niki powodują, że jesteśmy bezradni i niekompetentni w radzeniu sobie z nową elektryczną techniką. Nowa fizyka jest dziedziną słuchową, a od dawna piśmienne społeczeństwo nie czuje się w tej dziedzinie pewnie i sytuacja ta nigdy się nie zmieni.
Mamy tu do czynienia z oczywistym pominięciem całkowitej rozbieżności pomiędzy alfabetem fonetycznym a każdym innym rodzajem pisma. Tylko alfabet fonetyczny przerywa łączność pomiędzy okiem a uchem, pomiędzy semantycznym znaczeniem a kodem wzrokowym; w ten sposób pismo fonetyczne posiada moc przenoszenia człowieka ze sfery plemiennej do cywilizacji, czyli daje mu oko za ucho. Chińska kultura jest znacznie bardziej wyrafinowana i percepcyjnaniż świat zachodni w jakimkolwiek okresie swego rozwoju. Jednak Chińczycy są społeczeństwem plemiennym, ludźmi ucha. Pojęcia „cywilizacja” trzeba teraz używać w sensie technicznym, w stosunku do nieszczęsnego człowieka, który utracił swą plemienność i dla którego wizualne wartości są nadrzędne w organizacji myślenia i działania. Nie chodzi tu o nadawanie cywilizacji nowego znaczenia lub wartości, lecz raczej o skonkretyzowanie jej charakteru. Jest czymś oczywistym, że w porównaniu z percepcyjną nadwrażliwością kultur mówionych i słuchowych, większość cywilizowanych ludzi okazuje się w swym postrzeganiu prymitywna i skostniała. Albowiem oku brakuje delikatności ucha. Carothers dalej stwierdza (s. 313):
Na tyle, na ile myśl Platona można uznać za reprezentatywną dla Greków, jasne jest, że słowo, pomyślane lub napisane, nadal zachowało dla nich, a także z naszego punktu widzenia, ogromną moc w „rzeczywistym” świecie. Chociaż w końcu ono samo było uważane za niebcha-wioralne, zaczęto je traktować jako ważne źródło i początek nie tylko zachowania, lecz wszelkich odkryć: było jedynym kluczem do wiedzy i sama myśl — wyrażona w słowach czy w liczbach — mogła otwierać wszystkie drzwi do rozumienia świata. W pewnym sensie siła stów bądź innych wizualnych symboli stała się większa niż wcześniej... teraz okazało się, że jedynie prawdziwe jest werbalne i matematyczne myślenie, a cały świat zmysłów został uznany za iluzoryczny; z wyjątkiem przypadków, kiedy myśli można usłyszeć lub zobaczyć.
W dialogu Krałylos, nazwanym tak od imienia swego nauczyciela języka i gramatyki, Platon każe Sokratesowi mówić, co następuje (438):
Jakże więc możemy twierdzić, że slowotwórcy, znając rzeczy, nazwy im nadawali lub byli prawodawcami, zanim jakąkolwiek nazwę nadano i oni je poznali, skoro nie można inaczej poznać rzeczy, jak tylko poprzez nazwy?
Kratylos: Uważam, Sokratesie, że w tym przypadku najprawidlow-szym rozumowaniem byłoby następujące: jakaś potężniejsza od ludzkiej siła nadała pierwotne nazwy rzeczom tak, że koniecznie są one „prawi-dtowe"*.
Ten pogląd Kratylosa był podstawą większości badań językowych aż do czasów renesansu. Jest zakorzeniony w czymś w rodzaju starej „magii” mówionej „chwilowego bóstwa”, która z różnych powodów dziś ponownie wraca do łask. Przekonanie, że jest on całkowicie obcy kulturom piśmiennym i wizualnym, można z łatwością odnaleźć w uwagach pełnych niedowierzania, które Jowett przedstawia jako swój wkład do dialogu.
Carothers sięga po The Lonely Crowd [Samotny tłum] Da-vida Riesmana (s. 9), aby zdobyć więcej informacji na temat wpływu pisma na społeczności niepiśmienne. Riesman doszedł do wniosku, że nasz zachodni świat rozwija u swoich „typowych członków charakter społeczny, nacechowany konformizmem, który jest zagwarantowany przez ich skłonność do przyswajania sobie już we wczesnej młodości zestawu zintemali-zowanych celów”. Riesman nic zdobył się na odkrycie, dlaczego kultura rękopisu świata starożytnego i średniowiecznego nic nadawała wewnętrznego kierunku ani dlaczego kultura druku nieuchronnie nadaje wewnętrzny kierunek. To m.in. jest przedmiotem zainteresowania niniejszej książki. Można powiedzieć od razu, że „wewnętrzny kierunek” zależy od „stałe-
8 Platon, Kratylos, przeł. Witold Stefański. Ossolineum, Wrocław MCMXC.
173