„słowem zapytać o intelektual
ja.
obiektywnymi formami.
tecznośc
starsze od niego intermedia, cofnął ■ (duchem) w przeszłość, obniży} fe plebejskość, wyznaniu wiary sv/to'
ii/i i tm/łał r\/ev ćrp/łnin...:. —®
140
tak wiele razy pisał w swych ogromnych powieściach, w grzmiącej publicystyce, w poezji. Co powtarzał, tłumaczył, ilustrował fabularnie, czym wzruszał bez umiaru, za co siedział na wygnaniu. Innymi słowy, jest to obrócona w misterium osobliwego nabożeństwa jego religia osobista, zwana humanitaryzmem Victora Hugo.
Co jednak widzimy właściwie na scenie? Jakie to misterium odprawiane niby msza? Hugo pokazuje na scenie Ursusa jeden z założycielskich mitów nowoczesności, który powtarzano setki i tysiące razy. Boski promień miłości pozwala zabić dzikie bestie chaosu. I na odwrót: brak boskiego promienia wyzwala chaos, bestie, zło. Wiara w ten mit obowiązuje do dziś. Kto by śmiał bliźnim dowodzić na przykład, że miłość najwyższą wartością w ludzkim świecie nie jest, a najlepszą drogę do uczłowieczenia człowieka stanowi wytłumienie emocji, jako że to one są tym, co w ludziach najbardziej zwierzęce? A tylko w ten sposób można by, jak sądzę, pozbyć się ze sztuki melodramatu. Lecz dlaczego melodramat tak nas gniewa? Że jest kiczem? Że jest łatwy, łzawy, fałszywy? Ale to znaczyłoby, że tak naprawdę wcale nie wierzymy w ów założycielski mit i dlatego właśnie melodramat, choć króluje w wyobraźni, odrzucany jest przez wysoką kulturę jako nieprawy pomiot tragizmu. Tymczasem w teatrze Ursusa zyskuje on jednak jakiś rodzaj prawości moralnej i estetycznej.
Bo też Hugo idealnie wręcz wskazał, jakie warunki musi spełnić melodramat, by można go było podnieść wyżej, nadać mu siłę mitu. Trzeba wyzuć go z wszelkiego realizmu. Trzeba sprowadzić do niewielu elementów, a w nich stopić dosłowność i symbol. Wyrzucić Małgorzatę Gau-thier z jej kameliami, kondycją, gruźlicą. zostawić boski promień, wyrzucić motywację, psychologię, wszelkie uzasadnienia i działać bezpośrednio przez zmysły na uczucia;
MARTĄ Pru/j^
P wyrazu, posługując^, wnymi formami, intclet, 'k ną skuteczność języka, który U--Kt by tylko kształtów, dźwięków'*1-tów [...] postawić pytanie 0’ 8tl lektualną skuteczność sztuki” pisał Artaud. Romantycy dodT taka redukcja i taka wiara musz^u^ artystycznie uzasadnione. Inaczc? ^ wiąc: rzecz musi mieć prostot sakralny wymiar prymitywu. Vi Hugo z całego Shakespeare’a
wieku nadał rysy średniowieczny trochę obrzędu, trochę misterium’ trochę moralitetu. Łatwo to zobaczyć i zrozumieć mając w swej kultury drugą część Dziadów.
Czym „ta sama” historia staje się w wersji sentymentalnej, można zobaczyć, jeśli się doczyta powieść do końca. Na planie ziemskim zło zwycięża, ludzie się nim nawzajem zarażają, jest ,jak dżuma”. To zło wszelkiego typu i gatunku: zło społecznej zło natury. Wszystkie prawa moralne zostały przekroczone. Brat gotów jest zabić brata, a parlament angielski składa się z ludzi głupich i nikczemnych. Ustrój feudalny jest niesprawiedliwy, lud uciśniony, skrzywdzony, poniżony. Bohaterowie zostają zdradzeni od zewnątrz i od wewnątrz, przez własne ciało. Gwyn-plaine okaże się niewierny sobie, niewierny ludowi, niewierny Dei. Dea umrze, pokonana chorobą i rozpaczą. Teatr zostanie rozwiązany, Ursus ze swym wilkiem wygnany z Anglii, wóz sprzedany za grosze. W ostatnim rozdziale kochankowie spotkają się jednak na pokładzie statku, na tle morza i nieskończoności. Gwynplai-nc zanuci kilka wersów hiszpańskiego tekstu, a potem oboje umrą <t*e* skończenie szczęśliwi. Melodramat -czyli podwójne, dwuznaczne i nieczyste zakończenie: katastrofa jako happy end, zagłada wartości jako ten