W Drukarni Noskowskiego, Warecka )ft 15.
Ktoś, kto z innej części Polski tu do Warszawy przybywa, czuje się owładnięty i dokoła ścieśniony jakby istną falą nawalną uczuć i wrażeń.
I jakżeby mogło być inaczej?
Jakżeby nie miały przemówić i zagrać tysiącem ech na duszy i sercu przybysza, te miejsca przez swoją tak wymowną tradycyę, przez swe obecne życie, mimo całych pozorów rozstrzelenia i rozbicia się, tak jednak skupione w natężonej myśli. A wreszcie przez swoje nadzieje.
Lecz ledwo chciałbym, przemawiając po raz pierwszy do was, wypowiedzieć wam to wszystko, co mą duszą w tej chwili i miota i wtrząsa, a już się czuję bezsilnym i słabym.
Przyczyna tego łatwa do zrozumienia.
Boć te mnogie uczucia, skoro się je chce na język przełożyć, już ustępują miejsca tylko jednemu, które jak błyskawica uderza potężnie w duszę i już się więcej na luźne słowa i zdania przełożyć nie daje.
To jedno uczucie, pozwólcie, żi zamknę też w jednem tylko słowie; w pozornej swój szacie najpowszedniejsze słowo, w które jednak wszystko kładę:
Witam i pozdrawiam Warszawę...