„Wstęp wzbroniony”, „Tylko dla osób upoważnionych” itp. Niektóre postawy niemieckie względem nas wywodzą się z naszych nieformalnych postaw wobec ograniczeń i autorytetów w ogóle.
Jednakże niepokój Niemców wobec amerykańskiego gwałcenia porządku nie da się w niczym porównać z niepokojem, jaki wzniecają w nich Polacy, którzy nie widzą nic złego w lekkim bałaganie. Kolejki i szeregi są dla nich synonimem dyscypliny i ślepego autorytetu. Sam kiedyś widziałem, jak pewien Polak rozbił kolejkę w kafeterii po to tylko, by „rozruszać trochę to stado owiec”.
Jak już wspominałem wcześniej, Niemcy podchodzą do dystansu natręctwa w sposób niezwykle formalny. Prosiłem kiedyś swoich studentów o podanie odległości, przy której ktoś trzeci przeszkadza dwóm osobom w rozmowie. Od Amerykanów nie otrzymałem odpowiedzi. Każdy z nich sądził, że mógłby powiedzieć, kiedy zetknął się z takim natręctwem, ale nie mógł go zdefiniować ani wyjaśnić, skąd wie, że ono nastąpiło. Natomiast Niemiec i Włoch, który pracował w Niemczech, odpowiedzieli w mojej grupie bez wahania. Obaj twierdzili, że ktoś staje się intruzem wobec dwóch rozmawiających w momencie, w którym zbliży się do nich na odległość 2,1 metra.
Wielu Amerykanów ma wrażenie, że zachowanie Niemców jest przesadnie sztywne, nieelastyczne i formalne. Poczucie to w jakimś stopniu stwarzają różnice w posługiwaniu się krzesłem w czasie siedzenia. Amerykanom zdaje się nie sprawiać różnicy, jeśli ktoś przesuwa krzesło, by dostroić odległość do sytuacji — a tym, którym to sprawia różnicę, nie przychodzi nawet na myśl, by coś powiedzieć, gdyż komentowanie cudzych manier byłoby niegrzeczne. W Niemczech zaś zmienianie pozycji krzesła jest pogwałceniem dobrych obyczajów. Dodatkowym czynnikiem odstraszającym tych, którzy sami nie mają dość rozeznania, jest waga niemieckich mebli. Nawet wielki architekt Mieś van der Rohe, który często buntował się przeciw niemieckim tradycjom w budownictwie, zaprojektował swoje piękne krzesła jako twory tak ciężkie, że każdy z wyjątkiem silnego mężczyzny miałby kłopoty z regulowaniem odległości od rozmówcy. Dla Niemca lekkie meble są przekleństwem, nie tylko dlatego że tandetnie wyglądają, lecz również dlatego że ludzie mogą nimi poruszać i tym samym burzyć porządek rzeczy włącznie z naruszaniem „sfery prywatnej”. Opowiadano mi, że pewien niemiecki redaktor gazety, który przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, kazał przymocować do podłogi „w należytej odległości” krzesło dla interesantów, gdyż ścierpieć nie mógł amerykańskiego zwyczaju dopasowywania położenia krzesła do sytuacji.
ANGLICY
Mówi się czasem, że Anglicy i Amerykanie to dwa wielkie narody, które dzieli ten sam język. Różnice, które kładzie się na karb języka, wiążą się nie tyle ze słowami, co porozumiewaniem się na innych poziomach, poczynając od intonacji (która dla wielu Amerykanów brzmi afektowanie), a kończąc na splecionych z ego sposobach posługiwania się czasem, przestrzenią i tworzywami. Nie ma dwóch innych kultur tak dalece różniących się proksemicznymi detalami jak kultura wykształconych (w tzw. szkołach publicznych) Anglików i kultura średnich klas amerykańskich. Jednym z zasadniczych powodów owej rozbieżności jest to, że w Stanach Zjednoczonych używa się przestrzeni do klasyfikowania ludzi i działalności, podczas gdy w Anglii to, kim się jest, określa system społeczny. W Stanach ważnym wskaźnikiem statusu jest
197