-™.-=-»T-*™-'- “«^r
wszy raz w życiu podnieciłam się bez żadnych czułości
ze strony mężczyzny.
Wyglądał zupełnie zwyczajnie — szczupły bkindyn z już widocznymi zatokami O nieco zbyt wystającym jabłku Adama. Przypomniałam sobie, że kiedyś na studiach
dziewczyny mówiły, że taka grdyka oznacza namiętność i wybuchnęłam głupim, gdaczącym śmiechem ..Podniecona kwoka” — pomyślałam o sobie i dopiero się rozchichotałam. Towarzystwo patrzyło na mnie zdumione.
Marcin — z zadowoleniem; właśnie opowiadał kolejny kawał. On też spojrzał — miał dziwne oczy, lekko żółtawe, skośne. Trochę jak kot. To jedno było w nim szczególne. Sylwetka. Długie nogi, szczupłe biodra, ramiona silne leez nie masywne. Jednak przytuliłam się do męża, poprawiając mu krawat. Niepotrzebnie. Karol wydawał się być zajęty adoracją wymion Joli. Sprzątnęłam półmiski po zakąskach. Pomagała mi Iza. Siedziałyśmy w kuchni czekając aż podgrzeje się pizza.
— Wiesz on to już robi prawie przez sen. Naprawdę zasypia na mnie. Jeśli w ogóle mu się chce. Nie częściej niż raz w miesiącu.
— Może złapał jakąś babę — powiedziałam, wiedząc, że zrobię jej tym przyjemność. Jednocześnie niemal poczułam na sobie ciężar Karola.
— Akurat. Przecież to impotent Nigdy nie stawał, jeżeli nie obciągałam. Taki wół.
Iza wylewała potoki nagromadzonej w ciągu 10 lat małżeństwa nienawiści, a ja rzuciłam się ratować danie główne.
Wróciłyśmy do pokoju z tacami. Po raz setny dyktowałam Agacie przepisaną pizzę. Karol przysiadł się do mojego męża. Dyskutowali o sposobach reanimacji maluchów z długoletnim stażem. Szło o samochody. Agata rewanżowała mi się przepisem na kurę w curry, który znałam na pamięć. A ja wyobraziłam sobie Karola nagiego. Na początek do pasa. Wystarczyło. Wyszłam do łazienki. Zabawne, ale zaczęłam się onanizować. Jak za młodzieńczych łat Nie, wtedy onanizował mnie Stefan.
Panicznie baliśmy się dziecka, ale i lak pomaszerowałam
do ślubu z Kasią w brzuchu. Śledząc na wannie, robiłam
sobie dobrze — najpierw delikatnie, potem coraz gwałtowniej- Nie pomagało. Wróciłam do pokoju i duszkiem
wypiłam duży kieliszek koniaku. Nikt nie zauważy!.
Na talerzykach zostały smutne resztki. Znowu miałam powód, żeby się pokręcić. Ładnie chodzę. Mam zbyt rozłożyste biodra, zbyt mocne uda, ale poruszam się lekko, płynnie. Czułam, że Karol mnie obserwuje, chociaż nie udało mi się go na tym złapać. *
Kroiłam szarlotkę w zgrabne trójkąty, gdy do kuchni wtoczył się Wiktor.
— Wiesz, z Izy robi się zupełnie smutna cipa. Naprawdę ślini się. To obrzydliwe. Brzydzę się, gdy bierze mi w usta.
— Ślinią się niemowlaki — odpowiedziałam cokolwiek bez sensu.
Wsunął mi rękę pod spódnicę. Otrząsnęłam się delikatnie. To nie znaczyło nic. Po prostu wyraz uprzejmego zainteresowania i wdzięczności za wysłuchiwanie zwierzeń.
— Jak na trzydziestkę — kontynuował niezrażony Wiktor — Izka trzyma się zupełnie dobrze. Zgrabna, seksowna. Lubię takie gruszkowate tyłki. Ty masz w kształcie jabłka — klepnął mnie przyjacielsko — ale też ujdzie. Sama widzisz, Iza ma duży biust i nie musi nosić stanika. Świetna dupa — mógłby ktoś pomyśleć. A wiesz, jak z nią jest w łóżku.
— Wiem, jak w tartaku — odpowiedziałam posypując szarlotkę kokosowymi wiórkami i cukrem-pudrem.
— Zupełnie jakbym piłował deskę — uzupełnił z werwą — i jeszcze musi się przy mnie nadziewać tą swoją globulką. Kładzie się w rozkroczu, ślini palec i...
Zrobiło mi się niedobrze. Na szczęście w kuchni nie było już nic do roboty.
Siedzieli przy stole. Pili koniak, zagryzali szarlotką, chrupali chipsy i orzeszki. Stefkowi głowa zaczęła opadać. Nagle zerwałam się. wyciągnęłam z pod stohl bie-