plik


ÿþ Krytyka Literacka e-miesi cznik; dwa razy do roku ukazuje si w wersji papierowej REDAKCJA Tomasz Marek Sobieraj (red. nacz.), Witold Egerth, Janusz Najder WSPÓ PRACA Krzysztof Jurecki, Dariusz Pawlicki, Wioletta Sobieraj, Igor Wieczorek ADRES ul. Szkutnicza 1, 93-469 ód E-POCZTA editionssurner@wp.pl WYDAWCA Editions Sur Ner Na 1 stronie ok adki rysunek Jana Grzegorza Issaieffa z cyklu A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 12,5 x 18 cm. Archiwum i biblioteka Krytyki Literackiej: http://chomikuj.pl/KrytykaLiteracka Strona internetowa: http://www.krytykaliteracka.blogspot.com Cena egzemplarza papierowego 10 z ; w celu nabycia pisma nale y dokona wp aty na konto dowolnego hospicjum i wys a potwierdzenie na adres e-poczty redakcji. Spis tre ci str. 1 Adam A. Zych DRAMAT STARZENIA SI A STARO W DRAMACIE 6 Józef Baran DZIENNIK 1988 (cz. II) 12 Krzysztof Jurecki SAMOTNO I BEZDOMNO WED UG ISSAIEFFA 14 Krzysztof Jurecki, Jan Grzegorz Issaieff IKONA JEST CZNIKIEM MI DZY SACRUM A PROFANUM 18 Jan Grzegorz Issaieff WIERSZE 20 Jerzy Poradecki ODPOWIED NA PROPOZYCJ WYDAWNICZ J.G. ISSAIEFFA 21 Dariusz Pawlicki PRZEDE WSZYSTKIM PRZECIW IMPERATYWOWI ODBYWANIA EGZOTYCZNYCH PODRÓ Y 27 Tomasz M. Sobieraj KTO NIE WIERZY W DMUCHANE S ONIE? Fenomen Jacka Dehnela 29 Andrzej Walter PAPULEON 32 Lech M. Jakób WIERSZ 33 Janusz Najder, Tomasz M. Sobieraj POEZJA, ETYKA I& POLITYKA 45 Igor Wieczorek OCALI ANTYUTOPI Jan Grzegorz Issaieff-Kroci ski  malarz, rysownik, pisarz, teoretyk sztuki, filozof pochodzenia rosyjskiego (jego przodkowie, co podkre la, byli Kozakami do skimi i nale eli do Bia ej Gwardii). Krytyczny wobec  osi gni  postawangardy i sztuki akademickiej, rzadko wystawia swoje prace, niech tnie publikuje. Od ko ca lat 70-tych jego najwa niejszym, rozwijanym do dzisiaj cyklem obrazów i rysunków jest A.R.C.H.E., którego tytu wskazuje na obszar filozoficznych i metafizycznych zainteresowa artysty. Jak pisze Krzysztof Jurecki  Malarstwo jest dla niego form aktywno ci duchowej, która jest zmienna historycznie, ale niezmienna w przypadku penetrowania tajemnicy bytu  w znaczeniu religijnym, w uj ciu tradycji ikony, ale rozwijanej tak e pod wp ywem nowoczesno ci, która do funkcji sakralnej adoptowa a form abstrakcyjn (...), ekspresjonistyczn , a tak e elementy wizualne surrealizmu. (...) Jego obrazy s wynikiem ci kiej, d ugotrwa ej pracy, któr mo na porówna z rodzajem wicze z zakresu dalekowschodniej kaligrafii. Artysta poszukuje jednej doskona ej formy, spe nionej w okre lonym wydaniu duchowym. Stworzy w asn ikonografi i system formalny, w których wyst puj zarówno istoty cz ekokszta tne, zwierz copodobne, jak te , co jest wa ne, o cechach istot wy szych (anio y) oraz infernalnych. Artysta bardzo umiej tnie stosuje kontrastowanie kolorystyczne, malarstwo wielowarstwowe i walorowe, cho wiadomie uproszczone, pozbawione zupe nie widzenia perspektywicznego, sk adaj ce si na jego bardzo specyficzny i oryginalny styl. (...) Jego obrazy s przekonywaj ce pod wzgl dem uniwersalnej tematyki  odwiecznej rywalizacji pierwiastka m skiego z e skim i krwio erczej walki, któr mo na sprowadzi do konkluzji wyra onej przez Francisa Bacona, e wiat to Z o. Issaieff pragnie jednak dokona alchemicznej przemiany, polegaj cej nie na usprawiedliwieniu odwiecznej zasady Z a, ale na próbie jego zmiany na Dobro, na ile jest to oczywi cie mo liwe . W tek cie Akademia ci tego nie nauczy Jan Grzegorz Issaieff pisze:  Ludzie, którzy próbuj sta si artystami, my l , e wystarczy malowa obrazy, rysowa , rze bi , fotografowa , pisa wiersze, etc. Uwa aj , e sprawy techniczne, technologiczne upowa niaj ich do miana bycia artyst . Bo przecie maj dobry sprz t, wy mienite materia y, ca tzw. baz materialn stanowi c zaplecze warsztatowe, a do tego jeszcze maj w wi kszo ci dyplomy akademickie. Mimo tego to w a ciwie nic nie maj . Dlaczego? Poniewa nie maj wiadomo ci twórczej, która jest pierwsz i ostatni zasad , pierwszym i ostatecznym obowi zkiem ka dego artysty. Ka dy autentyczny artysta jest zobowi zany d y do zdobywania samo wiadomo ci twórczej, bo ponosi odpowiedzialno za drugiego cz owieka, którym jest ka dy odbiorca jego sztuki. Kicze mo e tworzy ka dy artysta pod warunkiem, e dzieje si to w jego pracowni. Wtedy jest to usprawiedliwione etapem procesu twórczego. Natomiast, gdy wychodzi z nimi na zewn trz do galerii  odbiorcy, to druzgocze warto ci etyczne, moralne, czym okazuje brak szacunku dla Sztuki oraz Cz owieka. Zdobywanie przez artyst samo wiadomo ci twórczej uzmys awia mu, e pierwszym i ostatnim krytykiem jego dzie a jest on sam. A to oznacza pokor przed Sztuk i Cz owiekiem. Strony internetowe artysty: http://www.issaieff.com, http://jangrzegorzissaieff.blog.onet.pl Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Adam A. Zych DRAMAT STARZENIA SI A STARO W DRAMACIE Poezja, muzyka oraz inne formy sztuki, s zdecydowanie najbardziej odpowiednie do opisu ludzkich dozna , jako e s precyzyjne, bo unikaj niejasno ci wy wiechtanych komuna ów, o których s dzi si nies usznie, i trafnie oddaj ludzkie do wiadczenie Erich Fromm (1900 1980) Przedziwna ta pora jesieni istnienia ludzkiego, jak jest staro , bywa nader cz stym tematem w literaturze pi knej. Niezwykle trafne i dojmuj ce obrazy cz owieka starego, procesu starzenia si i staro ci odnajdziemy nie tylko w prozie i w poezji, ale i w dramacie  pocz wszy od utworów dramatycznych Williama Szekspira (1564 1616), dla przyk adu takich jak: Henryk IV  z postaci Falstaffa, Król Lear czy Jak wam si podoba. Z kolei Pierre Corneille (1606 1684), w swych dramatach, pokazywa staro jako  wiek zgni y, który nie dozwala pom ci zniewagi . Wspomnie jeszcze nale y klasyczn tragedi Faust Johanna Wolfganga Goethego (1749 1832) z marzeniem o wiecznej m odo ci i niebanalne komedie: Kwartet Ronalda Harwooda (ur. 1934) z t sknot za spe nieniem, Baba Chanel Niko aja Kolady (ur. 1957) z refleksj o przemijaniu i marginalizowaniu roli starych ludzi, Hanocha Levina (1943 1999): Udr ka ycia  gorzki rozrachunek ma onków maj cych za sob  rubinowe gody , Romantycy  o samotno ci, przywi zaniu i uczuciu, która nie przemija z czasem, oraz Dziwka z Ohio  brutalny obraz staro ci, a zarazem próba dogonienia w asnych marze , czy dramaty Nietoperz Kornéla Mundruczó (ur. 1975) na motywach Zemsty nietoperza Johanna Straussa (1825 1899) o kra cowych do wiadczeniach ludzkiej egzystencji, gdy u progu mierci piewamy o mi o ci ycia, oraz Poca unek Gera Thijsa (ur. 1948) o utracie marze , rozczarowaniu yciem, ale i o mi o ci. Starzenie si i staro staj si zatem modnym tematem teatralnym. Motyw niezmiernie trudnej, osamotnionej staro ci odnajdziemy z kolei w dramaturgii polskiej, przyk adowo w dramatach: Most (1933) Jerzego Szaniawskiego (1886 1970), Ch opcy (1964) Stanis awa Grochowiaka (1934 1976), Stara kobieta wysiaduje (1968) Tadeusza Ró ewicza (ur. 1921), Aktorka (przed 1982) Helmuta Kajzara (1941 1982), Drzewo (1988) Wies awa My liwskiego (ur. 1932) czy te w adaptacjach  teatralnej (Jutro) i filmowej (Smuga cienia) prozy Josepha Conrada (1857 1924). W szkicu tym pragn zwróci uwag na wybrane, w mojej ocenie male kie dramaty starzenia si i wielk dramaturgi obrazuj c t nasz staro . Poruszaj c si w kr gu literatury najwy szego lotu pragn przywo a s owa Ernesta Hemingwaya (1899 1961):   Zm czony jeste stary (& ).  Zm czony jeste od rodka , taka by a wier wieku temu i taka jest dzi kondycja odchodz cej generacji w naszym kraju, sprowadzaj ca si do ogromnego, psychicznego zm czenia trudami ycia i nie atw staro ci . Wielkie zm czenie, które pokonuje cia o, os abia umys i dotyka ducha. Nieuchronny proces inwolucji ludzkiej fizjonomii i psychiki, zwi zany ze starzeniem si naszego cia a, intelektu i wn trza, trafnie ukaza niespe na trzydziestoletni wówczas poeta Grochowiak w  dramacie z ycia sfer starszych pt. Ch opcy (1964). Oto fragment dialogu pomi dzy 66 letnim  smarkulem i 70 letnim starcem:  A we mnie trzeszczy. Najgorzej w nocy. Budz si , zrywam i s ysz trzeszczenie... Co to tak trzeszczy?  my l ... A to ja sam.  Rdza ci prze era. Teraz wsz dzie wilgo (& ). Pewnie rdza ci prze era. Jak to na wiosn .  Rdza! Ca e rusztowanie trzeszczy. Kiedy si zawali, to ci dopiero b dzie kurz. W wiecie, w którym liczy si m odo , sprawno , pi kno cia a i umys u, starcza m dro i wiedza szybko si dezaktualizuj , staro traci na warto ci a do wiadczenie nie nad a za bie cym yciem. W Leksykonie symboli czytam, e starzec dawniej by symbolem  gromadzonej przez pokolenia m dro ci rodu, plemienia, jakiej ludzie wiekowi byli depozytariuszami . 1 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Wspó cze nie: Wraz z rozwojem (symbolicznych) technik przechowywania i przekazywania informacji (& ), funkcja starców uleg a degradacji, za (wg wielu filozofów) m dro , b d ca summ do wiadczenia zbiorowo ci, przechowywan w  naczyniu dojrza ej, do wiadczonej (cz sto pe nej harmonii, a zw aszcza dobroci) osoby, z ni nieroz czna (i jej kwalifikacjami u wi cona), zmieni a si w wyalienowan wiedz , a wreszcie w such , wyzbyt konotacji moralnych, b d c przedmiotem handlu informacj . Kolejne dramatyczne zdarzenia okresu starzenia si , to nietrafne decyzje, zbyt wczesna sukcesja, ko cówka i czas na zmian , w ko cu niewdzi czno w asnych dzieci i przemoc z ich strony, choroby z nieszcz snym alzheimerem w cznie. Mam na my li ma o znany syndrom króla Leara, nazywany te balzakowskim syndromem ojca Goriot. Jest to okre lenie stosowane we wspó czesnej gerontologii finansowej, dotycz ce planowania emerytalnego, oznaczaj ce przypadek zbyt wczesnej sukcesji. Król Lear, bohater sztuki Szekspira   ubogi starzec, pora ony wiekiem i bólem , nazbyt szlachetny i zbyt ufny wobec swoich dzieci  zdecydowa si podzieli królestwo pomi dzy swoje córki, ze strony których spotka a go niewdzi czno . Szekspir pisa :  (...) g biej ni z b w a rani / Niewdzi czno dziecka! (...) . Syndrom ten mo na wyrazi has em:  Czas na zmian  , sygnalizuje on bowiem, e naturalny cykl ycia zmierza do ko ca. Zarazem syndrom króla Leara jest pierwszym opisem przemocy wobec osób starszych, a tak e dramatycznym przyk adem retrospektywnego przegl du ycia (stary, schorowany,  wygnany ojciec  król Lear  umiera, poznawszy pod koniec ycia natur ludzk ) oraz bolesnym studium chorej i marnej