nie stojące w słońcu są dla bogów, są ich znakiem, symbolem, na samym ich dole, jak robaki w jaskini, w mroku i wilgoci mogą przebywać ludzie. Słaby gatunek, któremu trzeba ciągle przypominać, skąd przyszedł i ile zawdzięcza boskiemu światłu.
W sklepie sprzedawczyni, młoda dziewczyna, czarnooka, czarnowłosa, piękna na swój sposób, czyta kolorowy magazyn. Kiedy zaczyna kasować zakupy, odczytuję do góry nogami śródtytuł artykułu - ŚMIERĆ KLINICZNA ODBYWA SIĘ JEDYNIE W NASZYM MÓZGU!
A więc czarny tunel ze światłem na końcu i oczekującym na nas sądem, Bogiem, szczęśliwą rodziną, piekłem i niebem, rozgrywa się w naszej głowie, nie na zewnątrz, jest tylko mirażem naszego mózgu.
Czy to samo może czuć maszyna, komputer lub sieć neuronowa, która jest odłączona na zawsze od prądu? Jeszcze energia płynie obwodami, jeszcze, tu i ówdzie, istnieją jakieś cząsteczki informacji, ale ostatni obraz życia związany może być z tunelem kabla i jego ostatnim odcinkiem, do którego dotarł prąd, gdzie zamarły ostatnie cząsteczki elektryczności.
Pyk... i koniec.
Została martwa informacja.
I kiedy wydawało się, że już wychodzi, kierując się do małych drzwi obok sceny, odwrócił się i zatrzymał wzrok. Moje oczy i jego oczy. Nasze gesty powitania zamarły w połowie, jakby było wiadome, że nie ma czasu, tego sekundowego, minutowego, obecnego. Jego twarz rozpoczęła zmiany, na początku powoli, jakby jej cząsteczki, jej piksele nie były umiejscowione na stałe, były czymś wolnym. Forma była formą i nie była nią, będąc nią cały czas. Później proces jakby przyspieszył, a jego twarze zmieniały się i spadały, jak podczas wydzierania stronic z kalendarza, o którym się zapomniało i chce się dogonić czas, wyrywając w jednej chwili dwa tygodnie kartek. Od wizerunku całkowitego spokoju, posągowej monumentalności, poprzez radość i ciepło, które tkwią w nas głęboko jako wspomnienie bezgranicznego i niczym nieuwarunkowa-nego bezpieczeństwa. Metafizyczny morfing trwał - srogość, obcość, pradawność, jego twarz pokazywała niemalże wszystkie formy i możliwości człowieka - chociaż później przemknęła myśl o czymś innym, znacznie większym i skomplikowanym, o tym, że może to jest człowiek, a zarazem i nie jest. Hybryda zamierzchłych czasów, prehistoryczna energia ewoluująca w kosmosie. Przybierająca dla siebie dowolne i wygodne formy.
Wszystko się urwało w jednym momencie, a oczy, te oczy, które trzymały moje, eksplodowały w kosmiczny obraz czarnej, dalekiej otchłani, tworząc wrażenie bycia w próżni całkowitej, kreując myśl o nieskończoności i świadomość, że jesteśmy skądś i dokądś zmierzamy i ma to sens i znaczenie. Z czarnej nieskończoności poprószonej odległymi galaktykami wyłoniło się coś na kształt łańcucha DNA, ciągle w ruchu, przemieszczającego się z nieskończoności w nieskończoność, obierającego jakiś kierunek. W niej zawarte były wszystkie losy i możliwości całego świata, wszystkich żyjących istot oraz tych, które przyjdą po nich.
Odczułem sens [istnienia] świata.
Otrzymałem odpowiedź na pytanie, które tkwiło w mojej głowie od dawna i stanowiło treść innych pytań. Jest nieskończoność, ale jest i kierunek, jest sens, jest podróż przez nieznane, upływ czasu tego wszystkiego, jest niewiadoma i jest sens.
Wizja się skończyła. Dalajlama XIV, wcielenie Buddy Awalokiteśwary, lekkim ruchem głowy zerwał kontakt wzrokowy, musnął myślą niewidzialną linię, a ona lekko opadała, wznosząc się i falując, podobna do pajęczej nici unoszącej się na łagodnym letnim wietrze.
Uśmiechnął się lekko i minął przytrzymane przez kogoś drzwi. Zostałem sam na miejscu, a świadomość tego, co zobaczyłem, była niemalże nie do zniesienia. Płakałem i śmiałem się jednocześnie, chciało mi się spać, a zarazem byłem bardzo pobudzony i w euforii, chciałem biec i stać, krzyczeć i milczeć, wszystkie stany, które mój mózg na co dzień roztropnie selekcjonuje, nastąpiły w jednym momencie. Eksplozja czerni stała się eksplozją świadomości, a jej odłamki mogę zbierać do dzisiaj. W trudnych chwilach są ratunkiem. Czuję je w sobie, jak czuje niewyciągnięte odłamki ciężko ranny żołnierz. Z tą różnicą, że tkwią we mnie, mam nadzieję, bardzo głęboko i żaden chirurg nie będzie w stanie ich ze mnie wyjąć. A one zamiast mnie kłuć i przecinać ścięgna i żyły, wywołując ból i pot na całym ciele, kaleczą moją niedoskonałość, kłują straszne myśli, tną złe nawyki. Nie pozwalają mi zapomnieć, że nad rozświetlonymi bulwarami współczesnych miast, nad światłem neonów i samochodowych reflektorów, istnieje czerń idealna, próżnia błogości i zrozumienia.
Muzułmanie kochają czarne flagi, czarne tło, czarne litery pisane z gracją i wirtuozerią.
Mają Kaabę - czarny kamień z Mekki. Najświętszy z najświętszych. Ponoć spadł z nieba. Podarunek niebios - mogący się kojarzyć z gniewem, nieoczywistym i nieprzeniknionym, ale i z miłością ukrytą za czarną zasłoną hidżabu.
100