40 KRWIN PANOFSKY
i okazjach, niezależnie od tego, że ich własna praca automatycznie prowadziła ich do współdziałania z uczonymi, zakreślającymi dla nich programy liturgiczne i ikonograficzne. Budowniczowie cl uczęszczali do szkół, słuchali kazań, mogli przysłuchiwać się publicznym disputationes de gualibet, które traktując o wszystkich możliwych sprawach dnia bieżącego, stały się w istocie wydarzeniami życia towarzyskiego, przypominając nieco nasze przedstawienia operowe, koncerty i odczyty publiczne;* mogli oni z pożytkiem dla siebie kontaktować się z uczonymi przy wielu innych sposobnościach. Już sam fakt, że ani nauki przyrodnicze, ani humanistyczne, ani nawet matematyka nie wprowadziły szczegółowych sobie właściwych ezoterycznych metod i terminologii, utrzymywał całość ludzkiej wiedzy w kategoriach normalnego, nie wyspecjalizowanego intelektu i — być może rzecz najważniejsza — cały system społeczny niepohamowanie podążał ku profesjonalizmowi miejskiemu. Nie skostniały jeszcze, jak to miało później nastąpić, w cechach i strzechach budowlanych, dostarczał on sposobności do spotkań, podczas których kapłan i człek świecki, poeta i prawnik, szkolarz i rzemieślnik mogli dojść do porozumienia niemal na równej stopie.
Pojawiają się oto: zawodowy, w mieście zamieszkały, wydawca (sta-tionarius, stąd angielskie stationer), który nadzorowany w większym lub mniejszym stopniu przez uniwersytet, produkuje rękopiśmienne księgi en masse z pomocą najemnych skrybów; księgarz (wzmiankowany po raz pierwszy ok. 1170); właściciel wypożyczalni; introligator i iluminator (przy końcu wieku XIII iluminatorzy ksiąg zajmują w Paryżu całą ulicę); zawodowi zamieszkali w mieście: malarz, rzeźbiarz i jubiler; zawodowy w mieście mieszkający szkolarz, który — choć zazwyczaj stanu duchownego — cale swe życie poświęca pisaniu i nauczaniu (stąd słowa „scholastyczny" i „scholastyka”). Jako ostatniego, lecz przecież niepośledniego, wymienimy tu zawodowego architekta, również zamieszkałego na stałe w mieście. Ten zawodowy architekt, „zawodowy” w przeciwstawieniu do klasztornego odpowiednika tego, co w czasach nowożytnych określa się mianem „architekta-amatora", mógł wywodzić się z owych szeregów zakonnych i doglądał pracy osobiście. Dzięki temu wyrastał nierzadko na człowieka światowego, wiele podróżującego, wiele czytającego i cieszącego się prestiżem społecznym, nie do pomyślenia dawniej i nigdy jut nieprześclgnlo-nym. Wyłoniony na zasadzie swobodnego wyboru propter sagacitatem in-genii, otrzymywał on pobory, których zazdrościło mu niższe duchowień-u. u stwo, i mógł pojawiać się na placu budowy „w rękawiczkach z rózgą”, by wydawać owe krótkie polecenia, które stały się przysłowiowe w literaturze francuskiej, gdziekolwiek pisarz pragnie opisać osobę, która spełnia swe czynności dobrze i z poczuciem własnej wyższości: Par cy me le taille.* Portret architekta mógł znajdować się wraz z portretem biskupa-funda-tora w labiryntach wielkich katedr. Po śmierci w r. 1263 Hugona Liber-giera, twórcy niezachowanego kościoła St-Nicaise w Reims, upamiętniono go płytą nagrobną, na której występuje on nie tylko w szacie przypominającej strój akademicki, lecz również z modelem „swego” kościoła w rę-
kach — przywilej, przysługujący dotąd tylko książęcym donatorom. Zaś Pierre de Montereau — zaprawdę najbardziej logiczny spośród wszystkich architektów świata — uzyskał na swym nagrobku w St-Germain-des-Prós tytuł Doctor Lathomorum; jak się zdaje, już ok. 1267 r. na architekta patrzono jako na swego rodzaju scholastyka.
III
Gdy zastanawiamy się, jak mogła oddziałać na tworzenie się wczesnego i klasycznego gotyku owa stała skłonność myślowa, wykształcona przez wczesną i rozwiniętą scholastykę, słusznym będzie pominąć pojęciowe treści tej doktryny i skupić się na jej modus operandi, że posłużymy się terminem, zaczerpniętym od samych scholastyków.
Zmieniające się sformułowania teologii w takich kwestiach, Jak stosunek pomiędzy duszą a ciałem czy też problem uniwersaliów, przeciwstawianych przedmiotom jednostkowym, znalazły swe odbicie, rzecz naturalna, raczej w sztukach plastycznych niż w architekturze. To prawda, że architekt obcował na co dzień z rzeźbiarzami, malarzami witraży, snycerzami itp., studiował ich dzido, gdziekolwiek się udawał (dowodem album Villarda de Honnecourt), zatrudniał i doglądał ich we własnych przedsięwzięciach, wreszcie, powierzał im program ikonograficzny (powstający zawsze — jak pamiętamy — w wyniku ścisłego współdziałania architekta z doradcą scholastykiem). Jednak czyniąc to wszystko, bardziej przyswajał i przekazywał, niż stosował we własnej praktyce istotę współczesnej myśli. Tym, co twórca ten, „który ustala formę budowli, zwie się mądrym i architektem w porównaniu do niższych odeń, którzy przygotowują drewno i kamień”l0, mógł stosować i w istocie stosował bezpośrednio i działając jako architekt — była przede wszystkim owa szczególna metoda postępowania, która w pierwszym rzędzie musiała wrazić się w umysł laika, gdziekolwiek zetknął się z umysłem scholastycznym.
Ten sposób postępowania wynika, jak każdy modus operandi z modus essendiu, z samej racji bytu wczesnej i rozwiniętej scholastyki: z ustanowienia jedności prawdy. Ludzie XII i XIII stulecia podjęli zadanie, nie dość jeszcze jasno rysujące się niegdyś przed ich poprzednikami, a w przyszłości nie bez żalu porzucone przez ich następców — mistyków i nominalistów: zadanie spisania wieczystego przymierza pomiędzy wiarą a rozumem. „Święta doktryna czyni także użytek z rozumu ludzkiego, wprawdzie nie aby dowieść wiary, lecz by wyjaśnić różne inne rzeczy, które są w tej doktrynie zawarte.”,ł
Oznacza to, że rozumowi ludzkiemu odebrano na zawsze nadzieję udowodnienia „wprost” takich artykułów wiary, jak trójosobowa struktura Trójcy Sw., Wcielenie, czasowość Stworzenia itd., lecz że rozum może — i czyni to w istocie — rp^aśnić ęzy wyj»6ni£_ta-artykuły.
Po pierwsze, jest on w stanie udowodnić bezpośrednio i wszechstronnie wszystko, co wyprowadzić możemy z zasad innych niż Objawienie, tj.