staro ci:  O Learze, Learze, Learze! Bij w t bram , / Któr wpu ci e szale stwo, / a rozum / Wygna e ! (& ) . Zespó ten bywa zatem badany równie w gerontologii spo ecznej i medycznej, gdy dokonujemy analizy przemocy i objawów choroby Alzheimera, odkrytej w roku 1906. Trzysta lat wcze niej objawy tej choroby przedstawi Szekspir we wspomnianej tragedii  Król Lear (1603 06), gdy oto Lear powiada: Jestem nierozumnym, / Starym cz owiekiem, który osiemdziesi t / Lat ma, godziny mniej ani te wi cej. / I, by rzec szczerze, / L kam si , e mnie mój umys zawodzi. / S dz , e ciebie i tego cz owieka / Zna powinienem, jednak nadal w tpi , / Gdy nie pojmuj , co to jest za miejsce, / A szaty, któr mam na sobie, nie znam / I nie wiem tak e, gdzie spa em tej nocy. [przek ad Macieja S omczy skiego] Jak e inaczej do tego dramatu umys u i osobowo ci chorego cz owieka podesz a Dorota Mas owska (ur. 1983), pisz c: No i tak nie spacerowa y my sobie w najlepsze w t i we wt po oz oconych jesieni alejkach. Gdy ni st d ni zow d przyczepi si do nas pewien natr t. Jak my l by Niemcem, bo by kurturalny i nawet uk oni si , stukn obcasami i mówi tak: Dzie dobry, moje nazwisko Arzheimer, ale to jego nazwisko to ca kiem wylecia o mi z g owy... No jak e on to tam... no zapomnia am... czy ja ju zupe nie trac g ow ? Takie znane nazwisko na A... Jak e to... No niewa ne. W ka dym razie ledwie zapomnia am nazwisko tego, ju pojawi si nast pny, te zapuka , bardzo kurturalny, ubrany w tak peruk i mówi: jestem tym znanym filozofem niderlandzkim, tym, no jak mu tam, no, ten co przeciwstawi si dualizmowi kartezja skiemu... No SKLEROZA. No w a nie. Nast pne uj cie dramatu starzenia si to  ageizm , czyli stereotypizacja i/lub wiekowa dyskryminacja (np. na rynku pracy, w polityce, w opiece zdrowotnej, w zakresie nabywania dóbr i us ug rynkowych, w yciu kulturalnym b d spo ecznym) oraz uprzedzenia z powodu wieku. Termin  ageizm ma szerszy zakres znaczeniowy ni  gerontofobia , czyli logicznie nieuzasadniony l k i nienawi wobec osób starszych oraz negatywne lub pejoratywne wyobra enia czy postawy wobec osoby ze wzgl du na jej wiek. Dyskryminacja wiekowa oznacza zatem niech do ludzi starych opart na przekonaniu, e starzenie si czyni ich nieatrakcyjnymi, nieinteligentnymi, niezdolnymi do ci kiej pracy, s abymi i seksualnie nieaktywnymi. Ten rodzaj dyskryminacji dotyka osoby starsze, stereotypowo postrzegane jako godne lito ci, niezaradne, schorowane, stoj ce tu przed progiem mierci, a które nie potrafi funkcjonowa w spo ecze stwie ludzi zdrowych, m odych,  normalnych . S one w zwi zku z tym cz sto 2 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 izolowane i zmuszane do przeniesienia si do  geriatrycznych gett , a wi c do ró nego rodzaju domów spokojnej staro ci. Oto par przyk adów: w wiadomo ciach telewizyjnych (we wrze niu 2009 r.) s ysz : Ju nie ratuje si starszych ludzi. Karetka pogotowia ratunkowego przyby a z du ym opó nieniem, starsza pacjentka (80+) zmar a. Za stary na leczenie. Nawet lekarze boj si starszych ludzi. Unikaj ich, bo s nastawieni na sukces poj ty jako wyleczenie. A u starszych cz sto ju nie o taki sukces chodzi. Raczej o popraw sprawno ci  czytam w codziennej prasie (w styczniu 2013 r.). Warto w tym miejscu przytoczy znamienny dialog z filmu Pora umiera (2007) z Danut Szaflarsk (ur. 1915) w roli g ównej, która na polecenie lekarki:  Niech si rozbierze i po o y, przez chwil milczy i w ko cu odpowiada:  Niech si poca uje w dup . I wychodzi trzaskaj c drzwiami. Chorwacka pisarka, eseistka i autorka sztuk teatralnych Dubravka Ugreai (ur. 1949), w wietnym eseju pod znamiennym tytu em: Starcy udaj si w podró , pisze:  Niektórzy Szwajcarzy i Niemcy wysy aj swoich rodziców do taniej Tajlandii (z biletem w jedn stron !), gdzie tajlandzka s u ba medyczna troszczy si o nich a do mierci . T ostatni podró do Tajlandii europejskich pacjentów z ot pieniami udokumentowa a w swej audycji radiowej pt. Wakacje od ycia Franziska Dorau (ur. 1979)  dokument ten zosta nagrodzony Prix Europa na Europejskim Festiwalu Radiowym w Berlinie (w pa dzierniku 2012 r.). Dyskryminacja z wiekowa mo e by prawie niedostrzegana spo ecznie, a jednak bole nie si j odczuwa. Kazimierz Kutz (ur. 1929)  znany re yser i senator RP zarazem  na pytanie:  Jak si w dzisiejszym wiecie yje niem odemu? , odpowiada:  No, jak kibicowi, którego ju nie wpuszczaj na stadion. Pogodzi em si z losem i nigdzie si nie wpycham, szczególnie tam, gdzie jest du o m odych. Na przyk ad nie chodz do kina. Ile mo na znosi pytaj ce spojrzenia: to ten facet jeszcze yje? Zreszt mi si wydaje, e psuj estetyk , wi c po co? Polski demograf, Piotr Szukalski (ur. 1969), tak oto komentuje zjawisko dyskryminacji z powodu wieku:  Przejawy ageizmu, czyli dyskryminacji starszych ludzi, s powszechne, cho dyskretne. To w a nie spojrzenia, sykni cia, uniesienie brwi. Staro budzi w m odych obawy, nic wi c dziwnego, e odnosz si negatywnie do tych, którzy ze staro ci im si kojarz . Szczególnie le traktowane s kobiety, a kobieta stara, biedna i chora to ju jest tragedia , a co najmniej dramat  dodam od siebie, przywo uj c fragment dialogu  ch opców po siedemdziesi tce i pod siedemdziesi tk Stanis awa Grochowiaka, gdy dyskutuj na temat walorów Pani Narcyzy (50+):  Nie podniecaj mnie, (...) Masz na my li t m od aktoreczk z do eczkami na policzkach?  Chodzi w a nie o s odk Narcyz , która  jak wiesz  robi furor we wszystkich varietés wiata!  Czaruj ce stworzenie! Chocia ostatnio lekko podupad a... A jak ty j znajdujesz?  Dupiasta poniek d.  Podgardle jej obwis o.  Reumatyzmy upi . I ju nie od samego rana rusza ka d nog z osobna...  Trudno si dziwi ! Podobno ma dziadyg za m a (...). Musisz przyzna , e dla m odej, pe nej ycia istoty taka parantela mo e by przekle stwem.  Wi c jeszcze nie wiesz, e si go pozby a?  Co ty powiesz?  O ju blisko dziesi lat, jak wsadzi a starucha do przytu ka.  Gratuluj ! Rozwiod a si ?  Sk d e! Artystki s zazwyczaj bardzo religijne. Co roku, w okolicach rocznicy lubu aktoreczka odwiedza swego ma onka. Przyje d a na dzie lub dwa... Wtedy koledzy (...) wnosz do jego pokoju dodatkowe ó ko.  I ustawiaj ko o okna.  Tak. Tam jest piekielny przeci g. Duje jak u Belzebuba.  Wi c mo e kiedy ?  ...Mo e kiedy ?...  Mo e kiedy j szlag trafi. I jeszcze jedno spojrzenie na starzenie si wspó czesnego cz owieka, spojrzenie prozaika i dramaturga, Eustachego Rylskiego (ur. 1944), który powiada: 3 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 (& ) Irytuje mnie gadanie, e m odo ma swoje zalety, a staro swoje. Tak mówi ci, którzy jej jeszcze nie zakosztowali, lub tacy, którzy uwa aj , e ka de ludzkie do wiadczenie, nawet ostatnie stadium raka, nas uszlachetnia i wzbogaca. To nonsens bior cy si czasami z najlepszych intencji. Jedyn zalet staro ci jest to, e wiele usprawiedliwia. Mówi c najdosadniej  nawet robienie pod siebie. Mo emy oczywi cie wzi za przyk ad staro Bertranda Russella (1872 1970) lub Sophii Loren (ur. 1934), ale dlaczego mia aby nam si ona zdarzy , skoro nie zdarzy a si nam ich m odo ? Nie, nie widz adnego sensu, pi kna ani adnej prawdy w staro ci, chorobie, przemijaniu, biedzie, jaka si do nich do cza. Nie potrafi w niej dostrzec niczego poza nieodleg ym i przewidywalnym ko cem, który jest zawsze katastrof . Dodajmy, e najs ynniejsza w oska aktorka filmowa Sophia Loren powróci a na plan filmowy w ekranizacji monodramu Jeana Cocteau (1889 1963): G os ludzki (2013), notabene maj c prawie 79 lat. Relacje miedzy pokoleniami nie tylko w Polsce, ale i w wielu krajach wiata, s obszarem dramatycznych napi , które wyzwala trudny rynek pracy, bezrobocie, konflikty o przestrze yciow i spo eczn . Pojawia si brak wzajemnego zrozumienia i porozumienia mi dzy star a m od generacj , zanika tradycyjna, odwieczna solidarno generacyjna. Tak zwany konflikt pokole  pomi dzy generacj starzej cych si rodziców a wchodz ce w doros o pokolenie dzieci  wyst puje od staro ytno ci w wielu spo ecze stwach i jest normalnym zjawiskiem zwi zanym z przemianami psychofizycznymi okresu adolescencji, czyli czasu dojrzewania. Mo e obejmowa ró norodne sfery rzeczywisto ci, pocz wszy od generacyjnych ró nic w nastawieniu do wiata, przez niezgodne stanowiska wobec zakresów: wolno ci, uprawnie lub obowi zków, a do sprzeczno ci przekona , pogl dów i warto ci. Niemiecki filozof i socjolog Max Scheler (1874 1928) zwróci uwag na nieunikniony tragizm konfliktu duchowego ojców i synów. Ci pierwsi pragn swym synom przekaza wiedz i w asne do wiadczenie nie po to, aby umacnia swoj przewag nad dzie mi, lecz by uchroni je przed nieudanymi wysi kami i trudno ciami, na które sami byli nara eni. Z kolei synowie pragn i musz eksperymentowa oraz do wiadcza ycia samodzielnie, dlatego te konflikt staje si zupe nie naturaln form interakcji mi dzy pokoleniami. Wspó cze nie jedn z wa nych przyczyn tego konfliktu mi dzy generacjami: odchodz c a wchodz c w ycie spo eczne jest pog bianie si kulturowego dystansu mi dzy pokoleniami starym a m odym. Konflikt pokoleniowy doskonale ukaza Edward Franklin Albee (ur. 1928) w wietnym, wkrótce sfilmowanym i obsypanym Oscarami, dramacie Kto si boi Virginii Woolf? (1962), w którym s yszymy te oto s owa: Zadali cie sobie trud stworzenia cywilizacji, eby zbudowa spo ecze stwo na zasadach... zasad. Tworzycie rz dy i sztuk (& ) i rozumiecie, e one s  musz by  tym samym. Dochodzicie do tego ponurego momentu, kiedy trzeba zacz uwa a , by niczego nie zniszczy . I wtedy nagle, mimo e wszystko tak dobrze sz o, mimo harmonijnych odg osów budowania, mimo prób, nadchodzi Dies irae. A w jakiej formie? Jak brzmi d wi k tych tr b?  Spadaj!  Ha ha! Brawo! Równie Mas owska trafnie ukaza a w swej grotesce te dwa, obce sobie wiaty  staro ci i m odo ci, utrat kontaktu, zerwanie mi dzypokoleniowego przekazu i bariery wyros e mi dzy pokoleniami. Starzy to generacja, która yje tylko wspomnieniami, a niespe nienie staje si dla niej powodem do chwa y, natomiast dla m odych przesz o nic nie znaczy i nic ich nie obchodzi, w ko cu jeste my w Unii Europejskiej... Co jaki czas s yszymy pukanie do drzwi:  Puk, puk!  Kto tam?  To tylko znowu przysz a ja, II wojna wiatowa (...) oraz rozmowy mi dzy babci a wnuczk , w rodzaju: 4 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014  Ja pami tam ten dzie , w którym wybuch a wojna.  