szo hipotetyczne światy: Monstrator, Elwora i Azuria przesunęły się już przed szkłami teleskopów wielo razy, nie były zaś widziano, gdyż nie należą do tego zbioru rzeczy, które można widzieć. Widzenie icli nie byłoby zacne, właściwe, czcigodne i szacowne; byłaby to obraza przodków i icli wiary; byłoby to ściąganie klątwy przewracających sio zo zgrozy kości śp. Izaaka.
No a nasze dane?
Wielkie twory planetarne, któro nie krążą po ustalonych i odwiecznych orbitach, lecz mogą żeglować w przstrzeni jak statki, dryfując w międzyplanetarnych nurtach i przypływach grawitacyjnego oceanu. Nasze dano mówią o icli zbliżeniu się do ziemi w nowożytnych czasach na odległość nie większą niż 8-10 km od jej powierzchni. Zapewne toż żeglują one i zbliżają się do tych innych planet i ciał, które poddały się dążeniu Układu Słonecznego do bycia odrębną całością, nabywając stałych cech i regularnych ruchów.
Pytanie, któro nas prześladuje i któremu nie zamierzamy umknąć, brzmi: czy ktokolwiek z astronomów widział te inno światy, to superkonstrukcjo?
Astronomowie to, jak wiadomo, hipnotycy. Nie ma się tu czemu dziwić i nie ma żadnej obrazy w tym stwierdzeniu -astronom patrzący na Księżyc jest przez ton Księżyc zahipnotyzowany - jednakże według naszego przekonania ciała, o których tu mówimy, często zbliżają się do Księżyca luli przesuwają się przed jego powierzchnią i stacjonują w jogo pobliżu, tak żo przynajmniej czasem niektóre z nich musiały się znaleźć w polu widzenia i w obrobię astronomicznej hipnozy.
Wszelako ciała to, jako kosmiczne wagabondy, trampy i włóczykije, zostały w naszym przekonaniu wykluczone przez astronomów z powodu icli - tycli ciał, a nie astronomów - nieodpowiedzialności, czyniącej brzydki afront zacnej, czystej i stuprocentowo dokładnej nauce, a nadto - i to również jest czynnik istotny - ponieważ nie widuje się ich znowu tak często. Planety nieodmiennie odbijają światło Słońca i na tej icli regularności i zacności zbudowano system, który nazwiemy sobie tutaj Astronomią Pierwszą albo Podstawową, w opozycji do której podnosimy sprawę Astronomii Wtórnej, czyli Zaawansowanej, której przedmiotem badawczym są ciała niebieskie o zmiennych cechach i nieregularnych ruchach; świecące albo nie, zmieniające swo położenie i parametry tak dowolnie jak chcą -lub według icli wewnętrznej natury, która z zewnątrz wygląda na dowolność. Jednakże, oświetlono lub ciomno, widziano je ty-
In razy, że jodyno przyczyno icli wykluczenia ze świadomości naukowej XIX wieku był fakt, że nie pasowały do całości Systemu i do jego sztywnych założeń. Nawet jeszcze kilka lat temu |ukieś ciemne, krożoco w przestrzeni ciała byłyby bezwarunkowo potępione, jednakże obecnie icli istnienie zostało usankcjonowane przez prof. Bernarda, a skoro on mówi, że wszystko jest w porządku, to znaczy, że możemy o nieb myśleć śmiało, bez nknidania się po opłotkach mózgu i bez obawy popełnienia grzo-chu.
Prof. Bernard pisze mianowicie w „Procoedings of the National Academy od Science” (1915-394) o pewnym ciemnym obiekcie w gwiazdozbiorze Cefousza, przyjiliujac, że poza Ukla-drnn Słonecznym istnieją nieprzejrzyste ciała, następnie jednak modyfikuje on swój pogląd, uznając je za „ciemne mgławico”. A to jest już jakby mniej interesujące.
jednak chciałbym tu szczególnie podkreślić fakt, że więk-n/.ość naszych danych pochodzi od astronomów o najlepszej reputacji, ekskomunikują je zaś astronomowie o podobnej opinii, wsparci jednak dodatkowo przez dominującego ducha swej epoki, do którego powinny były dostosować się wszystkie pragnące uniknąć zapomnienia, obojętności, pogrążenia w cieniu umysły. Czytelnikowi tej książki może się czasami wydawać, że nasz bunt jest skierowany przeciwko dogmatyzinowi, celebracji I spoglądaniu na świat z bardzo wysokiego piedestału poszczególnych znanych i wybitnych uczonych. Jest to wszelako tylko zabieg wynikający z pewnej wygody. Łatwiej coś krytykować porsonifikując to niż boksować się z cieniem. Jeżeli będziemy im przykład przeglądali numery „Pliilosopliicat Transactions” i zy toż - powiedzmy - publikacje Royal Aslronomical Socicty tu zobaczymy, że wielki astronom I łerschol był równie bezsilny Juk. pierwszy lopszy gapiący się w niebo chłopiec, jeżeli tylko . ubierał się do przekonywania innych astronomów do tych swo-li b obserwacji, które nie pasowały do Systemu. Ten zaś rósł wówczas zupełnie niezależnie od każdego astronoma w pojedynkę i działał podobnie jak poszczególne fazy w rozwoju em-lulonu, które zmuszają wszystkie poszczególne komórki do przyjmowania odpowiedniej, zgodnej z kierunkiem rozwoju I lenną całości postaci.
Przejdźmy zatem do faktów, zaczynając od Wenus i togo, co |ą od czasu do czasu odwiedzało. Oto Evans w książce Ways of 1'lmwts (IhicJiy planet) podaje, że w 1645 r. jakieś duże ciało niebieskie, wyglądające jak satelitą, pojawiło się w pobliżu Wo-
147