jedynego w Swoim rodzaju. („Jeżeli wzmożona władza zmysłów jest nieodzownym warunkiem realistycznego talentu po-wieściopisarskiego, to w zakresie wyroku Reymont wykazywał się jakąś niemal doskonałą kwalifikacją”1 — pisze Adam Grzymała -Siedlecki). •
Ignacy Matuszewski dorzuca do tych uwag spostrzeżenie bardzo istotne: „Ale *pamięć wzrokowa» nie określa dostatecznie natury jego wrażliwości na bodźce świata zewnętrznego. Reymont chwyta i zatrzymuje w umyśle nie tylko to, cp widział, ale i to, co słyszał, czuł etc., słowem — wszystkof ^zczym^się zetknie^z<^tawianiezatarty_śla^ w jego pamięci” *.
Jako dowód wyczulenia wrażliwości słuchowej pisarza i umie-f/jętności operowania dostarczonymi przez nią danymi przytacza / Lange scen?, kiedy chory Kuba leżąc w stajni przysłuchuje się odgłosom życia wiejskiego i z nich odtwarza obraz zachodzących aktualnie wydarzeń 3.
Nie tylko jednak o samą rewelacyjną zgoła spostrzegawczość chodzi. Wasilewski mówi o właściwym Reymontowi „wejrzenia gołym okiem”, podkreślając w ten sposób, że jest to wejrzenie bez żadnych z góry powziętych uprzedzeń, bez okularów jakiejkolwiek doktryny czy teorii, że chodzi tu o spontaniczne, żywiołowe, pełne ciekawości zapatrzenie się artysty na urzekającą go rozmaitość form i przejawów życia ludzkiego oraz życia natury.
Falkowski określa Reymonta jako „urodzonego sensualistę”4, a więc człowieka, który swoją wiedzę o śwjecie opiera przede wszystkim na danych doświadczenia, zmysłowego. „Bez naocznej penetracji ani rusz”* — stwierdza ten sam krytyk w innym miejscu. Reymont nie umie pisać o rzeczach, których nie zna —
i A. Grzymała-Siedlecki: Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim. Kraków 1962, s. 247.
t i. Matuszewski: O twórczości i twórcach. Warszawa 1965, s. 217. a A. Lange: Pochodnie w mroku. Warszawa 1927, s. 90. Por. Chłopi. T. I, I 241—242.
I Od łc. sensualis 'zdolny do odczuwania'.
I Z. Falkowski: Władysław Reymont, s. 19.
jak to określa Grzymała-Siedlecki — z „osobistego dotyku”. Dlatego w okresie pracy nad Ziemią obiecaną odbywa kilkutygodniową praktykę u tkacza. „Powinno się mieć we własnych nerwach pracę, którą chce • się potem opisywać”1 2 3 — radzi młodym pisarzom.
Tę samą żywiołową wręcz ciekawość, połączoną ze zdumiewającą wnikliwością, wykazuje Reymont w obserwacji ludzi. Była to obserwacja bardzo osobliwego rodzaju, nie badawcza, analityczna obserwacja zawodowego psychologa, ale na maksymalnym zbliżeniu się do obserwowanej osoby, na utożsamieniu się niemal z nią polegająca obserwacja artysty. Lange mówi, że autor Chłopów „nigdy z nikim się nie spierał. Gdyż wcale nie było jego celem rozwiązanie danego problematu, jeno uchwycenie istoty tego osobnika, z którym rozmawiał. Toteż Reymont nie przeczył nigdy swemu rozmówcy, owszem, potwierdzał jego opinie, nawet jeszcze je ubarwiał i wzmacniał, aby w ten sposób ów osobnik bardziej swą duszę przed nim obnażył. [...] W trakcie rozmowy Reymont już się w tego osobnika wcielił, już się stawał nim, tym drugim panem. Przybierał jego pozy, uśmiechał się jego uśmiechem”*. Nie bez racji zatem stwierdza Grzymała-Siedlecki, że Reymont „pisze swoje postacie i charaktery, jakby je grał na scenie, gdyby miał genialny talent aktorski. [...] Ma się wrażenie, że Reymont przy tworzeniu ich odbywa w nerwach swoich cały trud ich życia, pracy, uciech i namiętności. I to nie w mózgu, jako pracowite wyobrażenia, lecz niejako we własnych mięśniach i w nakładzie własnego temperamentu” *.
Mamy zresztą autentyczny zapis stwierdzający, że te słowa krytyka nile zawierają przesady ani też nie są obrazową metaforą. Oto cytowana przez Grzymałę-Siedleckiego relacja pani Aurelii Reymontoweji|
Pierwszy tom Chłopów pisał Władek w Bretanii nad morzem. Gdy skończył o^is wesela, nad którym niemal bez przerwy
15
Cyt. wg A. Grzymała-Siedlecki: Niepospolici ludzie..., s. 252.
t A. Lange: Pochodnie w mroku, s. 60—61.
a. Grzymała-Siedlecki: Ludzie i dzieła, s. 254.