plik


ÿþ BolesBaw Prus WDRÓWKA PO ZIEMI I NIEBIE Konwersja: Nexto Digital Services Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment peBnej wersji caBej publikacji. Aby przeczyta ten tytuB w peBnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja mo|e by kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyBcznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo|na naby niniejszy tytuB w peBnej wersji. Zabronione s jakiekolwiek zmiany w zawarto[ci publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania si jej od-sprzeda|y, zgodnie z regulaminem serwisu. PeBna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl. WDRÓWKA PO ZIEMI I NIEBIE BolesBaw Prus Pytasz, mój przyjacielu, czy widziaBem za- mienie sBoDca? WidziaBem i powiem ci, |e zrobiBo na mnie ogromne wra|enie. Tak pot|ne, |e chyba nie zna- jd spokoju, dopóki nie wygadam si z niego. Mówisz, |e jako ziomkowi Kopernika, znan ci jest astronomia; nie tak wprawdzie jak urz- dowym astronomom z osobn pensj, mieszkaniem, opaBem i [wiatBem, ale zawsze do[ dokBadnie, nawet wcale niezle. Lecz jako czBowiek skrupulatny natychmiast dodajesz, |e w jednej kwestii, tylko w tej jednej, mianowicie zamieD, doznajesz pewnych trudno[- ci. Nie |eby[ miaB, broD Bo|e, nie rozumie, na czym polega zamienie, bo to wszystko rozu- 4/12 miesz, ale niby jeste[ w tym wypadku nie caBkiem f e i n. Ksi|yc...sBoDce ... ziemia ... co[  tego  tdy  owdy  kr| ci po gBowie tak szybko, |e w rezultacie pomieszaBy ci si zamienia z lunac- jami i w |aden sposób nie mo|esz ich rozplata. Wszak byBe[ na owej nocnej zabawie we Fras- cati, kiedy to pBacili[my po 3 ruble za krzesBo warte 10 zBotych i jeszcze nie mieli[my prawa zabra go z sob do domu? Otó| we Frascati, kiedy ju| dobrze [ciemniBo si, w alei wej[ciowej zapalono na sBupie [wiatBo elektryczne czy magnezjowe, w ka|dym razie bardzo silne. Na drabince przy sBupie staB jaki[ mechanik i wywoBywaB  efekta [wietlne", a my tuBali[my si po alei midzy bram i latarni. Wszak pamitasz? Wówczas, zatrzymawszy si na [rodku alei, mieli[my ciekawe widowisko: spacerujcy tBum byB o[wietlony a| trzema sposobami. Pierwsza grupa, to jest ci, którzy znajdowali si w stronie bramy, a naprzeciw latarni, byli tak wybornie o[wietleni, |e mogli[my odró|ni naj- drobniejsze rysy ich twarzy. Stali oni dalej od latarni ni| my, my wic chcc ich zobaczy, odwracali[my si tyBem do [wiatBa, które te| nas 5/12 nie raziBo w oczy. Byli oni tak peBni jasno[ci, |e gdyby latarnia nazywaBa si sBoDcem, my ziemi, a ci paDstwo naszymi ksi|ycami, powiedzieliby[my o nich, |e  [wiec w peBni". Druga grupa, stojca pod sam latarni pomi- mo blisko[ci [wiatBa, byBa dla nas niewidzialn; chcc bowiem j zobaczy, musieli[my spoglda w kierunku elektrycznych blasków, które nas o[lepiaBy. Ci paDstwo przedstawiali nam ksi|yc  w now- iu". Byli wreszcie i tacy, którzy przechodzili obok nas w jedn i drug stron. Na tych patrzyli[my z boku i widzieli[my, |e maj jedn poBow ciaBa o[wietlon, a drug ciemn, zupeBnie jak