0
^arofcu m ' ---- ;,'-T ;
/tfl
K#|
YA
En voltigeant sous nos lambris,
Leur donnę ou la fraicheur de Florę,
Ou le teint ambrć de r Aurorę,
Ou le vert inconstant d’Iris;
Mais ce vain chef-d^euyre d’£ole,
Qu’un souffle lśger a produit,
Dans 1’instant qu’il brille et qu’il vole,
Par un souffle s’ćvanouit.18
w
■Zatem, aby pojąć, jak powstają / Nasze kaprysy wciąż f ; rodzące się na nowo, / Spójrz na grupkę dzieci, / Któ-re, w rurki dmuchając różnorakie, / Tworzą z wody fi w z mydłem przemieszanej / Kule przejrzyste; / Tchnie^ nie nadaje tym bańkom leciutkim / Świetlisty prze-pych kwiatów, / Ich przelotnymi odcieniami / Tchnie-nie karmi barwy świata: / Powietrze, co nadyma je y i barwi, / Gdy pod stopami naszymi bujają, / Krasi je to świeżością Flory, / To złotawym blaskiem Aurory, /
To znów Iris zmienną zielenią; / Lecz owo Eola czcze arcydzieło, / Przez lekkie tchnienie stworzone, / W tej wiaśnie chwili, gdy lśni i wzlatuje, / W tchnieniu również umiera.]
Jesteśmy tu chyba bardzo daleko od symboliki M platońskiej i chrześcijańskiej, mimo że ona właśnie m dostarczyła symbolu, jakim posługuje się poeta, |ie nieświadomy zresztą jego źródeł. Mały krąg życia d zmysłowego zostaje pozbawiony wszelkiej' więzi k przyczynowej, wszelkiej analogiiZzlwięllujnTrę- jg giem życia boskiego. Rodzi się z tchnienia, z nie- |y określonego kaprysu; pozbawiony własnej substan- U cji, zadowala się istnieniem tworzonym przez zmie- ^ niające się barwy zewnętrznego świata, który od- | bija. Jest drobniutkim zdarzeniem zmysłowym, * które rychło ustępuje, bez widocznej przyczyny, innym zdarzeniom. Zatem nie sposób nawet powiedzieć, że bańki Bemisa istnieją. Posiadają co najwyżej jakąś cząstkę istnienia. Każda z nich zjawia się wtedy, gdy rozprysły się poprzednie — i dzięki temu właśnie, że się rozprysły — tak że nie tworzą one nigdy łańcucha chwil ani zgrupowania miejsc. Niemożliwa jest tu więc przestrzeń