Wojna cenowa? I jeszcze jeden wiele znacz cy wymiar dramatu starzenia si wspó czesnego cz owieka, odmierzany zegarami sumienia... Wszyscy z nas, którzy dawno przekroczyli ju  smug cienia , maj wiadomo czasów, w jakich przysz o y  czasów totalitarnych systemów nazizmu i komunizmu, i ma o kto mo e ze spokojnym sumieniem powiedzie , e y przyzwoicie, bez denuncjacji, zdrady, bez ma ych szwindli i wielkich wi stw, które niczym upiory powracaj przed noc mierci... Jak czytam w jednym z ostatnich wierszy Marka Skwarnickiego (1930 2013): (& ) Potem skóra cierpnie coraz cz ciej ze strachu nie przed mierci ale rozpami tywaniem przesz o ci. Zw aszcza mojego pokolenia które urodzi o si przed drug wojn wiatow (& ) Czy ka dy stary m czyzna gol c si , czy ka da stara kobieta poprawiaj c makija , mog bez obawy spojrze w lustro, w swoje oczy z obwódk starcz ? Szcz liwi m odzi, mog starze si bez wyrzutów sumienia... Czeski dramaturg, Pavel Kohout (ur. 1928), w sztuce pt. Cyjanek o pi tej (1996) ukaza ten dramat sumienia starej pisarki Zofii Lass (oko o 75), która przyw aszczy a cudze ycie i opisa a  jako w asne wspomnienia  w opowie ci uznanej za bestseller. I oto po tylu latach spotyka córk w a ciwej bohaterki wspomnie Iren (oko o 50): ZOFIA: Dobrze, e nawet pani nienawi ma swoje granice. Nienawi bez granic jest pod pewnym wzgl dem tak e trucizn , prze era tkank duszy. IRENA: Pani Lass, koniec z literatur ! ZOFIA: Dla mnie nigdy nie by o nawet jej pocz tku... Dzi kuj pani tak e za to, e mnie pani od niej uwolni a. IRENA: Nie uratuj pani bon moty. ZOFIA: Je eli nie chce pani przyj prawdy o moim uczuciu do Hanele, to mog aby pani chocia zrozumie , e i mnie m czy o sumienie. IRENA: Ach, nie! ZOFIA: (...) Hanele, moja kochana. Dzi kuj , e zd y a pos a swoj córk , ebym mog a umrze w prawdzie. [przek ad Krystyny Krauze] Czas na zamkni cie tego szkicu, mo e jedynie milczeniem, a by mo e trafiaj cym celu aforyzmem francuskiego pisarza i my liciela, Micha a z Montaigne (1533 1592):  Staro przysparza wi cej zmarszczek duchowi ni twarzy . Bibliografia [1] J. P. Bois, Historia staro ci. Od Montaigne a do pierwszych emerytur, Ofic. Wyd. Volumen, Wyd. Marabut, Warszawa 1996. [2] S. Grochowiak, Ch opcy, w: Antologia dramatu polskiego 1945 2005, wybór i oprac. J. K ossowicz. Prószy ski i S ka, Warszawa 2007, t. 1. [3] E. Hemingway, Stary cz owiek i morze, De Agostini Polska, Warszawa 2001. [4] P. Kohout, Cyjanek o pi tej, w: P. Kohout, Sze utworów scenicznych, Agencja ADiT, Warszawa 2008. [5] K. Kutz, Jest we mnie szczeniak [Rozmawia a Aleksandra Klich].  Gazeta Wyborcza  Magazyn wi teczny 2013, nr 40. [6] Leksykon symboli. Herder, Dom Wyd. TCHu, Warszawa 2009, s. 277. [7] D. Mas owska, Mi dzy nami dobrze jest, Lampa i Iskra Bo a, Warszawa 2008. [8] E. Rylski, Szcz cie nie wchodzi w rachub [Rozmow przeprowadzi a Dorota Wodecka].  Gazeta Wyborcza 2009, nr 160. 5 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 [9] W. Shakespeare, Król Lear, Wyd. Zielona Sowa, Kraków 1999. [10] M. Skwarnicki, Staro .  Tygodnik Powszechny 2012, nr 37. [11] P. Szukalski, Staro ci nie b dzie. Niestety: 40 latek 2009.  Gazeta Wyborcza 2009, nr 226. [12] P. Szukalski, Solidarno pokole . Dylematy relacji mi dzypokoleniowych, Wyd. U , ód 2012. [13] D. Ugreai , Starcy udaj si w podró .  Gazeta Wyborcza  wi teczna 2009, nr 214. [14] J. Wato a, Za stary na leczenie.  Gazeta Wyborcza 2013, nr 9. Filmografia [1] Król Lear (tyt. oryginalny: King Lear). Film telewizyjny. Re yseria: Trevor Nunn. Dystrybutor: Channel 4. Wielka Brytania, 2008. [2] Kto si boi Virginii Woolf? (tyt. oryginalny: Who s afraid of Virginia Woolf?). Film fabularny. Re yseria: Mike Nichols. Dystrybutor: Warner Bros. Stany Zjednoczone, 1966. [3] Kwartet (tyt. oryginalny: Quartet). Film fabularny. Re yseria: Dustin Hoffman. Dystrybutor: Monumentum Pictures, Best Film. Wielka Brytania, 2012. [4] Pora umiera . Film fabularny. Re yseria: Dorota K dzierzawska. Dystrybutor: Gutek Film. Polska, 2007. [5] Smuga cienia. Film fabularny. Re yseria: Andrzej Wajda. Produkcja: Zespó Filmowy X, Thames Television. Polska, Wielka Brytania, 1976. Esej ten jest fragmentem pracy Adama A. Zycha: Przekraczaj c  smug cienia . Szkice z gerontologii i tanatologii, Wyd. Nauk.  l sk , Katowice 2013. Józef Baran DZIENNIK 1988 (cz druga niepublikowanych zapisków poety) 19  24 wrze nia Warszawska Jesie Poezji. Spotkanie z lubianym Andrejem Bazylewskim, t umaczem z Moskwy: o Misakowskim, okr g ym stole, zaostrzeniu kursu w ZSRR (specjalne uprawnienia dla s u b wewn trznych), o Litwinach (chc y godnie), otyszach, Janku Rybowiczu; uzgadnianie pogl dów politycznych& Jestem na tyle bogaty w rodku, e nie musz szuka dla siebie bogatych krajów& Ulubione, komiczne powiedzenie poety Andrzeja W. na cyku, b d ce oskar eniem systemu, w którym yjemy:  No i kurwa patrz, co ja w tym yciu u y em, nawet w porz dnym burdelu nie by em!&  W Warszawie odbyli my z Adamem Ziemianinem koncertowe spotkanie autorskie. Zarówno on, jak i ja piszemy nie dla krytyków, a dla zwyk ych ludzi i to si ludziom podoba. Spotka em si z bardzo serdecznym przyj ciem, tyle yczliwo ci od nieznanych osób. Wys ali my z Andrejem telegram do Janka Rybowicza do Lisiej Góry. Bazylewski jest zauroczony jego pisaniem, chce wszystko prze o y na rosyjski. Wspania y i po rosyjsku szlachetnie naiwny przyniós na nast pny dzie rano be ta, eby si z nami po egna . Nie wypada o odmowi . Adam po wyj ciu Andrzeja zwymiotowa be ta. W mi dzyczasie k ótnia z Marianem P. na temat mojego wywiadu z Arturem S. [Sandauerem] o Bia oszewskim. Nie wydrukuj . Obejdzie si & Spotkania autorskie w P ocku, gdzie umiera em w parku po przepiciu. Nie wszed em do zamku, gdzie odbywa o si przyj cie, b dzi em tam i z powrotem mi dzy drzewami. Tadeusz Wyrwa Krzy a ski, czekaj cy autokar, poetka litewska. Rozmowa z ni , jako z trudem dotruchta em do siebie i dojecha em ze wszystkimi poetami do Warszawy. Okaza o si , e zabra em klucz, zamiast odda go na portierni . Adam, któremu salowe otwar y drzwi  spa w ubraniu. Ci ki dzie . Nie mog em zasn . Dzwoni Kazek Kania i Borz cki  le a em, nie wyszed em. 6 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Kolejny dzie  rozmowa z Palesty czykiem krytykuj cym Izraelczyków. Jego k ótnia z m od poetk . Poza tym cyrk na kó kach. Poeci linoskoczkowie. Przyj cie. Cocktail. Heniu Bereska, Kowalczik ze S owacji  t umacze. Niedziela. Jestem w Tarnobrzegu w hotelu  Fregata . Doj cie tam po omacku przez park. Jutro mam spotkanie autorskie w Tarnobrzegu, pojutrze w Sandomierzu. 26 wrze nia Tarnobrzeg okropny, zasiarczony socjalizm stworzony przez tych z wiersza Herberta  Pot ga smaku . Wszystko tu brzydkie, pospolite. Jedno kino. Wszedzie siarka i nazwy siarkopodobne, a robi si cz owiekowi md o. W szkole budowlanej nieco bardziej rozgarni ci ch opcy. W szkole górniczej  biedni, zahukani. Nie wiadomo, o czym z nimi rozmawia . Opowiadam o moim wiejskim dzieci stwie, o szko ach górniczych w Jaworznie i Wa brzychu. S uchaj , nawet zapisuj , inni udaj , e s uchaj , i nic nie zapisuj . Wspó czuj im. Przypomina mi si moja internatowa  bida . Siedem kromek chleba i par plastrów kie basy zwyczajnej& Pojecha em do Sandomierza, potem przez pomy k zamiast do Tarnobrzega  w odwrotn stron . D ugo b dzi em, zanim wreszcie dobi em do hotelu  Fregata . Te nie adny, zimno w pokoju, poprosi em recepcjonistk o herbat . W bibliotece wda em si w rozmow z pani , która pochodzi z Krakowa i chyba jest nieszcz liwa, e wybra a to miasto. Tym bardziej, e uko czy a przecie UJ. Jest adna, ma pretensje, zna si troch na literaturze, cho trudno jej wyt umaczy , e My liwski to wybitny pisarz, a Gombrowicz wielki. Nagle zacz li my by sobie bardzo bliscy w rozmowie. Okaza o si , e jej kole anka jest s siadk blokow w Krakowie i e ta s siadka opowiada a jej o mnie. Pytam, czy opowiada a o moich awanturach?  Jak to, pan robi awantury?  Ale tak  artuj  eby wszyscy wiedzieli, e w bloku mieszka poeta. Opowiada a mi te o swoich profesorach, o ywi a si , zapali a, ale musimy si po egna . Jeszcze jedna zes ana na prowincj . Mówi, e zawiod a si na m u& Na ulicy rozpoznaje mnie jaka pani, ja jej nie. Twierdzi, e spotkali my si w Sandomierzu. Mój Bo e, ile by o tych spotka , z których nie zosta o mi nic. yj jak wiatr. Par dni temu  Warszawa, wczoraj  Kraków, dzi  Tarnobrzeg, jutro  Sandomierz, a potem Tarnów i pewnie Borz cin, gdzie zmierzam obiera jab ka, bo sad po wierzcho ki drzew wype niony jab kami. Dowiaduj si , e jeste my bez rz du, bo podda si do dymisji. Czytam wywiad z Wa s , którego zawsze uwa a em za cz owieka b yskotliwego, cho niewykszta conego. Na swój sposób inteligentny, nie mówi c o tym, e z charyzm i w dodatku pod opiek Matki Boskiej, wi c co mu kto zrobi?! Szmacono go przez lata, robiono z niego idiot , jednak po latach oliwa okaza a si sprawiedliwa. Przeczyta em na spotkaniu wiersz o nim ( Cz owiek z elaza ). Ciesz si z jego powrotu. Nast pny dzie : J.B. to picer glancer. Nosi apaszk pod szyj , stroi miny, trzyma fajk w ustach, e niby wielki artysta. Ca y czas o sobie, o swoich ksi kach (jeszcze adnej nie wyda ), o swoim synu, bo jest wzorem heroicznego ojca; ona znik a w sinej dali zaraz po urodzeniu syna. Ca y czas  sztuczny. Mam ochot mu to powiedzie . Widocznie na prowincji taki artysta musi by , upozowany na artyst , eby uwierzono, e jest artyst . Ja zawsze wyst powa em przebrany za zwyk ego szaraka, czasem nawet w czapce niewidce. I tak wiem, co jestem wart& Nagle w trakcie rozmowy zrozumia em, dlaczego mnie tu zaprosi (wcze niej Wie ka My liwskiego). Oczywi cie, eby ubi interesik. Ci gle kr y wokó ksi ki poetyckiej, któr chce z o y do wydawnictwa, koniecznie z recenzj , rozumie si samo przez si , e pochlebn , napisan prawdopodobnie& przeze mnie. Milcz . Zmieniam temat. Chcia by mi przys a egzemplarz, ebym si temu przyjrza , wyda opini , jemu na tym zale y. Gdy udaj , e nie s ysz , podbija stawk . Mówi o atrakcyjnych warsztatach literackich w Sandomierzu, gdzie chcieliby mnie zaprosi , o wolnym mieszkaniu w Muzeum Literatury (ewentualnie móg bym przyjecha i mieszka tydzie za darmo), o tym, e zabiera si do pisania eseju o mojej twórczo ci. Jeszcze raz zmieniam temat. Zorientowa em si , e chcia by mnie kupi i ro nie we mnie