' i
9 lutego, wtorek, o północy
\ Gdy rano wyblrriiirni się cl** Londynu, /iic/.ął sl<, .il.iriu Trwał do
kj I 9.00. Na Mili Hillw nlt* siu lute było ładnych bombardowali ani nawet 1 h I artylerii przeciwlotniczej. W ministerstwie dowiedziałem się jednak, że walnęli w pociąg na pr/rdmieśc łach południowego I .ondynti. 1 /nów w szkoły. Tym razem, na szczęście, Już puste.
■Ją, | Kursk zajęty. Chcą teraz okrążyć Niemców w basenie Donu.
dą I Po zimnym, dżdżystym dniu zrobiło się pogodnie. Niebo szumi od
iq, I ciągnących nad naszymi głowami samolotów.
'ji. i Zirytował mnie mój przedwojenny znajomy, Amerykanin Louis P. Lockner, kiedyś w Berlinie prezes „Verein der Auslandischen Presse". Napisał książkę What about Germany, w której za bardzo rozczula się „innymi Niemcami". Lockner pisze:
„Istnieją inne Niemcy. Istnieją Niemcy, które na razie są w ukryciu. Są bez głosu, gdyż odebrano im wszelką możność publicznego wypowiedzenia się. Są Niemcy, którzy tak samo namiętnie modlą się o wyzwolenie z niewoli nazistowskiej, jak modlą się o koniec Hitlera i jego reżymu wszyscy członkowie Narodów Zjednoczonych. Istnieją Niemcy, którzy wciąż przyznają się do normalnych, cywilizowanych ideałów a- ; równego i humanitarnego prawa dla wszystkich, szczerości i prawdy
a, j w stosunkach pomiędzy ludźmi, współczucia dla uciskanych, słabych
e- ? i chorych. Istnieją Niemcy zawstydzone i upokorzone tym, co naziści
io czynią w imieniu Niemiec. Twierdzenia te opierają się na bezsprzecz-
j nej, konkretnej znajomości rzeczy, lecz jest mi trudno poprzeć je do-
| wodami".
Są, oczywiście, są, lecz cóż z tego, że są?
10 lutego, środa, 8.00 wieczór
Przed 5.00 po południu, gdy byłem jeszcze w Strattonie, zaczął się alarm. Obserwowałem ludzi. Wielu nawet nie ukrywa strachu. Widać. " | że i nerwami coraz gorzej.
Za chwilę idę na odprawę lokalnej obrony przecłwpożamej. Nazywa to fin guard. Mam dziś dyżur od 1.30 do 3.00. Najgorszy, bo w środku nocy.
I