iy#mynj. w IwJrym obce tobie elementy zostały ze ińiiit połączone, „oswojone”
Cbdtonnt*ya> kodem językowym Chłopów jen oczywiście jj£a|p Ssetadtj z przełomu XIX/XX w. Dominuje on wyraźnie * yi alt aarracyjno-opisowych utworu. Trudno wszakże spo-±ać *go odmianę czystą Ątrtof stopniowo wprowadza w jego sfNtm elementy gwarowe czy archaiczne. Nie są to wszakże «mm*ł lite, które miałyby na celu charakterystykę brodowi-Aa: •» komponenty w całej pełni równoprawne z systemem jppftsi literackiego Czytelnika uderza nie tyle obecność owych ełnmemds* gwarowych w tekście powieści, ile różny sposób na-tpnńn Btnw owego tekstu. Oczywiście, największe nasycenie g—B| oknem ujemy w dialogach. Sprawa ta nie budzi zdziwię-»r chodzi wszak w tym wypadku o typowy zabieg stylizacyjny, mąppf na cełu środowiskową charakterystykę poszczególnych Mkilt.'ii?in faac/ej wygląda to w partiach narracyjno-opisowych. Unaj spotykamy fragmenty bardzo silnie nasycone słownictwem pmmtym, odwołujące się także do typowej dla gwary fleksji f ŚMh Obok zaś znajdujemy fragmenty, w których odnaleźć tMku Zaledwie ślady owej gwarowej stylizacji. Jako przy-MM niech posłuży opis budzących się do życia wiosną Lipiec / pierwszych stron tomu trzeciego Najpierw mamy fragment * stosunkowo bardzo niewielkim nasyceniu gwarą:
O/ieS jję już czynił coraz większy, zorze rozsączały się w martwe nkMMk kr ns siebie poczynały gorzeć jakoby krwawe łuny pożarów jeszcze Sie dojrzanych, i tak się gałanto rozwidniało, iż ano bory wyrastały ddfcsra i zarną obręczą, a wielka droga, obsiadła rzędami topoli pochylo-lęeby utrudzonych jakoby w ciężkim chodzie pod wzgórze, dźwigała się -oraz widniej na światłość, zaś wsie, potopione w mrokach przyziemnych, wyzierały gdzieniegdzie pod zorze, kichy te czarne kamienie spod wody spienionej, i poniektóre już drzewa co bliższe srebrzyły się całe w rosach i brzaskach, fff, s. 6)
Gdyby nie wprowadzone tu słowa: „galanto", „ano”, .Jcicby", mo/n.i byłoby przyjąć, iż, mamy w tym wypadku do czynienia z czystą odmianą języka literackiego. Okazuje się wszakże,
iż fragment ten sąsiaduje bezpośrednio z innym, w którym elementy gwarowe wyraźnie dominują nad elementami języka literackiego. Czytamy bowiem:
Słońca jeszcze nie było, czuło się jeno, że łeda pacierz wytupie się z tych zórz rozgorzałych i padnie na {wiat, kióren dołegiwał ostatków, ozwierał ciężko mgławicami zasnute oczy, ponichiwał się ździebko. przecykał z wolna, ale jeszczech się lenił w słodkim, odpoczywającym dospiku, bo cichość padła barzej w uszach dzwoniąca, jakoby ziemia dech przytaila — jeno wiater, jako to dychanie dzieciątka, cicheśki pował od lasów, aż rosy potrzęsły się z drzew. (II, s. 6)
Lektura tego fragmentu sprawia już pewne kłopoty czytelnikowi, który nie zna gwary. Przekonuje ona jednak zarazem, że pisarz stawia na jednej płaszczyźnie język literacki i gwarę, jako dwa w pełni uprawnione komponenty języka jego powieści. Zagadkę różnego nasycenia gwarą tekstu w partiach opisowo--narracyjnych tłumaczy jedynie przyjęta przez pisarza koncepcja narratora. Zmieniający raz po raz swą rolę narrator Chłopów musi przemawiać różnymi językami, choć wciąż przypomina, że jest tym samym „jakimś tytanicznym chłopem” opowiadającym dzieje Lipiec.
Dialektyzacja obejmuje w powieści wszystkie warstwy języka. W zakresie fonetyki najbardziej bodaj rzuca się w oczy występowanie prejotacji (np. Jantoś, Jewka), przydechu (np. hale zamiast ale), a także mieszanie ch i k (np. chto i kto). Trzeba także odnotować liczne ściągnięcia (np. pódę, pedzieć, trza, ździebko). Spośród licznych zjawisk morfologicznych na podkreślenie zasługuje częste wprowadzanie przez pisarza form niemęskoosobowych w miejsce męskoosobowych (np. ludzie kochane, braty rodzone, dobre są ludzie). Najwidoczniejsze bo-daj wpływy gwary zauważyć się daje w dziedzinie koniugacji. Autor stosuje często pluralis maiestaticus (ociec mówili, matula idą). W 2. osobie liczby mnogiej trybu rozkazującego pojawia się gwarowa końcówka -ta (iećta, stulta). Najwięcej kłopotu przysporzył przecież Reymont badaczom języka jego powieści