wraz z niech ci  dziwny opór. Tadeusz Nowak ju wcze niej o nim napisa i J. Ozga Michalski. Jeszcze tylko opinia Barana do szcz cia 7 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 potrzebna. Wszystkich zna, wszystkich obta cowa , wszystkich spicerowa  zglancerowa . Stroi miny jakby by ja niepaniczem krytyki polskiej. Chwali si , jest w sobie zakochany po uszy. To wida . I ta apaszka, fajka, pretnsjonalno (jeszcze jeden ze wsi, którego pokr ci o)& Jak to dobrze, e nie ma przy sobie wykrywacza my li, bo wtedy dotrzeg by, co o nim s dz . Tym bardziej, e zahuka mnie, narzuci ton i ju nie wiadomo, czy to on jest Baranem, a ja tylko Borz ckim, (bo tak si  o ironio  nazywa), czy co& Dopiero w szkole na spotkaniu, które prowadzi z w a ciw sobie pretensjonaln elokwencj  zaczynam si ujawnia . Ostro, zdecydowanie, ju nie jestem barankiem bo ym. Przygaszam go na oczach jego uczennic z liceum. To teraz ja narzucam ton. Spotkanie bardzo dobre, przy o y em si , eby moje by o znów na wierzchu. Nie pozwalam, by mówi (a mówi ), e poezja to co wy szego ponad przeci tne, prostackie umys y. Mówi , e sam uwa am si za prostego cz owieka. Wiersze czytane przez mnie s ywo odbierane. Czuj si pewnie. Nasz spór podoba si m odym, zadaj pytania, szczególnie inteligentne te ze strony dziewcz t, bo dziewcz ta obejmuj teraz, zreszt nie tylko tu, ale w ca ej Polsce, matriarchat kulturalny. Po spotkaniu  gratulujemy sobie. Dzie pi kny, Picer  Glancer znów o sobie (ale skromniej), o My liwskim, odprowadza mnie na przystanek. Wiem, e ma na ko cu j zyka pytanie:  No to kiedy przys a ci maszynopis z wierszami? . I wiem, e go nie zada, bo nabra do mnie po spotkaniu respektu. Specjalnie rozwodz si o czym innym. egnamy si kordialnie. Jestem szcz liwy, e wyje d am. Pieni dze dla rodziny za spotkania zarobi em, a dupy nie da em. Jestem pewny, e pisze kiepskie wiersze, par przeczyta em wcze niej w  Tygodniku Kulturalnym ; pretensjonalne jak i on, i naprawd by oby mi g upio, gdybym da si kupi & 7 8 pa dziernika W Warszawie u Artura S. [Sandauera]. Mi dzy 11 a 12 w nocy spacer po parku z kosturami ( na wszelki wypadek ,  od razu cz owiek czuje si lepiej ). Artur wywija m y ca r czk kostura, musz uwa a , eby mnie nie waln . Rozmowa o onanizowaniu, które by o przed wojn ob o one  kl tw  :  Bruno Schulz prawdopodobnie by onanem, z tego powodu mia te poczucie winy . Rozmowa o Mallarmém, który pracowa dwa lata nad jednym sonetem.  Symbolizm europejski (francuski) by szczytem poezji  chrz ka Artur.  Od tego czasu mo na by o by ju tylko gorszym. Albo& znale inny sposób  st d futuryzmy i ró ne izmy, rozbieranie tego doskona ego zegarka tradycyjnej formy . B dzimy pod gwiazdami. Rozmowy o Picundzie (Gruzja), gdzie by dwa tygodnie. Na drugi dzie w aucie:  My lenie ogranicza si dzi do prac magisterskich, a sztuka do fiko ków . Usi uj spiera si z nim, e jest to zjawisko ogólno wiatowe. Proces nieunikniony:  W Ameryce jest jeszcze gorzej, tam w ogóle nie chc czyta &  A. S. jak to on:  Nie wiem, jak tam jest, wiem, jak tu jest&  S owem, chce znów zrzuci wszystko na nasze powojenne z e szkolnictwo. Zapisa si do Narodowej Rady Kultury, eby wprowadzi acin do szkó rednich, by nawet na audiencji u Jaruzelskiego, ale nic z tego nie wysz o. Wi c w ko cu a uje, e bierze udzia w tej maskaradzie Narodowej Rady Kultury, która jest gabinetem figur woskowych udaj cych, e s ywe& Sokorski, Józef Ozga Michalski, Auderska. Suchodolski, koszmarny Jerzy Adamski. Mówi , eby mówi .  Im chodzi o to, eby zrobi rewolucj bez rewolucji  podsumowuje swoich kolegów.  Pan ma spokój  zaczepia mnie dobrotliwie  pan swojego kuferka pilnuje& Do przodu si pan nie pcha, z ty u pan za bardzo nie zostaje; jak to ch opi& miej si i nie polemizuj , bo go lubi & 20 pa dziernika Nagrywali my 15 minutowy film o moim przyjacielu, zmar ym malarzu Andrzeju Lenartowiczu, który urodzi si i zmar w Tarnowie. Wspomnienia sprzed 15 lat i 24 sfilmowane obrazy Andrzeja. Mówi o mi 8 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 si le. Za to mog em si naprzygl da , jak redaktor Kotula kr ci film. 28 pa dziernika S dni, gdy cz owiek budzi si z poczuciem pustki i ja owo ci ycia (& ), jakby mnie nieznani sprawcy przysypali kurzem, darni , ywcem w grobie, a ja nie mog w aden sposób udodowodni , e jestem ywy, cho wykonuj codziennie tysi c zb dnych czynno ci& 1 listopada (sobota niedziela w Borz cinie) Przeddzie wi ta Zmar ych. Zdumiewaj ca rozmowa z kryminalist W.O. z Borz cina, którego zna em kiedy jako chojraka, ale bardzo si zmieni , jakby mu ciasna cela rozszerzy a horyzonty. Mo na z nim teraz gada o wielu sprawach. Podobno namawiano go ju w wi zieniu, eby po wyj ciu sta si donosicielem. Co go trzyma i dlaczego  przy swoi cie rozumianej uczciwo ci? Twierdzi, e nie móg by sobie spojrze w lustrze w twarz. A przecie o ma o nie zabi cz owieka, potem uciek z karabinem z wi zienia i zaszczuty kry si po lasach. Dosta 25 lat, przesiedzia po ow wyroku. Kulturalny, na swój sposób szlachetny, przynajmniej w s owach. Rozmawia ze mn jak ze spowiednikiem i by mi wdzi czny, e go wys uchuj . Pokiereszowana twarz, o rozmiar za du e serce, a przecie mia em go w m odo ci za  zbója . Same przeciwno ci w jednym. Film o Lenartowiczu kiepski, konstrukcja byle jaka. Czytam na przemian Dostojewskiego i Kafk , s ucham muzyki greckiej. Ciesz si z córek, nie mamy z nimi k opotów. 6 listopada Sko czy em wczoraj pisa o Dolorado Redli skiego dla  Regionów My liwskiego, gdzie mam nadziej si kiedy zaczepi , bo mi si robota w tygodniku przejad a. Dosta em zaproszenie do udzia u w jury Nagrody Pi taka, jury Nagrody Rajczaka, w konkursie jednego wiersza w Bielsku a tak e od organizatorów festiwalu w Poznaniu. Bior , co daj , bo wierszówk w  Wie ciach mam kiepsk , a córki rosn . 10  13 listopada Najpierw Warszawa. Posiedzenie jury Pi taka. My liwski, Bereza, Bugajski, ja, Roch Sulima. Dajemy nagrod Sakowicz, Samojlikowi, Bieleckiemu (proza) i Cieleszowi (poezja). Co do prozy  nie mam nic do gadania. Oni tu przyszli, eby da swoim. Tym  ze stajni Berezy . Samojlik jest wyj tkiem. Na Cielesza g osowa em i w a ciwie jest to mój typ. Zabawne momenty w dyskusji  bardzo w t ej zreszt  nad ksi kami. Wr czenie 30  31 listopada w Sandomierzu. Potem wyprawa do Poznania. J zykoznawca i mój wierny kibic literacki Staszek B ba czeka na dworcu. Du o grafomanów, hochsztaplerów u Nikosa Ch., te niez ego tupeciarza. Pozna em studentk (Marysi Wiatrowsk ), która pisze o mnie prac magistersk   Przestrzenie kulturowe w poezji Józefa Barana , u profesor Chrz stowskiej. Podoba mi si , e moj liryk wzi a w swoje r ce adna dziewczyna. Uroczy spacer przez wieczorny rynek Starego Miasta w Poznaniu (krzy e upami tniaj ce 1956 rok, pomnik Mickiewicza, a w a ciwie Mickiewiczyka, bo jak e inny to wieszcz od krakowskiego). Dzie w Lesznie. Powrót autem z Czechami do Wroc awia i poci giem do Krakowa. 9 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 16 listopada Konferencja prasowa Tadeusza Kantora. Jestem z Hank Grechut  Ró yck . Siedzimy w pierwszym rz dzie, wi c mo e nas nawet spotka zaszczyt bycia oplutym przez Mistrza, który pali papierosa za papierosem (gasz c ka dego w po owie) i zachowuje si jak sycz cy w boa. Dmucha mi przez stolik dymem w oczy, jakby mnie chcia zaczadzi . Popieleniczka z gór petów, on z teatralnymi minami i pozami, sprawiaj cy wra enie, jakby za chwil mia wybuchn i wysadzi budynek. Mimo to w a nie dzi ki temu na swój sposób naturalny, naturalny w swojej sztuczno ci, tak innej od upozowanych ludzi wyst puj cych publicznie: tych naspi owanych powag , podpieraj cych si ró nymi protezami. Nie. Kantor genialnie sprytny wariatu cio. Z o ci si to na w adze miasta, e maj go w dupie, ale on je te , to na Miklaszewskiego, który filmuje go nie tak, jak chce; to na popkultur Zachodu, to na dziennikarzy, e k ami . Wstaje, krzyczy, macha r kami. Mówi w sposób rwany. Pewien ksi niemiecki chcia sfinansowa podró sze ciuset osobom z Europy, eby przyjecha y na spektakl Kantora do Krakowa. Ale w adze Krakowa nie podj y tematu. Wi c wystawia now sztuk w Pary u. Koszt wystawienia  300 tysi cy dolarów. Od 1968 Teatr Cricot 2 jest finansowany przez zagranicznych zapraszaj cych.  A co na to Kraków  krzyczy  który obiecywa kiedy zbudowa mi teatr?! Potem zmienia obiekt ataku, dodusza obur cz sztuk na Zachodzie, pytaj c z ironiczym grymasem ust, co to znaczy, e im gorzej i n dzniej  tym lepsza sztuka (oczywi cie ma siebie na my li), a im wygodniej si spo ecze stwu yje  tym gorsza?! K bek nerwów i genialnych sprzeczno ci& Mówi, e ma 73 lata i jest ju zm czony t szarpanin , SZARPANIN , SZAR PA NI N (coraz bardziej si podnieca, tupie nogami )& A tu tymczasem sp ywaj do Cricotu zaproszenia z ca ego wiata. Pi tna cie odrzuci & na najbli szy rok& Przygl dam si temu genialnemu egzemplum  ma ko skie si y, eby wci je dzi , emocjonowa si , i& zdrowie byka& a mo e raczej torreadora& Tak tak, on wygl da jak torreador miotaj cy si po arenie z czerwon szmat i pikami. Po dwóch godzinach spektaklu polegaj cego na wywo ywaniu byka, który jednak wci nie wbiega na aren , Mistrz torreadorów osuwa si zm czony na krzes o, piki wypadaj mu z r k, a my wycofujemy si szcz liwi, e wyszli my z tej burzy ca o& Mi dzy 30 listopada a 4 grudnia (Warszawa, Sandomierz, Rzeszów, Le ajsk, Kolbuszowa i znów Kraków) W Sandomierzu nocne rozmowy z Wie kiem My liwskim i Marianem Grze czakiem. Ogl damy w telewizji znakomitego Wa s , który rozprawia si z Miodowiczem. Nie wszystkim si podoba. Wie kowi M.  nie. Mnie tak& Samojlik natchniony. Z wo owatym Rochem Sulim odbywamy spotkanie w jakim internacie. Przys uchuj si , co warszawski krytyk ma o moich wierszach do powiedzenia, i widz , e to nie te miary i wagi. Przyszed napompowany Przybosiem i próbuje mnie do niego przypasowa . A nie pasuj . Pytam z o liwie, dlaczego mam by Przybosiem, jak jestem Baranem. W Julinie  ca a ekipa pisarska& Obok Wie ka jest Domino, Marian Pilot, Staszek Srokowski, Bogdan Madej, Adam. Zdarzenie z ostatni pi dziesi tk . Rzucamy losy o 3 nad ranem. Mnóstwo komicznych sytuacji, k ótnia Mariana ze Staszkiem. Bardzo serdeczny wobec mnie Zbyszek Domino. W sobot wieczorem do pa acyku My liwskiego w Julinie zlatuj (dos ownie) Wasilewski, ukrowski z urz dnicz wit . Po co? Pewnie po to, eby kusi