Ze ci za trudno wspomóc siostrą? Jeśli
Tak — to przebaczani. Smutek we mnie wzmaga
Siły, więc boleć i współboleć mogę,
Gdy widzę postać twą, jakże zmienioną,
I połamane rogi mocy. Toczysz W zbroczonych strasznie krwią ojczystą falach Trupy rodaków mnogie, kark uginasz Pod nie znanymi ci dotąd mostami,
Na grzbiecie dźwigasz statki nieprzyjaciół.
Teraz, Korwinie, roztrzaskaj grobowiec, Przybądź, o, przybądź na pomoc rodakom!
Jest mi za jedno — przywoływać żywych Czy zmarłych. Jedni i drudzy są głusi.
•Każdy niech swego patrzy — mówią. — Karol, Francuz, Wenecja, papież niech się troszczą!* Klęska spętała Ferdynanda. Biada!
Ileż on razy ku mej zgubie przegrał!
Liczne utracił, walcząc o mnie, wojska,
Jak w tej ostatniej klęsce: chcąc mnie posiąść, Wydał mnie Turkom; oswobodzieielem Pragnąc być moim, oto śmierć mi zadał.
Teraz zdobywca dziki w moim zamku Zasiadł, ludami moimi zawładnął;
Z zamku królewską żonę się wygania:
Musi, wygnanka, iść do Transylwanii.
Dziecię, jak gdyby już ową niedolę Pojęło, płacze, nie da się ukoić Nieszczęsne, z państwa ojców wypędzone.
Więc już w kołysce się zaczyna męka,
Ucieczka, mozół wędrówki, uległość Twardym rozkazom wyniosłego pana?
Musisz opuścić, dziecię, kraj ojczysty,
Porzucić mienie przez ojca zebrane.
A przecież jeszcze nie dość tegol Biadał Z twojego miasta wygnać chcą Chrystusa, Jego świątynie miałby odtąd posiąść Mahomet. Chrystus, znów wydany mące,
Co od żołdaków Solimana cierpiał,
Od służebników Solimana znosi.
Bogarodzicy kościół obrócili W stajnią-, przed złem sią nie cofają żadnymi We wszystkich Boga świątyniach hulają,
Jak tego język zacny nie wypowie.
Ty na to patrzysz, niebo? Mamże wierzyć,
Że o tą niską sią kłopoczesz ziemią?"
Więcej rzec chciała, ale łzy rzęsiste Stłumiły skargi. Omdlała nieszczęsna I nieprzytomna runęła na trawą,
Na bezlitosnej ziemi sią szamocząc,
Jak niegdyś Niobe, gdy liczne jej dzieci Padły, zabite z łuku Apollina.
Nie skamieniała Buda. Ale gdyby Wtedy ujrzała to, co teraz widzi,
I gdyby ból ten dzisiejszy sią z dawnym Złączył, niedoli grozą podwajając,
W niobejską skałą zakrzepłaby Buda, Ociekającą isypilskimi łzami.
Strasznie jest patrzeć, jak nowe sztandary Przysyła Tureki jak sią mnożą wojska Mające czuwać, by sią bunt nie zażegł,
By dumnej głowy Buda nie podniosła. Dwakroć po siedem tysięcy rolników,
By im panońskie ziemie dać, przysłano; Tubylcy muszą opuścić zagony I na wygnanie iść do kraju wrogów, Podobnie niegdyś gniew Bebiusza wygnał
51