ksi|yc  w kwadrze". Ci, którzy szli w stron bramy, od [wiatBa, znajdowali si w  pierwszej kwadrze"  którzy szli do [wiatBa  w  ostatniej kwadrze". Lunacje wic polegaj tylko na tym, |e w cigu miesica ksi|yc okazuje nam kolejno swoje jasno o[wiecone lub ciemne strony. Wtem, o dziwo!... Aleja tonie w mroku, a za- miast jaskrawej latarni widzimy czarny, okrgBy przedmiot, otoczony Bagodnym blaskiem. Midzy krzakami ukazuj si nikBe [wiateBka zapalonych papierosów, publiczno[ krzyczy: ach! ... 6/12 Có| si staBo? ... Oto, stojcy na drabinie mechanik, któremu zepsuBo si co[ w aparacie, wysunB gBow przed latarni, zasBoniB j i wywoBaB  zamienie". Zamienie wic polega na zasBoniciu sBoDca. Gdyby[my byli ziemi, a mechanik ksi|ycem, mieliby[my obraz zamienia sBoDca. Gdyby za[ mechanik byB ziemi, a paDstwo wraca- jcy od bramy ksi|ycem, na które padB cieD mechanika, mieliby[my zamienie ksi|yca. W ka|dym razie, aby wywoBa jakiekolwiek za- mienie, trzeba, a|eby sBoDce, ksi|yc i ziemia znajdowaBy si razem na jednej linii prostej. Wów- czas, gdy ksi|yc stoi midzy ziemi i sBoDcem (nów), mamy zamienie sBoDca; gdy za[ ziemia stoi midzy sBoDcem i ksi|ycem (peBnia), mamy zamienie ksi|yca. Ksi|yc jednak nader rzadko znajduje si na jednej linii z ziemi i sBoDcem, nader rzadko wBazi na drabink do wysoko[ci latarni. Zwykle spaceru- je on ni|ej niby go[ po alei albo wy|ej od latarni jak wiewiórka skaczca po wierzchoBkach drzew. I dlatego zamienia trafiaj si nieczsto. Poniewa| mechanikowi z Frascati nieraz psuBa si jego cudowna latarnia, mieli[my wic w cigu 7/12 wieczora kilkana[cie zamieD. Wszystko za 3 ru- ble i jeszcze z krzeseBkiem w dodatku. Drug kwesti, która ci mczy w sprawie za- mieD, szczególniej sBonecznych, jest ta, dlaczego one trafiaj si tak rzadko  i jakim sposobem mo|na je przepowiada? Wyobraz sobie, |e[ stanB na [rodku pod- wórza w kamienicy, która ma cztery oficyny: fron- tow, tyln, praw i lew. Otó| dom ten nale|y do dwu braci, wielkich dziwaków. Jeden brat, starszy i otyBy (sBoDce), mieszka i spaceruje tylko po pierwszym pitrze, ale po wszystkich oficynach co kwartaB w innej. Widzisz go, jak powoli z tylnej oficyny przechodzi do prawej, z prawej do frontowej, z frontowej do lewej, z lewej znowu do tylnej i po upBywie roku wraca do tej samej, gdzie go pierwszy raz spotkaBe[. Jest za[ tak systematyczny, |e poz- nawszy bli|ej jego zwyczaje, z góry mo|esz powiedzie, i| dnia 19 sierpnia bdzie np. widzial- ny w drugim oknie lewej oficyny. Taki nudziarz. Za to mBodszy jego brat (ksi|yc) jest ju| skoDczonym wariatem. On tak|e przenosi si coraz do innej oficyny, ale robi to co tydzieD. Ty- dzieD mieszka we frontowej, tydzieD w lewej itd. Tak |e znowu bez trudu mo|esz przepowiedzie, 8/12 któr oficyn zajmie od dzi[ za dziesi albo za 50 tygodni. Robi on gorsz rzecz, gdy| zmienia nie tylko oficyn, ale i pitro. Je|eli dzi[ np. mieszka we frontowej oficynie na drugim pitrze, to za tydzieD przeniesie si do lewej oficyny na pierwsze, za dwa tygodnie zje|d|a do tylnej