pisarzy& Je li kuszenie, to rzeczywi cie poku ne, z pierwszorz dnym obiadem, z hrabiowskim przyj ciem. Bogdan Madej, podobny do Le miana, ma y, zasuszony, o profilu ptaka, pierwszy pisarz, który w latach 60. znalaz si na cenzorskiej li cie, a potem, w latach 70. by w Lublinie stale inwigilowany  popykuje z fajki i przez okularki przygl da si , jak ko o niego skacz ludzie w adzy. Chc go kupi , ale dlaczego? Co si dzieje? Przeb kuje si o stworzeniu jakiego nowego zwi zku literatów, który pogodzi by pisarzy opozycyjnych z literatami ze Zlepu [ZLP]; my, nie nale cy ani tu, ani tam, mieliby my by pomostem? Zaprzyja niam si z Madejem. To autor znakomitej Ma ci na szczury, wydrukowanej najpierw w Pary u u Giedroyca, a dopiero teraz, w ile tam po tamej publikacji wznowiony w Polsce. O paradoksie 10 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014  cenzura pu ci a to w a nie za Jaruzelskiego. Bogdan podejrzliwy i uczciwy, a go ta kostyczna uczciwo kr puje w yciu codziennym. Wieczorem demoniczny Srokowski mówi, e wie, kiedy umrze. Na razie nie mo e pi wódki. Króluje Wiesiek My liwski, przypominaj cy mi osia z królewskimi rogami. Zawsze w asy cie swego dworu. Krótkie spi cie z nim o moje odrzucone wiersze w  Regionach i znacz cy fragment wyci ty mi z artyku u. My liwski na rauszu jest My liwskim, o wiele bardziej urokliwym od trze wego. Pi knie ta czy, a jak potrafi improwizowa , uwodzi ! Trudno go  zapali  , ale jak ju  to bywa (szkoda, e tak rzadko) naprawd wietnym kompanem! Staszek Srokowski wyda wreszcie d ugo przetrzymywanych przez cenzur Repatriantów (15 tysi cy egzemplarzy, cena  1000 z otych; jak ta z otówa na pysk leci!). Rozmowa w aucie z Józkiem, o którym, gdy go widz , my l zawsze, nie wiadomo dlaczego, bo mo e bogu ducha wienien, e ma wypisane na twarzy kurewstwo. *** B d ostro ny  nie piesz eby nie spe ni y si za szybko Twoje nadzieje 12 13 grudnia Rozróba w  Wie ciach . Chcemy wypieprzy twardog owego redaktora naczelnego H.W. nas anego nam w stanie wojennym. Zebranie z udzia em warszawskich prominentów z ZSL i wydawnictwa. Niestety, to do ko ca nie wypali o, bo Janusz Sz. [Szlechta] w ostatniej chwili p k i nie popar wotum nieufno ci. A przecie wszystko by o nale ycie przygotowane, czy by zabrak o mu odwagi? Rozmowa z Wie kiem M., któremu opowiedzia em przez telefon o krakowskim spotkaniu i kto przyjecha z Warszawy.  A we ich wszystkich opierdol!  podpowiedzia niedbale i bardzo mi si to spodoba o. Faktycznie mój g os by najostrzejszy. Jednak rewolucja w szklance wody nie doprowadzi a do przewrotu. Na drugi dzie zosta em wezwany na dywanik szefa. Rozmowa pe na spi . Wywali mnie chyba jednak nie wywali, poczu swoj niemoc& 19  23 grudnia 1 Zofia ma od trzech tygodni problemy z rw kulszow , co ma z kolei wp yw na atmosfer w domu. Pogotowie. Lekarz. Prywatny gabinet. 2 Wyjazd z Adamem do Zdu skiej Woli, gdzie jeste my jurorami w konkursie imienia Felka Rajczaka (zna em go i lubi em). Przejechali my Zdu sk , dojechali my, bo to po pieszny, a do Inowroc awia. O 7 rano dobrn li my z powrotem do celu. Podró trwala 7 godzin d u ej! 3 Powrót do Krakowa, gdzie jest ju Artur Sandauer. Przylecia samolotem. Rozmin li my si , potem odnale li my. Naradzamy si w trójk (z Tadeuszem liwiakiem), kogo nagrodzi ufundowan przez profesora Nagrod wirszczy skiej. T pierwsz  ma otrzyma ksi dz Twardowski. Ale czy j przyjmie? Bo teraz bojkotuje si nagrody. Przyj . Wieczór u mnie z Arturem i Ziemianinami. Rozmowy o Mallarmém, którego wierszy nie rozumiem. Sandauer t umaczy ich nowatorstwo. 11 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Par powiedzonek Artura:  Historia nigdy si nie ko czy ,  Wszystko d y do entropii ,  Wiar si miewa od czasu do czasu ,  Wierz cym si bywa (parafraza Przybosia   Poet si bywa )& Coraz cz ciej powtarza, e pope ni b d popieraj c Jaruzelskiego i  Zlep [ZLP]. Erna jak zwykle milczy, bawi si przy stole robi c bibu kowe kwiaty i ludziki dla Ewy i A ki. Czasem wtr ci co surrealistycznego wybijaj c Artura z intelektualnej orbity. Jego opowie ci o spotkaniu z Gombrowiczem we Francji, gdy wydrwiwany przez niego  w ko cu nie wytrzyma , trzasn pi ci w stó i wtedy  Witold si przestraszy i przesta mi dokucza  . Zawsze te pojawia si w jego wspomnieniach jego kochany Bruno Schulz, do którego doje d a w m odo ci z Sambora na  rowerku & i o tym, e nasze powojenne pokolenie jest niedouczone, bo nie w ada obcymi j zykami i nie zna historii staro ytnej& Ale kuchnia Zofii wprawia go w ko cu w dobry humor (& ) Krzysztof Jurecki SAMOTNO I BEZDOMNO WED UG ISSAIEFFA Jan Grzegorz Issaieff nale y do najwa niejszych, cho ci gle ma o znanych malarzy. Poniewa jest samoukiem tzw. profesjonalne galerie przez d ugie lata by y zamkni te dla tego wyj tkowego artysty. Zreszt do niedawna samemu twórcy nie zale a o na publicznym pokazywaniu prac. W sensie topografii artystycznej Issaieff jest samotnikiem, dzia aj cym poza ódzk neoawangard , cho ju mo na doszukiwa si jego wp ywu na kilku m odszych malarzy. Sam uwa a siebie za  tradycyjnego malarza , nieczu ego na wp yw fotografii czy innych technologicznych rodków wizualnych. Jest mo e ostatnim autentycznym przedstawicielem ódzkiej bohemy, niekiedy dzia aj cym z wi ksz determinacj od odzi Kaliskiej. Ale to zdecydowanie mniej wa ny, wr cz uboczny i anegdotyczny aspekt oceny jego postawy artystycznej. Dla pobie nego obserwatora Issaieff jest albo spó nionym  nowym dzikim (malarstwo), albo (w rysunku) kontynuatorem tradycji Jana Dobkowskiego. Przede wszystkim jednak Issaieff jest niezwykle konsekwentnym malarzem i rysownikiem, równie poet , w twórczo ci którego skrywa si wiele intryguj cych problemów pocz wszy od liryzmu, a ko cz c na drapie nej surrealizuj cej grotesce, przypominaj cej niektóre dokonania Victora Braunera. Od lat 80. uprawia monumentalny cykl A.R.C.H.E.  TANIEC, przerwany, a raczej uzupe niony niedawno innym cyklem pt. Misterium, wystawionym w 1999 roku. Jego twórczo w rzadki, mo e jedyny sposób, próbuje czy pozornie wykluczaj ce si problemy artystyczne. Fascynacja ikon po czona jest, podobnie jak u Jerzego Nowosielskiego, z poszukiwaniem nowych problemów ideowych. Umiej tne korzystanie z do wiadcze konstruktywistycznych w typie Stanis awa Fija kowskiego, w tym unizmu Strzemi skiego, powoduje, e obrazy Issaieffa dzia aj pulsuj c form opart najcz ciej na dysonansach kolorystycznych, a ostatnio tak e wyrafinowanymi odcieniami bieli. Oczywi cie twórczo Issaieffa od Strzemi skiego zdecydowanie wi cej dzieli ni czy, ale w sensie penetracji istoty malarstwa zbli yli si do podobnych konkluzji, w których liczy si ka dy centymetr zamalowanego p ótna, maj cego jak najskuteczniej dzia a na odbiorc . Jego obrazy s przekonywaj ce pod wzgl dem uniwersalnej tematyki  odwiecznej rywalizacji pierwiastka m skiego z e skim i krwio erczej walki, któr mo na sprowadzi do konkluzji wyra onej przez Francisa Bacona (którego bardzo ceni ódzki artysta), e wiat to Z o. Issaieff pragnie jednak dokona alchemicznej przemiany, polegaj cej nie na usprawiedliwieniu odwiecznej zasady Z a, ale na próbie jego zmiany na Dobro, na ile jest to oczywi cie mo liwe. Tak mo na scharakteryzowa najnowszy etap samo wiadomo ci Issaieffa. W sensie filozoficznym artysta bliski jest pogl dom egzystencjalnym Martina Bubera zawartym w Problemie cz owieka, który podejmuje prób przerwania naszej egzystencjalnej samotno ci. 12 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Jan Grzegorz Issaieff, A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 18 x 24 cm 13 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Po obejrzeniu kilku wystaw malarstwa Issaieffa na przestrzeni ostatnich lat nie ulega w tpliwo ci, e jest on postaci nie tylko lokaln . Z pewno ci wart pokazania na szerszym forum ogólnopolskim, na którym zazwyczaj prezentuje si uznane stereotypy, gdy nie wymaga to podj cia adnego ryzyka przez polskich menagerów zajmuj cych si sztuk . Krzysztof Jurecki, Jan Grzegorz Issaieff IKONA JEST CZNIKIEM MI DZY SACRUM A PROFANUM I Krzysztof Jurecki Porozmawiajmy na temat Twojej ma o znanej (niestety) twórczo ci  g ównie rysunkowej i malarskiej. Kiedy zacz e interesowa si sztuk ? Jan Grzegorz Issaieff Oko o dwudziestu pi ciu lat temu... K.J. To tradycja rodzinna czy inspiracja? Sk d si to wzi o ? J.G.I. Samo z siebie i z przeznaczenia. K.J. Rozpocz e od malarstwa ikonowego, które operuje okre lonymi schematami ikonograficznymi i jest twórczo ci religijn , g ównie s u c modlitwie. Czy takie zainteresowania uleg y transpozycji i kopiowaniu? J.G.I. W ikonie nie ma poj cia kopii. Pocz tkowo opiera em si na okre lonych schematach, ale potem próbowa em w asnych rozwi za  indywidualnego rysunku i psychologicznego portretu, który zasadniczo mnie zajmowa . W ikonie istnieje kanon, który nigdy nie doprowadza do zubo enia malarstwa. Ona zawsze jest otwartym polem... K.J.  