ich często przygodne wyniki. Europejczycy, np. Ulrich Beck i Anthony Giddens (patrz Giddens. Lash i 994), dążyli do nowego opisu procesów modernizacyjnych, które naz^ „modernizacją refleksyjną”, przyjmując w ten sposób, że proces modernizacji nie jest nr * * sprawą postępu, lecz procesem, w którym można napotkać liczne postaci ryzyka.
Pytanie wszakże brzmiało, czy te nowe teorie modernizacji istotnie były dużo lepsze . starego paradygmatu, czy debata teoretyczna w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziegj tych istotnie posunęła się dalej do przodu niż debata z lat sześćdziesiątych. Można mieć w w kwestii wątpliwości. Jak słusznie zauważył Alexander (1996) w swojej ocenie pism Becka i Giddensa. dawną, wysoce problematyczna dychotomia tradycja—nowoczesność nadal prze. bija spoza ich nowego podejścia, co wystawia teorię na krytykę tak samo jak teorię zapropo. nowaną przez Levy'ego w roku 1952. Ponadto Alexander i Colomy sami stali się obiektem krytyki, jako że pojawiło się pytanie, czy ich propozycja nowego pojęcia zróżnicowania faktycznie daje nową teorię, skoro tak bardzo uzależnili oni zróżnicowanie od aktorów, konstelacji i przygodnych działań, że wartość eksplanacyjna takiej teorii z konieczności byłaby dość wątła (patrz Joas 1996 [1992]: 230). Tak więc podsumowując historię teorii modernizacji w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, szybko uświadamiamy sobie, że większość argumentów wysuwanych dziś w celu sformułowania nowego pojęcia zróżnicowania i w celu budowy nowej teorii modernizacji wykorzystywano już w przeszłości. Szanse nato, że pojawi się nową solidna i przekonująca teoria modernizacji, są więc raczej małe. Mimo to teoria modernizacji pozostaje nadal żywa i można nawet zaryzykować pogląd, że będzie mieć jeszcze dość długi żywot. Dlaczego tak jest? Dlaczego teoria nie „umiera” pomimo wszystkich swoich słabości i niepowodzeń?
Dean C. Tipps odpowiedział na to już w roku 1973. Stwierdził, że ścisłe znaczenie terminu „modernizacja” jest niejasne i wysoce dyskusyjne, co paradoksalnie stanowi jeden z powodów, dla których teorie modernizacji będą się mnożyć w nieskończoność pomimo ich krytyki: „Każda zaatakowana i zniszczona ‘teoria’ modernizacji zrodzi tylko dwie nowe teorie na jej miejsce” (1973:217). Ta trwałość teorii opiera się na fakcie, że termin „modernizm cja”, podobnie jak pokrewne pojęcie nowoczesności, ma dużą (normatywną) siłę przyciągania dla wszystkich - polityków i intelektualistów — rozważających koncepcję współczesnych i przyszłych społeczeństw. Nawet na ogół inspirowane przez filozofię rozważania nad pono-woczesnością (patrz Yack 1997) nie zmieniły sytuacji, gdyż nowoczesność jest ostatecznym celem i uzasadnieniem narodu. „Historie, w których narody porównują się z innymi i rywalizują ze sobą, łatwo wpadają w schematy narracyjne, które implikują liniowość i zbieżność” (Cuttather 2000: 646).
Jaki więc z tego wszystkiego wniosek? Chociaż teoria modernizacji nie zniknie z nauk społecznych w najbliższej przyszłości, trzeba sobie uświadamiać, że nie ma jednej stabilnej, empirycznie ugruntowanej teorii, w każdym razie teorii z przynajmniej dużą mocąeks-płanacyjną. istnieje tylko pewien dyskurs modernizacyjny, są pewne niejasne wyobrażenia możliwych dróg rozwojowych współczesnych społeczeństw. Te idee - jak twierdzi Góran Therborn (2000: 69) - inspirują zainteresowanych sceptycznym podejściem do zmiany malcrocpołeczncj. Nie można jednak tych idei, rzecz jasna, uznawać za przesłanki teoretyczne dła praktyków socjologii historycznej.
przełożył Bogdan Baran