i » długich, białych korytarzach, pełnych świętych obrazów, wiecznie płonących lamp. po celach i refektarzach. Walczono krwawo w kościele i po kaplicach. Walka wrzała wszędzie, na każdym miejscu. Kłębowiska ciał. ociekających krwią, niby gad stunogi. przetaczały się z okropnym wrzaskiem szaleństwa1.
Nic ma już poszczególnych ludzi, jest tylko walczący tłum, a właściwie nawet i nie tłum. lecz „kłębowisko ciał”, „gad stunogi”. Jeżeli zaś nawet zarysuje się na tym tle ta czy owa postać, to i ona nie jest już indywidualnym sobą. jest wykładnikiem uczuć czy odruchów tej oszalałej walką gromady2 3.
T Zbiorowość najsilniej zaznaczy swoją obecność jako odrębny, samoistny bohater w Chłopach. Zespalają wspólnota obyczaju i tożsamość stylu życiowego; one to żłobią we wszystkich umysłach członków gromady te same tory myślenia, formują we wszystkich psychikach pokrewne schematy reakcji emocjonalnych. Kształtuje się dzięki temu specyficzna mentalność zbiorowa, jakby swoista psyche gromady, zdolna wyrazić się w działaniu (bitwa o las), w pospólnym przeżywaniu czy to uniesień religijnych, czy zapamiętania się w zabawie lub ponurych ekstaz gniewu i nienawiści, jak np. w scenie pożaru folwarku na Podlesiu, kiedy to „w każdym sercu krzewiły się przytajone srogo radoście, że to za lipeckie krzywdy Pan Bóg dziedzica ogniem pokarał”.
Wrażenie tej jedności sugeruje Reymont również przez dialog. Dialog zaś u niego bywa wysoce zróżnicowany („Reymont jest chyba jednym z największych mistrzów dialogu i form pokrewnych w polskiej literaturze”, pisze Maria Rzeuska5) i pełni funkcje bardzo rozmaite: raz informuje o wydarzeniach nie przedstawionych bezpośrednio, raz charakteryzuje rozmawiające osoby raz uzupełnia znamiennymi rysami rodzajowymi obraz środowiska i jego duchowości, raz humorystycznym w swej plotkarskiej niedorzeczności komentarzem rozładowuje napięcie. Trafiają się wśród nich wszakże dialogi bardzo osobliwe, nie zróżnicowane, osobowo, jak np. w scenie weselnego przyjęcia u Dominikowej4.
Tak samo ujęte zostaną wiejskie plotki i komentarze nad spalonym brogiem, w którym omal nie zginęli Jagna i Antek. Kto mówi w takim wypadku? Mówią „wszyscy”, mówi opinia publiczna. Nie o to chodzi, że mówi często złośliwie i głupio, ale o to, że jakiś sąd, jakieś mniemanie, jakieś przypuszczenie oderwało się już od swego autora, już krąży z ust do ust, staje się wyrazem przeświadczeń ogółu.
Modlitwa. Ilustracja nieznanego autora
Gromada jest tworem wielogłowym. Ma mnóstwo oczu i obserwuje nimi bacznie cale życie wsi. Nic nie ukryje się przed tym argusowym wejrzeniem i nic nie pozostanie poza wiedzą i osądem zbiorowości. Ten osąd nie musi nawet wyrazić się w słowach ani też w aktach tak brutalnych jak wyświecenie lagrry, Osacza on milczącym potępieniem i wypiera poza wspólnotę gromady każdego, kto złamał jej niepisane prawa. W takiej właśnie sytuacji znajduje się Kntek, opuściwszy rodzinny dom po bijatyce z ojcem, potępiany i za tę gorszącą awanturę, i za romans z macochą:
insurekcja. Kraków 1955. s. 315.
- Tamże. s. 315.
M. Rzeuska: „Chłopi” Reymonta. Warszawa 1950, s. 131.
Chłopi. T. I, s. 178.