Otwartym symbolem! J.G.I. Polem i symbolem. Polem, poniewa w sensie psychologicznym znajduje si w nim portret. Portret zawsze powinien by psychologiczny, a w ikonie nie chodzi tylko o wizerunek. Mo e by to np. Ukrzy owanie, grupa wi tych. Mnie interesowa a posta . Twarze wszystkich wi tych, w których stara em si ukaza psychologizm. K.J. Dlaczego zaprzesta e malowania ikon? J.G.I. Nie jest to zamkni ta sprawa. Jest to okre lona zmiana czasu. Prze wiadczony jestem, e nale a o zmieni warstwy wizualne. Zwi zane jest to z prze omami wieków. Pewna eksploracja, do której by em przywi zany musia a eksplodowa . Chodzi o eksploracj ycia, moich znajomych etc., tego, co si dzieje na ca ym wiecie. K.J. Jakie idee i problemy s Ci bliskie w sztuce? J.G.I. Przede wszystkim stany mistyczne zwi zane ze sztuk . Wszyscy, którzy posiedli okre lony stan skupienia i odkrywali nowe struktury znaczeniowe. K.J. Moim zdaniem ekspresja w sztukach plastycznych nie w pe ni czy si z mistyk , której obszar jest na granicy religii i herezji. Czy s to dwa ró ne obszary ? J.G.I Nie. Ale istnieje dla mnie w sztuce bardzo du y obszar intuicji. Artysta musi jej zawierzy i posiada szczególny stan skupienia, a to mo e wi za go ze stanem mistycznym. Anglik Francis Bacon te by mistykiem (dla mnie) mimo tego, e mo na go pos dza o pewne cechy  Z ego . Ale jest to z udne. Wszystkie sprawy negatywne przetwarza na dobro i w ten sposób by tak samo etykiem. K.J. Mam ogromne w tpliwo ci, czy czyni z tego Dobro? J.G.I. W tym sensie Dobro, e dawa pewnego rodzaju ostrze enia dla ludzi. Ciekawa sprawa wi e si z Ko cio em, poniewa jedyna sztuka niezrozumia a i niebezpieczna to sztuka plastyczna (np. wspomniany Bacon). W Ko ciele, czy precyzuj c w galerii ko cielnej, niestety dzia aj dyletanci i boj si niektórych artystów. Zapomina si np. o freskach Micha a Anio a w kaplicy Syksty skiej... K.J. ...które równie uznane by y za niebezpieczne. J.G.I. Weryfikator, czyli czas zmieni ten pogl d i ju nie s niebezpieczne. Za pi dziesi t lat oka e si , 14 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 e tacy jak Bacon nie s ju kontrowersyjni. K.J. Jest niebezpieczny, poniewa by niewierz cy. Ukazywa kryzys czy zmierzch chrze cija stwa i w tym tkwi ró nica mi dzy nim a religijnym Micha em Anio em! Cz owiek w wizji Bacona staje si tylko och apem mi sa, który jednak malowa w niepowtarzalny sposób! Jego wizja jest tyle prawdziwa, co przera aj ca. J.G.I. Zgadza si ! I dlatego jest wielkim etykiem i moralist wysokiej rangi. K.J. A je li chodzi o Twoje prace rysunkowe z lat 90., które mo emy ogl da od 28 czerwca 1996 roku w Bagdad Cafe, to dostrzegam w nich dwie struktury. Pierwsza  syntezy rysunkowej, druga  tkanki abstrakcyjnej, kojarz cej si z konstruktywizmem. Jakie znaczenie ma dla Ciebie abstrakcja? J.G.I. Szkoda, e wiat zachodni nie odkry wcze niej ikony, niejako zast pi a j w sztuce XX wieku rze ba afryka ska, której znaczenie wzros o od czasu kubizmu. Ikony ruskie, nie bizantyjskie (szko a nowogrodzka), to niejednokrotnie pod wzgl dem formalnym czysty kubizm. atwiejsza do odkrycia by a rze ba afryka ska. Du a synteza zawarta w ikonie zawa y a na mojej wypowiedzi rysunkowej i malarskiej. Jan Grzegorz Issaieff, A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 18 x 24 cm K.J. Malarze wiata zachodniego odrzucili ikon na rzecz rozgrywek formalnych (fowizm, ekspresjonizm, cz ciowo konstruktywizm etc.). Ty dalej pragniesz by blisko ikony, ale w specyficzny sposób. W warstwie ideowej inspirujesz si antropologi Mircei Eliadego i neognoz Carla Gustava Junga J.G.I. Jest to aktualna wizja. Post p techniczny sam w sobie nic nie znaczy. Cz owiek si nie zmieni , 15 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 cho próbuje. Moje rysunki traktuj o sprawach duchowych, które s niezmienne od ok. dwóch tysi cy lat, czyli czasów chrze cija stwa. Cz owiek wtedy sta si rzeczywi cie warto ci najwy sz (podmiotem) i to trwa do chwili obecnej. Ale nast pi a obecnie ogromna destrukcja spo eczna. K.J. Co uwa asz za interesuj ce w sztuce polskiej i wiatowej? J.G.I. Istnieje przekonanie o  zmierzchu sztuki , która ostatecznie upadnie. To nieprawda, ale obserwujemy ogromny zalew paraartyzmu. Czas b dzie generalnym weryfikatorem  dzie o czy kicz. K.J. Ale co teraz jest dla Ciebie wa ne? J.G.I. W a ciwie nie ledz tego co si dzieje, nie mam czasu skupi si na dzia alno ci innych. Zwyk e ycie zawiera tyle podniet, e nie mam czasu. Nawet moje chodzenie po knajpach to bardzo istotna sprawa, która mnie  aduje  s to pewne stany obserwacyjne nie tylko ludzi, ale i siebie w sensie psychologizmu. Ceni Bacona i Jerzego Nowosielskiego  bardzo dobrego malarza i rysownika. K.J. Któremu pozosta a tak e pewno r ki. J.G.I. Typ rysunku, jaki reprezentuje Nowosielski, interesuje mnie  lapidarny, syntetyczny przekaz  nic wi cej i nic mniej. Jego akty piórkiem s wzorem. K.J. Spotykamy si w Bagdad Cafe, a nie w muzeum czy w profesjonalnej galerii. Dlaczego? J.G.I. Ka dy artysta jest w stanie okre li , czy robi  knoty , czy dzie a. Aspekt psychologiczny polega na tym, e ka dy pragnie wybi si z t umu. Przera a mnie masa m odych i nie tylko m odych artystów, posiadaj cych natur narcystyczn , polegaj c na ch ci bardzo szybkiego sukcesu, za czym nie stoi ani praca ani dzie o. Jest to zgubne! Prawdziwy artysta ponosi ryzyko zawsze, mimo, e niejednokrotnie dostanie w d.... Dla mnie sztuka jest drog ycia. W Chinach nazywa si to Tao. Wracaj c do Twego pytania. Dla niektórych dyrektorów przepustka do wystawy to Wy sza Szko a Plastyczna, a ja jestem samoukiem, wed ug s ów jednego z administratorów ódzkiej sztuki [Bernarda Keplera  ówczesnego dyrektora BWA w odzi  przypis K.J. (2007)]  autodydakt , który powinien napisa podanie (sic!) i czeka , a rada galerii je rozpatrzy, jakby sam nie potrafi oceni , czy co jest warte wystawienia czy nie. Smutny jest nasz ódzki rynek galeryjno muzealny! S te kobiety, które potrafi okre li , e rysunek jest elegancki, a malarstwo takie ekspresyjne. I koniec na tym. ód , 1996 Wywiad pt. Taoista w Bagdadzie. Rozmowa z Janem Grzegorzem Issaieffem, malarzem i rysownikiem,  Verte 1996, nr 111, dodatek do  Gazety ódzkiej . II K.J. Czym jest dla Ciebie malarstwo? J.G.I. Malarstwo jest dla mnie poszukiwaniem formy dla ducha, tzn. D eniem do poznania w sferze teologicznej. K.J. Czy ikona jako obraz religijny, ale tworzony przez artystów wspó czesnych, ma sens ? Co wniós w tym zakresie Jerzy Nowosielski ? J.G.I. Je eli nadrz dno Boga jest oczywisto ci , to ikona jest zb dna. Jednak u omno cz owieka spowodowana kataklizmem grzechu pierworodnego sprawi a, e ikona jest cznikiem mi dzy sacrum a profanum. Moim zdaniem Jerzy Nowosielski nic istotnego nie wniós do ikony. Natomiast dzi ki ikonie wyrós na krzepkiego malarza i rysownika. K.J. Jaki jest wp yw fotografii na wspó czesne malarstwo? J.G.I. Od kiedy pojawi a si fotografia, jest spraw wiadom , e jej wp yw na malarstwo istnieje. Wi cej na ten temat nie powiem, aby nie tworzy truizmów. Zaznacz tylko, e na moje malarstwo fotografia nie ma adnego wp ywu. Trzeba te podkre li , e fotografia od samego pocz tku czerpa a i w dalszym ci gu korzysta z malarstwa. K.J. Czy mo na mówi o  mierci Boga ,  mierci cz owieka i  mierci malarstwa ? J.G.I. Mówi o mierci Boga, cz owieka, malarstwa mo na zawsze, lecz nic z tego nie wynika. Dlaczego? Z prostego powodu, braku odpowiedzi na odwieczne pytanie: Kim jest cz owiek? 16 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Jan Grzegorz Issaieff, A.R.C.H.E., 2004, tusz, pióro, 18 x 24 cm 17 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 K.J. Jakie obecnie s zadania dla artysty? Czy artysta powinien  szczypa rzeczywisto  , czy to mo e by zasadniczym przes aniem sztuki? Nawi zuj do tytu u wywiadu Marty Sk odowskiej z Józefem Robakowskim z  Gazety ódzkiej z 23.02.2007 roku pt. Odautorskie szczypanie rzeczywisto ci, w którym powiedzia :  Kantor w jaskrawy sposób teatralizowa realia, ja w nie wchodz i po prostu w nich jestem. Ciesz si , kiedy mo na w tej realno ci co spsoci , odautorsko uszczypn  . J.G.I. Tak postawione pytanie wymaga sprecyzowania poj cia  artysta . Zawsze podkre la em, e w j zyku polskim ujednolicenie poj cia artysta jest barbarzy stwem na sztuce wysokiej. Niechlujstwo w pos ugiwaniu si j zykiem polskim polega na niestosowaniu istotnych przymiotników przed lub po s owie artysta tzn., e artysta arty cie nie jest równy, bo s arty ci estradowi, cyrkowi, teatralno filmowi, operowi, kabaretowi... Natomiast zadania dla artysty obecnie s takie same jak dawniej: powa ne. Za  szczypanie rzeczywisto ci jest nieinteresuj ce, bo infantylne i trywialne. K.J. Kogo cenisz w fotografii polskiej? J.G.I. Prawdziwych artystów. K.J. ??? To unik odpowiedzi na moje pytanie. Czy artysta mo e by klownem w sztuce  np. Katarzyna Kozyra, ód Kaliska? Jakie s granice w takiej postawie twórczej? J.G.I. Arty cie cyrkowemu, kabaretowemu itp. zawsze wolno by klownem. W takiej postawie s granice etyczne i estetyczne. K.J. Troch inaczej na to patrz . Mo na by klownem, je li jest to postawa autentyczna (jak np. dadai ci czy surreali ci, poza Salvadorem Dali!), zwi zana z ryzykiem twórczym, a nie postawa, jak ma to miejsce obecnie na ca ym wiecie, zwi zana z mediami, g ównie tv i komercjalizacj . Wspó cze ni klowni pod aj raczej nie wiadomie ladami Dody i Micha a Wi niewskiego, który, co interesuj ce, w wywiadach powo uje si na znajomo z odzi Kalisk . Za Jacek gwa komponowa muzyk do filmów odzi Kaliskiej, np. Pami tam, pami tam, pami tam.... A co s dzisz o rynku sztuki w Polsce? Rozmawiamy w roku 2007, zatem moim zdaniem takiego rynku w Polsce nie ma. J.G.I. Natomiast s galerie i domy aukcyjne, które uprawiaj w handlu sztuk szalbierstwo. Przyk adem tego jest rynek sztuki w odzi, którym w wi kszo ci zajmuj si dyletanci. K.J. Jaka filozofia jest wieczna dla artysty i cz owieka? J.G.I. Ka da, która traktuje cz owieka jako podmiot. W moim jednak przekonaniu zast pi bym filozofi teologi , bo jest istotne kim jeste my, sk d przychodzimy i dok d zmierzamy i co jest za zas on materii. ód , listopad 2007 Jan Grzegorz Issaieff WIERSZE *** wertuj c bibliotek wiata szukam hase wprowadzaj cych zadzieraj c g ow rozmawiam z niebem wicz marsz i taniec szczególnie uk ad ostateczny 1984 18 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 survival ile trwa mrok zawieszony w umy le nikt nie wie idziesz do maga kupujesz prochy oczekujesz wiosny modlisz si aby czas da okruch jasny po którym poznaj e jeszcze trwasz 1985 ulisses szczwany by przez tysi ce lat wystawia do wiatru pot ne umys y kiedy nabra pewno ci do boskiej genealogii niespodziewanie pad przyszpilony ig systemu singer do nocnej koszuli kobiety 1985 *** siedzieli my klasycznie twarz w twarz kulturalnie przesyceni ródziemnym morzem my li wzbija y si zachwycone lotem zwodniczy czas jak rdza podgryza gwiazda zgas a pili my miód a szara cza wyfruwa a z ust estetycznie 1998 19 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Prof. Jerzy Poradecki do Jana Grzegorza Issaieffa, list z dn. 2 XII 1981 r.; do druku tomiku nie dosz o z powodu og oszenia stanu wojennego 13 XII 1981 r. i pó niejszych restrykcji w adz Polski wobec niepokornej cz ci rodowiska literackiego; cz wierszy zagin a. 20 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Dariusz Pawlicki PRZEDE WSZYSTKIM PRZECIW IMPERATYWOWI ODBYWANIA EGZOTYCZNYCH PODRÓ Y Nie przejawiam, i to cho by w minimalnym stopniu, ochoty do odbywania dalekich podró y, do miejsc nazywanych egzotycznymi. To znaczy do opuszczania obszaru kulturowego, do którego przynale . W tym eseju przedstawi racje, moje racje stoj ce za nieprzejawianiem takowych ch ci. I uczyni to tak e dlatego, aby namówi innych