad wyjść.
Zobaczyłam promyk nadziei. Coś znikło i odsłoniło mi widok. A może ja wygramoliłam się w końcu spod spodu! Nagle stało się logiczne, że jeść - wyjść - choć wcześniej nie miało to dla mnie sensu. Zaczęłam jeść szybciej, opróżniałam talerz przed innymi dziewczynami, czyli wróciłam do zwykłego, normalnego tempa. Gdy po raz pierw-
IU