pr iif
rz. — 1 i —y——
stanu faktycznego, ile o.przekonanie, że oceny i hierarchie, które przyjmujemy, winny stać się ogólne, przy czym, jeżeli dotąd tak nie jest, to należy to przypisać wyłącznie jakiejś ślepocie, która ustąpi, gdy inni przyswoją sobie naszą kulturę. Jesteśmy tu gdzieś między postulatem a prognozą. Absolutyzowanie własnych ocen estetycznych może łatwo potwierdzić historyk sztuki. Każdy wie, jak bezlitosna umiała być jakaś epoka w stosunku do gustów epoki minionej. W kościele w Strzelnie pbmurowano piękne kolumny rzeźbione w XII wieku i zrobiono z nich szpetne, w naszym mniemaniu, ale bardziej odpowiadające ówczesnym gustom filary. Wiek XVIII z pogardą odnosił się do gotyku. Barok poczytywany był długo za sztukę upadku, dopóki H. Wólfflin nie ukazał jego walorów, a zwolennicy koncepcji „woli artystycznej" nie przekonali ludzi, że budowano wtedy tak, jak budowano, nie dlatego, że ludzie nie umieli tego robić tak jak ich poprzednicy, lecz dlatego, że chcieli inaczej. Byli tacy, którzy dawno zwracali uwagę no to, że na różnice w wartościowaniu reagujemy znacznie bardziej drażliwie niż na różnice zdań w sporze rzeczowym, traktując odmienną opinię interlokutora jako deprecjację własnej. „Miłość własna tkliwsza jest na potępienie naszych upodobań niż naszych przekonań" — pisał słusznie La Ro-chefoucauld. Może dlatego, że w zakresie ocen spór kończy się zwykle tym, że się ludzie rozchodzą, każdy z przekonaniem o własnej wyższości. Potrzeba absolutyzacji w zakresie ocen moralnych ma znacznie' głębsze korzenie niż w wypadku ocen estetycznych. Kto chce, by dobro zatriumfowało, by źli zostali ukarani, a dobrzy nagrodzeni — musi wierzyć, że można bezapelacyjnie rozstrzygnąć, co dobre, a co złe. O doniosłości ocen moralnych dla naszego życia pisałam już gdzie indziej i do niej nie chcę tu wracać4. Tłumaczy ona'w pełni głód absolutu, który zresztą w tym wypadku jest raczej wtórny w stosunku do potrzeby pojętej w pewien sposób sprawiedliwości, nie jest zaś przejawem przysługującej „naturze" ludzkiej arbitralności, o jakiej w swoich pracach Bentham mówił tylokrotnie. |
Nazwisko Benthama nasunęło nam się tutaj nieprzypadkowo, on to bowiem ostrzegał uporczywie przed apodyk-tycznością, z jaką narzucamy innym nasze przekonania o tym, co złe, a co dobre, opierając się o różne byty fikcyjne, by naszym upodobaniom nadać autorytet. Tak ..u'i udzie przypisywali czasem swoje upodobania rozumowi, mówiąc o ich zgodności z rozumem. Kiedy indziej opierali się na prawie natury, któremu kazali przemawiać własnym głosem. Tę samą rolę odgrywał zmysł moralny, oświecone sumienie, czy dobrze rozumiany interes własny. Ludzie religijni znajdowali oparcie w istocie nadprzyrodzonej. Posłuchajmy paru tego rodzaju głosów, by przekonać czytelnika, jak dalece są one nadal żywe. Tak oto w roku 1951 A. Gołubiew pisał: „...Żeby hierarchia wartości mogła mieć sens, musi być jakiś punkt odniesienia, będący czymś bezwzględnym i stanowiącym wartość najwyższą... Ten punkt odniesienia poza materią, będący miarą wszechwartości i jednocześnie wartością najwyższą, moja matka nauczyła mnie nazywać Bogiem. Zapewne — jest to jeszcze bardzo daleko od przyjęcia tego Boga, o którym uczy katolicyzm, ale jeszcze jest dalej od przyjęcia koncepcji monizmu materialistycznego" 6. Ci, którzy nie szukali w Bogu oparcia, znajdowali je nieraz w ideach platońskich, które miały gwarantować od-wieczność i powszechność świata wartości. Znane jest w tej sprawie stanowisko Mikołaja Hartmanna. U nas Bogdan Nawroczyński w roku 1947 pisał6: „Jak niebo gwiezdne nad ziemią — tak świat wartości absolutnych unosi się nad światem wartości związanych”. Nie są one związane z żadnym nosicielem, są „samym tylko walorem". Obowiązują one powszechnie, choć nie są aktualnie powszechnie uznawane, świat wartości absolutnych odsłania się bowiem dopiero ludziom o wyrobionym sumieniu. Ten świat wyczerpuje świętość, dobro, prawda i piękno — walory, które zdaniem autora, występują w tym świecie w stopniu najwyższym. „...Żadne miejsce kultu religijnego nie jest tak święte jak sama świętość; żaden postępek nie jest tak dobry jak samo dobro; żadne dzieło sztuki nie jest tak piękne jak samo piękno; żadna teoria naukowa tak prawdziwa jak |
* Palr* rozdział moich Motywów postępowania, pt. „Homo moralls" (Warszawa 1958). |
? A. Gołubiew, Dlaczego fetlem katolikiem?, „Znak" 1951, nr 27, *. 39— 40. * • B. Nawroczyński, Zycie duchowe. Zarys lllozolll kultury, Warsuwa 1947. |
18 |
2* 19 |
19