XXVI
fizeam pierwszy raz w życiu do czynienia miałam, zmierzy-; łam go moją pozioma miarą, uwielbiłam, ukochałam, ale na koniec chciałam być także najlepiej, najwyłączniej kochaną — kiedy mi Paulina ze swoją biegłą '(Małektyką zaczęła dowodzić, że to jest wielkie głupstwo, mnie się coś w mózgu przewróciło i doprawdy poczułam, że w sercu także coś przewracać i psuć się zaczyna. Zwiąż z chwilami, w których nas razem widziałaś, prawie bez przejścia żadnego, ową chwilę, w której dowiedziałam sdę, że mnie Paulina kocha — ot, jakby to powiedzieć? na piąte kolo u woza. Dodaj przy tym jej zwykły sposób postępowania, dla najukochańszych tak drażniący niekiedy — a cóż dopiero dla niekochanych już — a jej duma, szatańska duma, zdaje się, że ci chce czoło w piasku rozgnieść..
Ja, co ci się przyznam, że pomimo gorzkiej dzieciństwa szkoły, nic a nic się przeciwko dokuczaniu zahartować nie umiałam — ja myślałam, że oszaleję... Uściskałam na pożegnanie raz ostatni moich lepszych wspomnień Paulinę. Z płaczem siadłam^ do bryczki — Maria z chrześcijańskiej litości odwiozła mnie na pocztę, poczta steiukellerka1 nie wiem po co do Warszawy zatoczyła, Wincenta w Warszawie znalazła jak rzecz jakąś martwą i bezużyteczną..
Powiedzcie: czy to nie Musset po wyjeździe z Wenecji? I wyznaję szczerze, bardziej wierzę wT tragizm i prawdziwość ciosu, jakiego doznała Ga-briella — tej choroby, po której «zostało jej coś niezdrowego w sercu* — niż w wiele innych roman-tv&zn«ycli mdłości poetów. I była jedna różnica. Poeta ze złamanym sercem może się stroić w swoje nieszczęście jak w pióropusz, może je opiewać, okrzyczeć, rozsławić, tutaj ta straszliwa miłość czułe-instynktownie, że jej się kryć potrzeba, miesza się do niej jakieś uczucie wstydu.
Widzimy więc, że «posiestrzenie, ta najdoskonalsza forma przyjaźni*, mogło wydawać prawdziwe dramaty miłosne — i mogło potężnie zapład-rniać dusze cierpieniem. Bo w rok po tych wypad-ltach powstaje Poganka. Uboga nauczycielka, * stara panna*, zmienia się — przy zachowaniu wielu zewnętrznych okoliczności — w młodego, czarującego pięknością Beniamina, który dostaje się w siała olśniewającej «poganki * — tak czasem nazywała w listach Żmichowska Paulinę — aby wyjść z nich złamany, z rozdartym sercem, ze zmarnowanym życiem. Ale nie jest to jedyny ślad Pauliny w dziele Żmdchowskiej: odnajdziemy jej rysy w Marii-Regi-nie, owej promiennej i złowrogiej egoistce z Księgi pamiątek; znajdziemy może dzieje jej młodości w Białej Róiy.
VII
^POGANKA»
Ten krwią serdeczną pisany poemat Narcyzy Żmichowskiej przedstawia nam się na kilku planach. Przede wszystkim, element osobisty. Istnieją krytycy-mentorzy, którzy chcieliby odjąć'prawo korzystania z tych motywów, przynajmniej o ile wykraczają one poza konwenans. Wolno opowiadać ckliwe bajeczki o Ewuni Ankwiczównej i o Marii Wodzińskiej, ale nie wolno zapuszczać wzroku w życie pisarza tam, gdzie kryją się nieraz najistotniejsze węzły jego twórczości! Ale w takim razie po co wydaje się listy wielkich pisarzy, jeżeli nie po to, aby w tych listach szukać klucza do serca ich i myśli?
Pytanie to nastręcza się tym bardziej tam, gdzie chodzi o romantyzm, dający wszystkim swym dziełom cechę osobistej spowiedzi. Nie ma chyba w owych czasach wybitnego utworu, który by nde był przejrzystą transpozycją przeżyć poety. Liryzm sączy się wszystkimi porami. I to życie przeżyte
Steinketlerki — ulepszone karety pocztowe od nazwiska Piotra Antoniego SteińkeUera, przemysłowca polskiego.