266 Robert Bogda*
ductwo. Musieli stanąć w obliczu rozlicznych problemów, nauczyć się od zera podstaw samodzielnego żyda, poruszania się w świecie pracy, radzenia sobie z psychicznym stresem spowodowanym samotnością. Ed ujął to następująco: „Nikt mi nigdy nie powiedział, iż muszę pracować i nie powiedział, że muszę wypełniać formularze bankowe. Jeśli nigdy wcześniej nie musiałeś się z tym zetknąć, o rany!, to jest zupełnie nowy świat. Kiedy już opuścisz szkołę stanową, to jedną z rzeczy, których ci naprawdę zaczyna brakować, są ludzie. Odkrywasz też, żc świat jest większy niż ten, do którego się przyzwyczaiłeś. Poznajesz dobrze, czym jest samotność**. Panie zastanawiając się nad brakiem podstawowych umiejętności byłych wychowanków instytucji, powiedziała: „Największym problemem ludzi opuszczających szkołę stanową jest to, iż jesteś tak bardzo przyzwyczajony do tego, żc wszystko dostajesz jak na talerzu. Na przykład dają ci jedzenie i nie musisz gotować. Nic masz pojęcia jak robić pranie. Wszystko robią za ciebie... Kiedy się stamtąd wydostajesz, to wcale nie jest śmieszne, bo nie wiesz o co w tym zewnętrznym świecie chodzi".
Obcy jest im takie świat heteroseksualny. Niektóre z ich problemów związanych z dostosowaniem heteroseksualnym można uznać nie tyle za wynikające z opóźnienia, ile będące przejawem deprywacji wynikającej z instytucjonalizacji Takie sprawy jak skrępowanie Eda, gdy chciał zaprosić znajomą do kina, czy ambiwalentni kochankowie Partie i jej tęsknota ;a posiadaniem dziecka, mają korzenie w niekocdukacyjnym modelu instytucji.
Nauka żyda w niezinstytucjonalizowanym świecie napotykała liczne trudności, jednakże w krótkim czasie możni je było przezwyciężyć. Znacznie trudniejsze było zmazanie piętna wychowanka szkoły stanowej. Mimo żc Ed i Panie
nic definiowali siebie jako „opóźnionych", byli jednak wychowankami szkoły Sianowej dla „opóźnionych w rozwoju umysłowym". Uważają, iż zostali posłani do takiej szkoły nic dlatego, żc są „opóźnieni", tylko dlatego żc ich rodziny nie potrafiły się nimi zająć i z powodu braku alternatywnych instytucji społecznych. Inni ludzie jednak nie przyjmują tych wyjaśnień. Wychowankowie szkoły stanowej dowiadują sic więc, iż dla innych ludzi fakt, żc tam przebywali jest synonimem tego, iż są „opóźnieni" albo są „wariatami". Pactie mówi. z jakimi dylematami styka się wychowanka szkoły stanowej: „Kiedy pracowałam w różnych miejscach (po opuszczeniu szkoły sranowej), zazwyczaj popełniałam błąd. Wiadomo, że jeśli chcesz się z kimś zaprzyjaźnić, musisz mu trochę opowiedzieć o swoim życiu. No właśnie, i robiłam sobie wrogów, gdy opowiadałam o moim życiu. Zaczęto mi dokuczać, więc teraz nic mówię już o cym nikomu. I też jest źle. Bo ludzie pytają: ‘Gdzie mieszkałaś kilka lat temu?’ Nie możesz odpowiedzieć, że w Timbuktu czy w Ohio, jeśli nigdy tam nie byłaś. Kiedy szukasz pracy pytają, gdzie pracowałaś do tej pory, gdzie mieszkałaś i tak dalej. Mówią wtedy, że właśnie dlatego się irytujesz, bo byłaś w szkole z niedorozwiniętymi i wariatami. A to naprawdę boli. Odpowiadam, że w tych szkołach są ludzie, którzy po prostu potrzebują więcej pomocy niż inni, ale to do nich nie dociera .
Instytucja odgrywa ważną role w ich życiu, ale z nikim nie mogą podzielić się swoim doświadczeniem w obawie, iż zwróci się to przeciw nim: w obawie, że ludzie zaczną ich wtedy definiować tak. jak nie chcą być definiowani. Mimo niepewności i wahań, chcieliby jednak móc podzielić się z innymi swoimi doświadczeniami dcprywacji związanymi z instytucjonalizacją. Chcą ukryć swą przeszłość, ale jak można