oficyny na parter, w trzecim tygodniu sprowadza si znowu na pier- wsze pitro, ale do prawej oficyny, a w czwartym na drugie do frontowej i tak wci| z góry na dóB i z doBu do góry. Poniewa| starszy brat nigdy nie opuszcza pierwszego pitra, a mBodszy bywa na nim dwa razy miesicznie, nie dziw wic, |e od czasu do czasu bracia si spotykaj. I mo|e trafi si, |e mBodszy brat, spotkawszy starszego, stanie midzy nim a oknem i na chwil zasBoni go przed tob,  zami" jego ja[nie o[wiecono[. Istotnie trafia si tak, ale rzadko i nieregu- larnie. Rodak Kopernika, znany z niecierpliwo[ci, widzc t wariack bieganin ksi|yca, machnB- by rk i powiedziaB:  Z tym ju| Badu nie dojd.  Ale cierpliwi as- tronomowie chaldejscy, przestudiowawszy ruchy wariata, doszli do wniosku, |e i w nich panuje 9/12 pewien system. Oto ów mBodszy brat po 18 latach powtarza swój spacer w takim samym porzdku, jak go odbywaB przed 18 laty, a co wicej, prawie w takim samym porzdku spotyka si na pier- wszym pitrze ze starszym bratem sBoDcem, za- krywa go przed oczyma podwórkowych widzów. Na tym prawidBowym powtarzaniu si ruchów starszego brata i mBodszego polegaBa mo|no[ przepowiadania zamieD, jeszcze przed narodze- niem Chrystusa. Dzi[ s sposoby nieskoDczenie dokBadniejsze. W sumie wic zapamitaj, przyjacielu, dwa gBówne warunki sBonecznych zamieD: Ksi|yc i sBoDce musz znajdowa si w tej samej oficynie, tj. w tej samej konstelacji na niebie. Jest wówczas nów. Ksi|yc musi by na tym samym pitrze co i sBoDce; A |e na niebie pitro zajmowane przez sBoDce nazywa si ekliptyk,. wic ksi|yc musi by na ekliptyce. Dla czytelnika wa|niejszymi od teorii astro- nomicznych s uczucia, jakich czBowiek doznaje podczas zamieD. Opowiem ci to, mój przyjacielu, jak przed ksidzem, a|eby[ cho niedokBadnie mógB je sobie odtworzy. 10/12 Cz[ astronomiczn zamienia znali[my od dawna, jeszcze ze SzkoBy GBównej, gdzie kosmo- grafi wykBadaB zacny Jan Baranowski, wedBug Garceta, a Garcet nie wiem ju| wedBug kogo. Ro- bili[my nawet z kolegami odno[ne rachunki, lecz wyznaj, |e ze wszystkich rozdziaBów kosmografii, zamienia obchodziBy nas najmniej. To takie proste zjawisko; tak Batwo je wywoBa, choby zamknwszy oczy. Ruchy planet, komet, chemiczny skBad ciaB niebieskich, a nade wszystko olbrzymie wymiary wszech[wiata, na przebycie którego promieD sBoD- ca, biegncy 44 tysicy mil na sekund, potrzebu- je kilku i kilkunastu wieków, oto byBy rzeczy godne uwagi. Ale jaki[ tam maBy ksi|yc, ze swoim kusym cieniem? ... Czy warto si nim zajmowa! ... Gdym za[ jeszcze zobaczyB caBkowite zamie- nie ksi|yca, przy którym satelita nasz z bladego staB si miedzianym jak przypalony nale[nik, straciBem wszelk ciekawo[ do zamieD i byBem gotów ubolewa nad nieszcz[liwymi badaczami, którzy tBuk si po oceanach spokojnych i niespokojnych, a|eby oglda takie gBupstwo. Barwne opisy astronomów-poetów równie| mnie nie wzruszaBy. Robi si ciemno, wic ptaki i ro[liny id spa, bydBo ucieka w stron domu, 11/12 a lud modli si ze strachu. Rzeczy naturalne i proste. UpBynBo wiele lat od tej pory, nadcignB rok bie|cy, a wraz z nim  Kalendarz Ilustrowany", w którym Józef Unger zapowiedziaB na sierpieD caBkowite zamienie sBoDca dla wschodniej Europy, a czstkowe dla nas...  