do tego samego. A poniewa jedn z cech eseju, którym niniejszy tekst ma by , jest uj cie okre lonego tematu w sposób subiektywny, b d nawet bardzo subiektywny. * ywi przekonanie, e podró owanie na inne kontynenty, mam na my li cele turystyczne, jest wy cznie jeszcze jednym sposobem na zape nienie wolnego czasu. Takim samym jak czytanie dla czytania, chodzenie do teatru dla chodzenia, ogl danie telewizji dla telewizji (w przeciwie stwie do czytania dla dowiedzenia si Czego ; ogl dni cia sztuki teatralnej, aby Co z Czym skonfrontowa ...; w czenia telewizora dla konkretnego programu po wi conego np. robieniu bigosu). Z tym, e podró owanie, w przeciwie stwie do pozosta ych wymienionych sposobów zagospodarowania indywidualnego czasu, wymaga po wi cenia na ten cel nie godzin, ale dni, tygodni... Wymaga tak e dysponowania zdecydowanie wi kszymi rodkami finansowymi. To znaczy takimi, aby gwarantowa y wygod . A ta jest niezwykle wa na. Bo czy w ci gu kilku ostatnich dziesi cioleci, przynajmniej na Zachodzie, potrzeba ycia w wygodzie, wr cz w komforcie, nie sta a si tak silna, e zast pi a pragnienie szcz cia? Moim zdaniem  zast pi a. Nak ada si na to jeszcze potrzeba doznawania ustawicznych wra e . I to wci nowych. W to pragnienie wpisuje si , wr cz idealnie, imperatyw odbywania dalekich podró y. Najlepiej w takie miejsca w jakie nie uda si jeszcze nikt z rodziny b d pracy. Owe podró e, obok cz cego si z nimi presti u, dla wielu stanowi te rodzaj znieczulenia. A tym, co chc znieczuli , s problemy. I nie musz to by wy cznie k opoty zawodowe, rodzinne. Problemy maj bowiem to do siebie, e gdy przebywa si setki, tysi ce kilometrów od miejsc, w których one  powstaj  , zdaj si by mniejszymi, mniej doskwieraj cymi. To znieczulenie potrwa jednak tylko tak d ugo, jak pozwoli na to stan konta,  Kodeks pracy i, ewentualna, dobra wola pracodawcy. Ale obok wymienionych powy ej, powód odbywania owych podró y mo e by jeszcze jeden  nuda, zwyk a nuda. Je li powodem wyjazdów w odleg e zak tki Ziemi, jest jeden z tych, o których wspomnia em powy ej, niech ch tni jad gdziekolwiek, cho by na Wysp Wielkanocn . * Podró do innych miejsc mo e jednak s u y równie pog bieniu indywidualnej wiedzy na ich temat. I w tym momencie nale y przypomnie istniej cy w Europie, przed epok masowego przemieszczania si , której pocz tki si gaj po . XIX w., pewien obyczaj, wr cz swoist instytucj . Nazywa si on z francuska Grand Tour. W adys aw Kopali ski w jednym ze swych nieocenionych s owników[1] poda nast puj ce t umaczenie tego terminu:  Wielki Objazd b d Wielka Przeja d ka (pierwsze okre lenie jest, moim zdaniem, bli sze istoty zjawiska). A chodzi o rodzaj podró y trwaj cej rok  dwa lata, jak odbywali m odzi europejscy arystokraci i intelektuali ci. Ci pierwsi czynili to obowi zkowo w towarzystwie guwernera i pochodz cego z poznawanego kraju s ugi przewodnika. Grand Tour b d cy podró edukacyjn , mia na celu poszerzenie horyzontów przez uzupe nienie wiedzy o kulturze i cywilizacji, a tak e wyrobienie gustu artystycznego, nabranie dobrych manier. Niezmiernie wa n rol odgrywa y w owych podró ach listy polecaj ce umo liwiaj ce nawi zanie kontaktu z wa nymi, z ró nych powodów, osobisto ciami. 21 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Giovanni Battista Piranesi, Widok placu Navona w Rzymie, akwaforta, ok. 1750 r. Owa forma uzupe niania edukacji narodzi a si w Anglii. A za jej ojca uwa a si Thomasa Coryata (1577 1617), który w 1608 r. przemierzy pieszo wiele pa stw w oskich (tak e cz Francji). Nie by wprawdzie pierwszym, który odby Wielki Objazd, ale pierwszym, który w ksi ce swego autorstwa Coryat s Crudities hastily gobbled up in Five Months Travels in France, Italy, &c (1611), uwzgl dni elementy, które z o y y si nast pnie na powstanie poj cia Grand Tour. Wymieni , chocia by, obiekty architektoniczne, dzie a sztuki, którym nale y przyjrze si na trasie podró y. I cho wspomnia o Francji, to jednak szczególn uwag po wi ci W ochom. Bo te one przyci ga y najbardziej, przede wszystkim na pocz tku. Zw aszcza takie o rodki miejskie jak Rzym, Florencja, Padwa, Lukka czy Wenecja. W II po owie XVII w. zacz to zwraca baczniejsz uwag na Francj , ze szczególnym uwzgl dnieniem Pary a i Wersalu. Za w XVIII w. obszar, którego dotyczy Grand Tour, wzbogaci si o kraje przoduj ce w rozwoju przemys u i rolnictwa  Angli i Holandi . Z kolei w II po . XVIII w. du ym zainteresowaniem zacz y cieszy si niektóre miasta niemieckie. A to ze wzgl du na pe nion rol o rodka w adzy (Berlin, Wiede , Drezno), kultury (Weimar, Jena, Getynga, Heidelberg, Lipsk), albo te funkcj uzdrowiskow (Baden Baden, Marienbad). Wielki Objazd, je li chodzi o wizyty we W oszech, a by y one modne przez ca y ten czas, mia ewidentny wp yw na rozwój kultury pó nocnej Europy. Chocia by je li chodzi o muzyk . Do czego przyczyni si Grand Tour odbyty przez takich wybitnych kompozytorów pochodz cych z Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego jak np. Heinrich Schütz, Johann Georg Pisendel, Georg Friedrich Händel, Wolfgang Amadeusz Mozart. Wielki Objazd odbywa si w kr gu spraw, które m odemu Europejczykowi nale cemu do tej czy innej warstwy uprzywilejowanej, by y ju nieco znane. Sk ada y si na bowiem nazwiska twórców, których utwory przeczyta b d , w przypadku dzie sztuki i budowli, o których s ysza np. na studiach. Znane by y mu tak e podstawy wiedzy historycznej obejmuj cej zw aszcza, co wówczas uwa ano za podstaw , staro ytn Grecj i Rzym. Bogaty zestaw nazwisk, poj , nazw geograficznych, faktów historycznych, którymi operowali wykszta ceni ówcze ni Europejczycy, by bowiem wspólny. Powszechna by a te w ród nich, cho na ró nym poziomie, znajomo dwóch j zyków: aci skiego i francuskiego. Przynale no do tej kulturowej wspólnoty mia a miejsce niezale nie od tego, którego pa stwa by o si mieszka cem. Wi zi owe spaja o tak e chrze cija stwo (cho ró ne sk adaj ce si na nie wyznania mog y by , w pewnym sytuacjach, ród em problemów). A wszystko to stanowi o, w sumie, okre lony kod kulturowy. Powszechnie przy tym akceptowany. 22 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Kres Grand Tour, zjawiska zdecydowanie elitarnego, przyniós rozwój kolejnictwa, który spowodowa umasowienie podró owania. Ów masowy podró ny przybywaj c np. do W och zainteresowany by patrzeniem (czy równie widzeniem?), przebywaniem w konkretnych miejscach  ich zaliczaniem. * Zjawisko okre lane jako Wielki Objazd nie istnieje (gdyby je reaktywowa , winno ono obejmowa ca Europ , jak te , ze wzgl du na pokrewie stwo kulturowe, USA i Kanad , ewentualnie  Australi i Now Zelandi ). Rozwija si bowiem, i to w najlepsze, to, co sprawi o, e Grand Tour przeszed do historii. To znaczy, wspomniana, masowa turystyka, której cech charakterystyczn jest wycieczka najcz ciej trwaj ca dwa tygodnie. A có mo na zobaczy w tak krótkim czasie np. w ogromnej Kanadzie? Co mo na pami ta , po powrocie do domu, z takiej wycieczki? W przypadku podró y autobusem  przede wszystkim stan moteli, toalet, autostrad; a je li chodzi o przemieszczanie si samolotami  poziom obs ugi na dworcach lotniczych, ich funkcjonalno . Nie my l jednak, aby uzyskanie takich informacji by o czym cennym, wartym odbycia podró y. Ale one i tak b d dawa y jaki jednorodny obraz kraju. Nie tak jak w przypadku Amerykanina odbywaj cego turystyczne, czternastodniowe  turne , z u yciem autokaru, po Europie. Je li chodzi o ten drugi przyk ad celu podró y, to k ania si ameryka ska komedia pod znamiennym, gdy bardzo wiele mówi cym, tytu em: Je li dzi wtorek  jeste my w Belgii. Z takiego woja u europejskiego pozostanie jedynie zestaw zdj i filmów wideo, na których zosta y zarejestrowane rozmaite obiekty. Nie powi zane jednak z konkretnymi miejscami, nie po czone wiedz np. historyczn . Owo podró owanie, z postojami na u ycie kamer wideo i aparatów fotograficznych (to, co zosta o dzi ki nim zarejestrowane, b dzie obejrzane po powrocie do domu), odbywa si bowiem na zasadzie: szybko, szybko, ju jeste my spó nieni! Równie dobrze, zamiast odbywa tak podró , Amerykanin mo e przejrze ró notematyczne albumy dotycz ce Europy, z uwzgl dnieniem jej kultury. Chyba, e... pojedzie do Europy z zamiarem sp dzenia w niej nie dwóch tygodni, ale roku lub dwóch lat (pewna blisko kulturowa b dzie sprzyja a poznaniu i zrozumieniu). I to nie ograniczaj c tego kontaktu do zapoznania si z Londynem czy Pary em. * Marzeniem ci tej g owy przy podró owaniu w po piechu, jest kontemplacja. A do tego nie ma ona wr cz sensu. eby bowiem kontemplowa , nie trzeba nigdzie wyrusza , nie trzeba nawet opuszcza , nie tyle przys owiowych, co wr cz dos ownych, czterech cian. Poza tym podró owanie nie sprzyja kontemplowaniu. Ma o tego, jest jego zaprzeczeniem. O spokoju maj cym ród o w niepodró owaniu mówi , przytoczone poni ej, my li sformu owane przez Rosjanina i Chi czyka. Pierwsz z nich, ojca Germana, zakonnika z Wysp So owieckich, przytacza Mariusz Wilk w Odlocie dzikich g si. Brzmi ona nast puj co: (...) czy nie szkoda trwoni czasu na ci g e woja e, skoro mo na w drowa po wiecie, nie wychodz c z celi? Zatrzymaj si , (...), a zobaczysz, jak daleko dojdziesz...[2] yj cy wiele wieków wcze niej Lao Tsy [Laozi], w podobnej kwestii, w Drodze wypowiedzia si oto tak: Mo esz pozna wiat, Nie wychodz c z domu, Mo esz ujrze swoj Drog , Wygl daj c przez okno. Im dalej pójdziesz, Tym mniej b dziesz rozumia .[3] 23 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 David Roberts, Pos gi Memnona, akwarela, 1838 r. Nat ok wra e nie sprzyja rozumieniu/zrozumieniu; wr cz mu szkodzi. Tymczasem dza wra e , wci nowych wra e , jak wspomnia em, dominuje wspó cze nie. Stanowi po prostu imperatyw. Do tego, po pewnym czasie, poszukiwane s wra enia jeszcze mocniejsze/intensywniejsze. Na te doznawane dotychczas zosta o si bowiem uodpornionym. Podró owanie te jest przyk adem poszukiwania wra e . A te, zgodnie z panuj cym stylem ycia, wymagaj równie wzmacniania; je li by o si w Egipcie (czytaj: w Gizie i Dolinie Królów tudzie Dolinie Królowych), to nast pne wakacje (maksymalnie  2 tygodnie) nale y sp dzi na Seszelach. * Na moj negatywn opini co do podró y odbywanych do odleg ych zak tków Ziemi, obok nat oku wra e zlewaj cych si w nijak ca o , wp yw ma, w tym samym stopniu, to, e ich celem s kraje/krainy nale ce do innych, obcych kultur. Innych i obcych dla, w tym wypadku, Europejczyka, cz owieka, ogólnie rozumianego, Zachodu. Bezcelowo takich podró y zauwa a Pawe Hertz, który w szkicu O podró y tak napisa na ten temat: Nie wyobra am sobie, ebym mia ochot pojecha do Chin, Indii czy Japonii. My l , e to by oby daremne, e nic si z tego nie zrozumie. Europejczyk musia by po wi ci ycie, aby pozna religie, obyczaje, zasad etyczn tamtego wiata, jego histori i literatur . Ja nie jestem ich ciekawy.