672 J. ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
piątek, 26 czerwca
Prawie dwanaście godzin pracy. Po wczorajszym, późno-wieczornym deszczu trochę się odświeżyło, chłodniej i wiatr.
Tekst piosenki, który mi przed kilkoma łaty (zimą 1967) przesłał z Londynu do Paryża Romek Polański, o ile parnię-tam, w tym samym mniej więcej czasie Polański był w Paryżu, i z nim, długowłosym, oraz z Anią J.56 jedliśmy kolację w restauracji przy quai St. Michel, prawie na wprost Nolre Damę, wtedy Romek po winie, tak jak on to potrafi, wyśpiewał na szepcie tę szkolną, łódzką piosenkę i już wówczas pomyślałem. że właśnie coś podobnego powinni w finale Miazgi, po północy, w mętnym, śnieżnym pejzażu zagubionego kwietnia (wtedy maja) śpiewać przed frontem pałacu w Jabłonnie pijani i całkiem rozluźnieni członkowie Bractwa Żółwiowego, dlatego prosiłem Romka, żeby mi ten tekst koniecznie przysłał, zrobił to i — pamiętam dobrze — kiedy rano wychodząc z hotelu odebrałem na dole list z Londynu, wsunąłem go do kieszeni i wprost z placu Odeonu poszedłem ulicą de Midi-cis ku bulwarowi St. Michel, już było prawie ciepło, bo siedziałem na tarasie zatłoczonej kawiarni przy placu Rostanda i tam rozpieczętowałem list Romka ze znakami jego ostatniego podówczas filmu Cul de sac57, i wtedy odczytałem ten tekst: wydał mi się bardzo zabawny; niestety, nie mogę go teraz zna-leźć5*.
56 Postać nie rozpoznana.
57 Cul de sac — film Romana Polańskiego z 1966 roku, w Polsce wyświetlany pt. Matnia. List zachował się w zeszycie zawierającym rękopis fragmentów Miazgi (Muzeum Literatury).
58 W rzeczywistości Andrzejewski miał ten tekst pod ręką i począł kowo umieścił go w maszynopisie powieści, potem zaś z niego usunął Tekst rozpoczynał się następująco: „Służyłem u pana przez całe lato/Da
■Wróciwszy do siebie Konrad Keller stwierdza, że jednak jgUfihł, obrzęk zniekształcający twarz jest bardzo wyraźny. ' W okolicznościach zwykłych byłby najprawdopodobniej tą groteskową deformacją ciężko zdeprymowany, teraz jednak, gdy sobie uświadamia, jak koszmarnych i ośmieszających komplikacji uniknął nieomal cudem, dzięki nieoczekiwanej decyzji Moniki — odczuwa dla swej niedoszłej żony coś w rodzaju tkliwej wdzięczności, a z kolei to wysublimowane do-l znanie poczyna w nim promieniować na całość wytworzonej sytuacji, niosąc ze sobą zrazu wstydliwie mgliste, lecz dość szybko wykrystalizowane uczucie ogromnej ulgi, co sprawia, że prawie w nastroju frywolnego rozbawienia obserwuje w lustrze głupkowaty dzięki obrzękowi wyraz własnej twarzy, potem z niewiarygodną lekkomyślnością połyka dwie ogromne pastylki oxyterracyny i wciąż w nastroju płochego wesela przechodzi do pokoju, chcąc zdjąć z pawlacza podręczną torbę, aby spakować do niej różne drobiazgi Moniki, nim jednak to przedsięwzięcie podejmie, powstrzymuje go refleksja, iż pośpiech w tym wypadku byłby mimo wszystko przejawem nie najlepszego smaku, trochę na zasadzie odruchu warunkowego wyobraża sobie przez moment chłodną i ironiczną reakcję Moniki, gdyby w czapce-niewidce mogła stać się świadkiem tak wulgarnego likwidowania resztek przeszłości, jeszcze jak świeże zwłoki nie ostygłej.
ci-mi-ci-mi / Dat ci-mi-ci-mi / Przepióreczkę za to. / Dal ci-mi-ci-mi / Przepióreczkę za to. / A ta przepióreczka / Latała skakała / Aż się zesrała / Aż się zesrała / Latała skakała / Aż się zesrała. / Służyłem u pana przez drugie lato / Dał ci-mi-ci-mi / Dał ci-mi-ci-mi / On kaczkę za to. I A ta kaczka ciągle kwak / Sypie się jej z dupy mak”.