Tak blisko?...  pomy[laBem.  No... NadszedB i sierpieD, a z nim  Wszech[wiat",  Kraj" i dzienniki zaczBy rozsyBa mapy za- mienia. To ju| zaczynaBo by interesujce. Szczególniej  piknB" mnie ów malutki cieD ksi|y- ca, który ma by czarny jak atrament i jednym skokiem zalewa na ziemi 400 mil kwadr., czyli terytorium obszerne jak Morawia. Bdc na wsi lubi patrze na sunce po ziemi cienie obBoków, które zje|d|aj z zielonego pagór- ka, mkn po równinie i znowu wpBywaj na drobne wyniesienia gruntu. Nale|y to do bardzo Badnych widoków, je|eli obBoczek jest maBy, przezroczysty i sunie po ziemi z prdko[ci niewiele wiksz od chodu czBowieka. Ale kiedy nadleci chmura, rzucajca cieD czarny, który naje|d|a na ciebie z szybko[ci 10 lub 15 metrów na sekund jak lokomotywa, wówczas widok staje si przykrym. 12/12 Otó| cieD ksi|yca jest prawie czarny, olbrzy- mi, wida go nie tylko na ziemi, ale i na obBokach, a pdzi z szybko[ci nie 10 albo 15, ale tysica metrów na sekund. Obraz podobny mo|e by nie tylko przykry, ale straszny. Tak wic, w miar jak zbli|aB si 19 sierpnia, obojtno[ dla zamieD przeradzaBa si w niepokój. CzBowiek nerwowy miaB prawo oczeki- wa przykrych wra|eD. Tu jednak przyszBo na pomoc wspomnienie, |e natura, nawet wówczas, gdy przera|a, jeszcze jest pikn i twórcz. GBboko wstrzsa ona dusz, ale zarazem odnawia j i przebudowuje. Po ka|dym takim (niestety nader rzadkim) wstrz[nieniu, gdy spojrzysz w siebie, znajdziesz jaki[ nowy ukBad wyobrazni, jakie[ nowe zródBo uczu, jaki[ nowy punkt widzenia, niby wierzchoBek góry, która na- gle wyrosBa i pozwala spojrze na [wiat troch pod innym ktem. Koniec wersji demonstracyjnej. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment peBnej wersji caBej publikacji. Aby przeczyta ten tytuB w peBnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja mo|e by kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyBcznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo|na naby niniejszy tytuB w peBnej wersji. Zabronione s jakiekolwiek zmiany w zawarto[ci publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania si jej od-sprzeda|y, zgodnie z regulaminem serwisu. PeBna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Watsonowie Netpress Digital E book
Zgubiony Pierscionek Netpress Digital E book
Wyzwolenie Netpress Digital E book
Wybor Deklamacyj I Monologow I Netpress Digital E book
Zlota Czaszka Netpress Digital E book
Snobizm I Postep Netpress Digital E book
W Starym Dworze Netpress Digital E book
Uczta Wyzwolenca Netpress Digital E book
Zbior Wierszy Netpress Digital E book
E book O Zachowaniu Sie Przy Stole Netpress Digital
E book Rycerz Bandyta Netpress Digital
E book S P Jozefa Prawdomira Netpress Digital
E book Wybor Deklamacyj I Monologow Ii Netpress Digital

więcej podobnych podstron