założeniem było wykorzystanie wizyty papieskiej w grze przeciw państwu polskiemu, temu właśnie państwu socjalistycznemu, wraz z którym wróciliśmy na piastowskie ziemie zachodnie i północne, przez które również przebiegał szlak trzeciej pielgrzymki. Tym dziennikarzom trzeba zadedykować właśnie papieskie przywołanie, w apelu jasnogórskim skierowane do ludzi pióra, w sprawie przełamania bariery strachu, egoizmu, złego obyczaju.
Ciekawe, czego dziennikarze mieli się bać, o czym ów PZPR-owski publicysta myślał? Ataki na zachodnich korespondentów należą do stałego repertuaru, dziwi wszakże ich nasilenie w takim właśnie momencie. Ujawniają one jednak przyjętą linię propagandową. W Polsce opozycjoniści stanowią margines, działają z inspiracji wrogów zewnętrznych, a w czasie pobytu Papieża byli czynni także dlatego, by umożliwić sprawozdawcom antypolskie akcje. Partia w ten sposób chce zlokalizować i zneutralizować antykomunistyczny ładunek, który w czasie pielgrzymki ujawnił się z taką siłą i dobitnością. Miliony Polaków nie mają z tym po prostu nic wspólnego, są gorliwymi katolikami, ale także — gorącymi patriotami socjalistycznego państwa. Taka właśnie wykładnia stała się obowiązująca. Dodam jeszcze, że reportaże z ostatnich dwu dni podróży Jana Pawła II są również konstruowane na zasadzie waty. W dzisiejszej „Trybunie Ludu*’ przeczytać można piękny opis Łodzi, bardzo poetyczny.
18 VI1987
Minęły już trzy dni od zakończenia papieskiej pielgrzymki, a propaganda jeszcze nie ustaliła swojego ostatecznego stosunku do tego wydarzenia, tak jakby jeszcze się wahano, jak tę grę rozegrać. Nie wydaje mi się to przypadkiem. Papież działał w taki sposób, że kontynuacja tego stylu propagandowego, który obowiązywał w czasie przygotowań, okazała się niemożliwa, pielgrzymki roku 1987 nie można zetatyzować. O tym, że władze świadomie grają na zwłokę, lub dążą po prostu do zostawienia sprawy w zawieszeniu czy wręcz jej przemilczenia, świadczy ostatnia konferencja prasowa Urbana (opieram się na relacji w „Trybunie Ludu” nr 140 z 17—18 czerwca). Na pytania korespondentów zachodnich odpowiadał on unikami, powoływał się tylko na przemówienie pożegnalne Jaruzelskiego.
Nadal [...] nie będę komentować wypowiedzi papieża i wyrażać stosunku do wypowiedzi przywódcy religijnego. Wstępna ocena — jak wcześniej powiedziałem — zawarta jest w przemówieniu Wojciecha Jaruzelskiego na lotnisku w czasie uroczystości pożegnania Jana Pawła II. Pełniejszej oceny dokonają odpowiednie czynniki polityczne i państwowe Polski już niebawem.
I dalej, po uwadze któregoś z korespondentów, że mowa ta była „mocnym oświadczeniem”, Urban wyraził ubolewanie, że „to bardzo ciekawe [...] przemówienie nie spotkało się z dostatecznie dużym zainteresowaniem
zachodnich środków masowego przekazu”. Nadanie takiej wagi tej strasznej oracji, niejako zasłanianie się nią, jest znaczące; jest to w tej chwili jedyny tekst obowiązujący dla propagandy, tekst jednak taki, na który można się oczywiście powoływać, jak na wszystkie inne, trudno jednak go rozwijać, choćby ze względu na niezwykłą sytuację, w jakiej został wypowiedziany. Omawiając sprawy uboczne, związane z wizytą Papieża, Urban w niczym nie odbiega od kanonicznego schematu propagandowego. Chodzi tu o ataki na zachodnie mass media, które w czasie papieskiego tygodnia wydać miały Polsce wojnę, i — przede wszystkim — o obraz demonstracji w Krakowie i w Gdańsku. Swoim zwyczajem tworzy Urban świat na opak, oparty na bezwstydnym kłamstwie. Teza główna brzmi tak: to demonstranci atakowali milicję, ona musiała się bronić i nie używała ani pałek, ani gazów, ani niczego podobnego z jej wyposażenia. Uzasadnieniu tej wizji wydarzeń miały służyć zdjęcia pokazujące napór podnieconych manifestantów na tych, którzy strzegli z poświęceniem porządku i dbali, by nikt nie zakłócał papieskich uroczystości. Widziałem te obrazy w telewizji; są tak nieprawdopodobne, że aż trudno je traktować poważnie, widać na nich, jak jacyś ludzie z gołymi rękami rzucają się na młodych atletycznych mężczyzn, uzbrojonych po zęby, wyposażonych m. in. w ogromne tarcze. Chodzi tu jednak o coś więcej niż tylko o polemikę z relacjami zachodnich korespondentów, jest to także przekaz dla społeczeństwa: ktokolwiek do Polski przyjedae, na żadne manifestacje nie pozwolimy. Rozprawimy się z nimi także wówczas, gdy—jak w tym przypadku — będzie nam wygodnie mówić, że były one niewielkie i znajdowały się na poboczu głównych wydarzeń. Brutalność reakcji na spokojne demonstracje, sposób ich komentowania—to także odpowiedzi na podróż Papieża i jego homilie. I znowu trzeba tu powtórzyć straszną carską deklarację: żadnych marzeń, panowie.
20 VI1987
A więc pojawił się wreszcie tekst dający oficjalną interpretację wizyty Jana Pawła II; nie jest to oświadczenie Biura Politycznego, nie jest kolejna enuncjacja rzecznika rządu (Urban przed kilkoma dniami stosował uniki), nie jest to wreszcie deklaracja którejś z czołowych postaci obecnej ekipy. Posłużono się formą osobliwą i dotychczas chyba w PRL nie praktykowaną: przemówienie w czasie obrad Sejmu wygłosił nowy szef Urzędu do Spraw Wyznań, Loranc. Ten znany ortodoksa i publicysta od najgorszych posług wystąpił tym razem w roli sielankopisarza, wywody jego przypominają bowiem ten właśnie gatunek literacki; publikowane we wczorajszej „Trybunie Ludu” (nr 141), noszą tytuł Dobre intencje wszystkich stron stworzyły właściwy klimat (podtytuł: Informacja ministra Władysława Loranca o wizycie
121