A teraz, skoro przeczenie zostało już sformułowane, przedstawia ono postać równorzędną twierdzeniu. Wydaje nam się wówczas, że o ile to ostatnie potwierdzało pewną rzeczywistość obiektywną, to i pierwsze musi potwierdzać nierzeczywistość równie obiektywną i niejako równie rzeczywistą. To jest jednocześnie niesłuszne i słuszne: niesłuszne, ponieważ to, co w przeczeniu jest negatywne, nie może być uprzedmiotowione; słuszne jednak o tyle, że zaprzeczenie czegoś zawiera utajone potwierdzenie jego zastąpienia przez coś innego, co się systematycznie pozostawia na uboczu. Ale negatywna forma przeczenia ciągnie korzyść z twierdzenia, które ono na dnie zawiera: opierając się na rzeczywistości pozytywnej, do której jest przywiązane, to widmo się uprzedmiotawia. Tak tworzy się pojęcie pustki, czyli nicości częściowej, w którym rzecz zostaje zastąpiona nie przez inną rzecz, lecz przez pustkę, którą pozostawia, to znaczy przez zaprzeczenie siebie samej. Ponieważ zresztą ta czynność dokonywa się nad każdą dowolną rzeczą, przypuszczamy, że jest ona uskuteczniona nad każdą rzeczą po kolei, a wreszcie, że została uskuteczniona nad wszystkimi rzeczami, razem wziętymi. Otrzymujemy tym sposobem pojęcie „nicości bezwzględnej”. A jeśli teraz rozłożymy to pojęcie Niczego, znajdziemy, że jest ono w gruncie pojęciem Wszystkiego, z dodatkiem ruchu umysłu, który przeskakuje nieograniczenie z jednej rzeczy na drugą, odmawia pozostania na jednym miejscu, i całą swą uwagę ześrodkowuje na tej odmowie, oznaczając zawsze swe położenie obecne tylko w stosunku do tego, które dopiero opuścił. Jest to więc przedstawienie o najwyższej objętości i pełni, o równej pełni i objętości, jak pojęcie Wszystkiego, z którym jest najściślej spokrewnione.
Jak tedy można przeciwstawiać pojęcie Niczego - pojęciu Wszystkiego? Czyż się nie widzi, że to znaczy przeciwstawiać pełnię pełni i że zagadnienie „dlaczego coś istnieje?” jest zagadnieniem pozbawionym znaczenia wszelkiego, zagadnieniem pozornym, powstałym dokoła pozornego pojęcia? Musimy jednak jeszcze raz powiedzieć, dlaczego to widmo zagadnienia nawiedza ducha z takim uporem. Próżno wykazujemy, że w przedstawieniu „zniweczenia rzeczywistości” istnieje tylko obraz wszystkich rzeczywistości, ścigających się nieograniczenie w krąg. Próżno dodajemy, że pojęcie nieistnienia jest tylko pojęciem wypędzenia pewnego istnienia nieważkiego lub istnienia „po prostu możliwego” przez jakieś istnienie bardziej substancjalne, będące wówczas prawdziwą rzeczywistością. Próżno znajdujemy w swoistej formie przeczenia coś pozaumysłowego, wobec tego, że przeczenie jest to sąd nad sądem, ostrzeżenie, dane drugiemu lub sobie samemu, i że tym sposobem byłoby niedorzecznością przypisywanie mu mocy tworzenia przedstawień nowego rodzaju pojęć bez zawartości. Zawsze trwa przekonanie, że przed rzeczami, a przynajmniej pod rzeczami istnieje pustka. Jeżeli się szuka wyjaś-
nienia tego faktu, znajduje się je właśnie w pierwiastku uczuciowym, społecznym, słowem - praktycznym, który swoją odrębną formę nadaje przeczeniu. Największe trudności filozoficzne, jak mówiliśmy, rodzą się stąd, że formy działalności ludzkiej wykraczają poza swą właściwą dziedzinę. Jesteśmy przeznaczeni do działania zarówno, a nawet więcej, jak do myślenia; — a raczej, gdy idziemy za ruchem naszego przyrodzenia, myślimy po to właśnie, aby działać. Nie należy się tedy dziwić, że przyzwyczajenia przedstawieniowe zabarwiają się od przyzwyczajeń działalności i że nasz duch dostrzega zawsze rzeczy w tym właśnie porządku, w jakim zwykliśmy je sobie wyobrażać, gdy mamy zamiar działać na nie. Otóż jest niezaprzeczone, jak zauważyliśmy powyżej, że wszelka działalność ludzka ma swój punkt wyjścia w pewnym niezadowoleniu, a przez to samo w pewnym poczuciu nieobecności. Nie działałoby się, gdyby się sobie nie stawiało celu; dąży się do jakiejś rzeczy tylko dlatego, że się odczuwa jej brak. Nasza działalność postępuje tym sposobem od „niczego" do „czegoś” i samą jej istotą jest haftowanie „czegoś” na kanwie „niczego”. Co prawda, to „nic”, o którym tu mowa, jest nieobecnością nie tyle jakiejś rzeczy, ile jakiejś użyteczności. Jeżeli prowadzę gościa do pokoju, którego jeszcze nie umeblowałem, ostrzegam go, że „tam nie ma nic”. Wiem jednak, że pokój jest pełen powietrza; ale, ponieważ nie na powietrzu się siada, pokój naprawdę nie zawiera nic z tego, co w tej chwili dla gościa i dla mnie samego może być za coś uważane. Ogólnie biorąc, praca ludzka polega na stwarzaniu użyteczności, i dopóki praca nie jest zrobiona, nic ma „nic” - nic z tego, co chciało się otrzymać. Nasze życie przechodzi tym sposobem na zapełnianiu pustek, które nasz umysł pojmuje pod wpływem pozaumysłowym pragnienia i żalu, pod naciskiem konieczności życiowych; jeśli się tedy rozumie przez pustkę nieobecność użyteczności, nie zaś rzeczy, można powiedzieć w tym znaczeniu czysto względnym, że stale idziemy od pustki do pełni. To jest kierunek, w którym postępuje nasza działalność. Nasze rozmyślanie mimo woli czyni to samo i w naturalny sposób przechodzi od znaczenia względnego do znaczenia bezwzględnego, ponieważ dokonywa się nad rzeczami samymi, a nie nad użytecznością, jaką posiadają one dla nas. Tak zakorzenia się w nas myśl, że rzeczywistość zapełnia pewną pustkę i że nicość, pojęta jako nieobecność wszystkiego, istnieje przed wszystkimi rzeczami z prawa, jeśli nawet nie faktycznie. To złudzenie właśnie próbowaliśmy rozproszyć, wykazując, że pojęcie Niczego, jeśli się chce w nim widzieć pojęcie zniweczenia wszystkich rzeczy, samo siebie unicestwia i sprowadza się do prostego słowa; -jeżeli zaś, przeciwnie, jest ono naprawdę pojęciem, to znajduje się w nim tyleż treści, co w pojęciu Wszystkiego.
Ta długa analiza była konieczna dla wykazania, że taka rzeczywistość, która sama sobie wystarcza, niekoniecznie jest
239