II.
Rozważałem z wami dotąd pierwszy program myśli katolickiej, t. j. pogłębienie samej prawdy chrześciańskiej.
Teraz zaś zastanówmy się nad etanowiskiem myśli katolickiej do myśli obecnej, do naszego czasu, i wogóle nad związkiem jej z całą dzisiejszą cywilizacyą i kulturą. Uważam jasne i zdrowe postawienie programu w tym kierunku za rzecz ogromnej doniosłości, zwłaszcza zaś w obecnej chwili dziejów Kościoła, która w tej części Polski wiele zmian przyniosła.
Dotychczas bowiem Kościół katolicki w Polsce miał w aureoli cierpienia puklerz. Z niej czerpał siłę jednoczącą z nim nawet tych, co w innych warunkach szliby osobno: lecz wówczas — w cierpieniu Kościoła widząc cierpienie ojczyzny,—we wspólnym uścisku podawali sobie dłonie.
Przechodzicie teraz w okres inny, gdzie węzły cierpienia zwolnione, gdzie więc ci ponie-wolni wasi sprzymierzeńcy mają rozwiązane wobec Kościoła ręce. Są oni wolni: kontrakt milczący i pokrewieństwo w krzyżu już ich więcej nie wiąże, a Kościół widzi potrzebę zdobywania
sobie jakby na nowo tych, których dotąd tak był pewnym—zdobywać zaś ich musi nie już ze-wnętrznemi sytuacyami, ale przedewszystkiem samą siłą wewnętrznej prawdy.
W takiej przełomowej epoce najgłówniejszą rzeczą jest odpowiedzieć sobie na pytanie: jak się ma kształtować myśl katolicka, by się nie zamknęła sama w sobie i nie zaskorupiła odcinając s:ę od reszty żywotnej części życia narodowego, społecznego?
Jak znowm kształtować, by uniknęła niebezpieczeństw rozpłynięcia się w chaosie kwe-styj tysiącznych? Całą też uwagę na to skupić się musi, by program katolicki nigdzie tam nie palił mostów, gdzie można zyskać i złączyć, a nigdzie znowu nie szedł za daleko w ustępstwach tam, gdzie są już rozbieżne zasady.
Dwa są kierunki, między któremi, jak między Scyllą i Charybdą, przechodzić muszą wszelkie programy myśli katolickiej.
Jeden—kierunek modernizmu, potępionego świeżo przez Piusa X, a drugi—temu wręcz przeciwny, przesadnego konserwatyzmu.
Oba prądy mają swe źródło we fałszywem stanowusku, jakie zajęły wobec dzisiejszej cywi-lizacyi i kultury.
Modernizm grzeszy tern, iż kokietuje z cy-wilizacyą dzisiejszą w bezkrytycznym zachwycie, dla niej poświęca już nie formę, ale nieomal samą treść swych wierzeń, tkwiąc w exagera-cyi upodobań każdej nowości, w dążeniu do oderwania s;ę od każdej intelektualnej zależności i wr uprzedzeniu, lekceważeniu, a nawet w tajemnej pogardzie wszystkiego—co trąci tra-dycyą. Modernizm, uniesiony fałszywą słabością