670 J. ANDRZEJEWSKI, MIAZGA
Obaj milicjanci już weszli do środka i choć Kubiak ma przez moment nadzieję, że z powodu jakiejś błahej sprawy lokalnej, aby zasięgnąć informacji, zajdą do nich (bo Wiesiek Kwiecień, chociaż łobuz, jest bardzo ładnym i sympatycznym chłopakiem) - słychać ich ciężkie kroki na schodach prowa- i dzących na pierwsze piętro, do mieszkania Jaskólskiej. Edward 1 otwiera lodówkę i z półlitrówki już bliskiej dna nalewa trzeci i kieliszek. Długie milczenie. Z radia, które Kubiak wstając zapomniał wyłączyć, dobiegają dziarskie dźwięki ludowej kapeli. Słychać z góry dobijanie się do drzwi. Kubiak nie wytrzymuje nerwowo i wypróżnia półlitrówkę.
EDWARD Mnie jego żal, słowo daję.
DANUTA Domyślam się.
EDWARD Gówno się domyślasz! Tobie tylko jedno w głowie.
DANUTA Coś powiedział?
EDWARD Nic.
DANUTA Nic, powiadasz? Myślisz, że jajestem ślepa kura i nic nie widzę?
EDWARD Czego na przykład?
DANUTA Pośmiewisko i wstyd! Jak ci te opuchnięte oczki latały, ilekroć tego drania widziałeś, jakie krygi, frygi przed ' nim stawiałeś. W lustrze się przejrzyj!
EDWARD Nawzajem.
DANUTA Żebyś wiedział, że przeklinam siebie i tę godzinę, kiedy jak ostatnia z ostatnich idiotek zgodziłam się wyjść za ciebie za mąż. Ja siebie w lustrze widzę, ale to ty musisz na mnie patrzyć. Och, jak ja żałuję, że nie jestem ładnym chłopakiem, wtedy bym ci pokazała!
EDWARD Danuta, zastanów się, na co te awantury? Nie jesteśmy już młodzi...
DANUTA Przez ciebie jestem stara i do niczego, przez ciebie.
EDWARD Ja bym chciał...
DANUTA Już ja wiem, czego byś ty chciał. Żebym zdechła, a ty żebyś miał swobodę i w moim domu urządzał sobie męski burdel. Ja ciebie dobrze znam. Wyszkolił cię ten twój Wanert.
EDWARD Danuta, zastanów się, to było czterdzieści lat temu.
DANUTA Dla mnie jest teraz! Won z kuchni, nie chcę na ciebie patrzyć.
I znów Edward Kubiak chce się wycofać, lecz wstrzymują go odgłosy, jakie dochodzą z góry; silne zatrzaśnięcie drzwi i kroki schodzących na dół. Po chwili przed oknem kuchni wyłaniają się na wietrze rozpraszającym drobne płatki śniegu sylwetki obu milicjantów, prowadzących Wieśka Kwietnia z gołą głową, w kożuchu i ze skutymi rękoma. Niebawem znikają w lepkiej zawiei.
EDWARD Ciesz się!
DANUTA Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.
EDWARD Jezus Maria, kobieto! Skąd w tobie tyle złości?
DANUTA Skąd? Siebie spytaj.
9
/' W Jabłonnie, przy zwłokach stryja, Eryk Wanert rozmyśla. Zmarły jest już w ciemnym garniturze i jego zwłoki spoczywają na łóżku przykrytym miejscowym, pensjonatowym kocem. Za oknem suche, nagie drzewa, drobna zawieja.