[4] To fakt, e Hertz napisa to z pozycji cz owieka przekonanego, e z owej inno ci nic b d niewiele zrozumie, jak te , wprost, stwierdzaj cego, e nie jest jej ciekawy. Podobnie jest ze mn . Tymczasem od cz owieka wspó czesnego oczekuje si ch onno ci, tego, aby interesowa si , dos ownie, wszystkim. Rzecz jasna taki jest idea . Ale jest on nag a niany, reklamowany. Do tego nie s ycha o adnej alternatywie w tym wzgl dzie. Rezultatem tego jest to, e ów idea jest przyswajany, w swych za o eniach, przez bardzo wielu ludzi. Pobie ne zaznajamianie si z odr bn kultur (dog bne niezmiernie rzadko ma miejsce) np. chi sk , mo e zaowocowa u yciem, co najwy ej, cytatów z pism jej przedstawicieli, aby zobrazowa g oszony pogl d. A przyk adami takich wyimków mo e by ten przywo any ju na stronach tego eseju, z Lao Tsy ego [Laozi] jak te taki oto: 24 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Poezja/pie jest wyrazem ludzkich d e . Pochodzi ono z Wielkiej przedmowy do Ksi gi pie ni (dzie o powstawa o od XI do VI w. p.n.e.)[5] Za ka dym razem, w przypadku odleg ych kultur, zabraknie jednak wiedzy gruntownej, przynajmniej w jakiej jej dziedzinie. Takow posiadaj bowiem bardzo nieliczni. Dla pozosta ych, jak e licznych (w tym autora niniejszego tekstu), pozostaj cytaty. Ci którzy zachwycaj si tym, co oferuj inne kultury, w pierwszym rz dzie stykaj si z najbardziej spektakularnymi ich  wytworami (gdyby z takowymi nie zetkn li si , najpewniej nie mówiliby o zachwycie). A na kultury sk adaj si nie tylko wspania e, wr cz genialne osi gni cia, ale i te jak najbardziej przeci tne, zreszt zdecydowanie dominuj ce. Na gruntowne ich poznanie, na przyjrzenie si temu, co znajduje si za wspania fasad , decyduje si jednak bardzo niewielu. Przy tym, zachwycaj c si , dla przyk adu, cytowan w wielu antologiach i opracowaniach my l chi skiego filozofa i poety Czuang Tsu [Zhuangzi] (zmar ok. 300 p.n.e.), najcz ciej nie wiedz o pogl dzie podobnym w swej wymowie, a sformu owanym przez niemieckiego poet redniowiecznego Waltera von der Vogelweide a (ok. 1170  ok. 1230). Otó Czuang Tsu [Zhuangzi] ni kiedy , e jest motylem, a kiedy si zbudzi , nie wiedzia , czy jest cz owiekiem, któremu ni o si , e by motylem, czy te motylem, któremu ni si teraz, e jest cz owiekiem. Nie ukrywam  my l powy sza jest pi kna, przy tym intryguj ca, zagadkowa. Ale czym podobnym jest fragment wiersza von der Vogelweide a, który brzmi tak: Czy ycie mi si ni o, czy by o naprawd ? To fakt, e Chi czyk swoje w tpliwo ci sformu owa du o, du o wcze niej ni Niemiec swe zapytanie. Lecz có z tego, skoro pierwszy nie mia adnego wp ywu na drugiego. A ten drugi o pierwszym nie s ysza (jest bardzo prawdopodobne, e przytoczone dot d cytaty z dawnych tekstów chi skiej, mia y swoje odpowiedniki, co do przekazywanych w nich tre ci, w my li zachodniej). Przyk adem zgrabnego, ale i trafnego cytatu, jest stwierdzenie wyst puj ce w kulturze chi skiej od epoki Song (960 1279 n.e.): Poezja to malarstwo pozbawione kszta tów, malarstwo to poezja pozbawiona d wi ku[6] Wiele miesi cy po wykorzystaniu w niniejszym eseju tego wyimka, we wst pie do pewnej ksi ki, natkn em si na nast puj cy fragment: Pierwszym, który scharakteryzowa poezj poprzez malarstwo i malarstwo poprzez poezj by prawdopodobnie Simonides z Keos (V w. p.n.e.). I chocia jego pisma nie zachowa y si , na podstawie relacji Plutarcha w a nie jemu przypisuje si twierdzenie, e malarstwo to niema poezja, a poezja  mówi ce malarstwo.[7] Tak wi c je li nawet nie w V w. p.n.e., kiedy y wspomniany Simonides, to przynajmniej na prze omie I i II w. n.e., za ycia Plutarcha, pogl d na temat przenikania si poezji i malarstwa by na pewno znany. A s dowody na to, e i wcze niej. Dowodzi tego, chocia by, nast puj ce porównanie (zrobi o niebywa  karier  ) u yte przez Horacego w Li cie do Pizonów (czas powstania: 23 20 p.n.e.):  ut pictura poesis , to znaczy: poemat  niczym obraz. * Czy aby nie jest tak, e je li interesuje nas wszystko, to tak naprawd nie interesuje nas nic? Jestem zdania, e zamiast doznawa podczas dalekich podró y mnóstwa wra e , krótkotrwa ych i tylko wra e , nie dostarczaj cych przy tym adnej g bszej wiedzy, lepiej jest ten czas po wi ci najbli szemu otoczeniu (najbli szemu w sensie dos ownym, jak te temu odleglejszemu, ale nale cemu 25 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 do wiata, który rozumiemy, przez co nam bliskiego). Na poznawanie go krok po kroku. Tak e w tym wypadku mo emy doczeka si wielu wra e , ale z racji poruszania si w obr bie pewnej wspólnej tradycji kulturowej, wi cej b dziemy w stanie zrozumie . A owe wra enia  odnie do konkretnych tre ci, nada im te kszta ty. Z tym, e trzeba by uwa nym i wykazywa si wyobra ni , jak te wiedz . Wyobra nia o tyle jest wskazana, e odbywaj c peregrynacje po bli szym wiecie, nie ma si do czynienia z tak spektakularnymi, okrzyczanymi obiektami. A owa spektakularno i  okrzyczano  sprawia, e recepcja takich obiektów jak np. piramidy egipskie, jest atwiejsza ni , chocia by, ruin pozosta ych po okaza ym pa acu gen. Ludwika Paca w Dowspudzie nad Rospud . Ile bowiem napisano i ile przeci tny cz owiek (nie tylko turysta) przeczyta o tych pierwszych, a ile o tych drugich? Ruiny pa acu w Dowspudzie, grafika nieznanego autora, 1867 r. Na temat zwracania uwagi na to, co tylko pozornie jest nieistotne, bo niby opatrzone, wspomnia , w W drowcu i jego cieniu Friedrich Nietzsche: Musimy znowu sta si dobrymi s siadami rzeczy najbli szych i nie odwraca od [nich] wzroku tak wzgardliwie, jak dot d, by patrze na chmury nad nimi... [8] [1] W adys aw Kopali ski, S ownik wyrazów obcych i zwrotów obcoj zycznych; Wiedza Powszechna, Warszawa 1988. [2] Mariusz Wilk, Odlot dzikich g si w: Lotem g si (III cz Dziennika pó nocnego; Oficyna Literacka Noir sur Blanc, 2012. [3] Lao Tsy [Laozi], Droga; prze . Micha Fostowicz Zahorski; R kodzielnia Arhat, Wroc aw 1992. [4] O podró y. Rozmowa z Januszem Majcherkiem i Markiem Zaga czykiem, w: Pawe Hertz, Patrz si inaczej; Pavo, Warszawa 1994. [5] Adina Zemanek, Wprowadzenie do Estetyki chi skiej. Antologia, red. Edyta Podolska Frej; Universitas, Kraków 2007. [6] tam e. [7] Seweryna Wys ouch, Ut pictura poesis  stara formu a i nowe problemy, w: Ut pictura poesis, red. Piotr Sitkiewicz; s owo/obraz terytoria, Gda sk 2006. [8] Friedrich Nietzsche, W drowiec i jego cie ; prze . Konrad Drzewiecki; Zielona Sowa, Kraków 2003. 26 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Tomasz M. Sobieraj KTO NIE WIERZY W DMUCHANE S ONIE? Fenomen Jacka Dehnela Na stronie internetowej wydawanego przez Narodowy Instytut Audiowizualny pisma kulturalnego  Dwutygodnik.com (nr 101/2013) znalaz em artyku zatytu owany  Ten potwór Jacek Dehnel Grzegorza Wysockiego. Zaczyna on tymi s owami: Jacek Dehnel to grafoman, hochsztapler i z odziej. Grafoman, bo pisze du o i le. Hochsztapler, bo sprytnie oszukuje wszystkich swoich czytelników, chocia by wmawiaj c im, e jest utalentowany i ma co do powiedzenia. Z odziej, bo kradnie, fa szuje, kopiuje i podrabia, nie mówi c niczego nowego, oryginalnego i ju tysi c razy powiedzianego. Tak z grubsza prezentowa by si biogram autora Saturna, gdyby jego sporz dzenie powierzy niektórym naszym krytykom i innym reprezentantom rodowiska literackiego. Epitety do wiernie oddaj uczucia, jakie wzgl dem niego ywi , cho nie jest to, oczywi cie, wyliczenie kompletne i d ugo mo na by je kontynuowa . Krytykowali Dehnela m.in. Piotr liwi ski (g o ny tekst  Dehnelizacja w  Tygodniku Powszechnym ), Igor Stokfiszewski ( Polska poezja uników w  Gazecie Wyborczej ), czy, ca kiem niedawno, Agata Pyzik, która na internetowych amach  Krytyki Politycznej podsumowa a twórczo autora  Lali s owami:  wynurzenia Jacka Dehnela o jego cierpieniach »arystokraty« (...) Na liczne tekstowe wyprawy przeciwko Dehnelowi wyruszali tak e m odzi poeci, Ja [sic!  T.S.] Kapela ( Dehnel si usuwa na bezpieczne pozycje eleganckiej dulszczyzny i wiat ego ciemnogrodu ) czy Tomasz Pu ka. S ynny jest równie obszerny esej Elizy Szybowicz (opublikowany w  Krytyce Politycznej , a nast pnie przedrukowany w tomie  Polityka literatury ), w którym krytyczka mia a Dehnelowi za z e chocia by to, e chce on tylko,  eby by o adnie , a zupe nie nie zajmuje si naprawianiem wiata i, w domy le, tworzeniem literatury zaanga owanej. Jakby tego by o ma o, Grzegorz Wysocki napisa drug cz artyku u, gdzie cytuje Krzysztofa Uni owskiego, profesora Uniwersytetu l skiego, cenionego literaturoznawc i krytyka literackiego, laureata nagrody im. Kazimierza Wyki. Profesor Uni owski w numerze 1-2/2011 kwartalnika  FA-art. rozprawia si z twórczo ci Jacka Dehnela, który  demonstruje nam swoje w asne spó nienie ,  mo e jedynie fingowa i symulowa uprawianie sztuki ,  mo e j uprawia jedynie pod postaci fa szerstwa . Krytyk dowodzi, e  pisarz-kopista jest fa szerzem, i e mamy w jego przypadku do czynienia z  fabrykowaniem rodowodu, duchowej genealogii, kulturowego kapita u , oraz e Saturn jest tak naprawd opowie ci o Dehnelu, który tworzy literatur tylko udaj c , e jest literatur . Jak wida , ataki na Jacka Dehnela przypuszczaj krytycy wszystkich opcji politycznych i o ró nych pogl dach na literatur , co w sposób oczywisty wskazuje, e autor Ekranu kontrolnego nie jest obiektem z o liwej nagonki jednego rodowiska, i pozwala domniemywa o zasadno ci stawianych mu zarzutów. W a ciwie jedyn pozytywn cech , jak po lekturze cytowanych przez Wysockiego analiz mo na przypisa literackim wyrobom Jacka Dehnela jest warsztatowa poprawno . Nie wyró nia go to jednak spo ród dziesi tków tysi cy dobrych uczniów. Z faktami si nie dyskutuje, tylko je uznaje (dyskutowa mo na o faktach, ale nie z nimi). Chyl wi c czo o przed znawcami literatury, chcia bym jednak przypomnie , e Jacek Dehnel to autor 33-letni, a posiada ju dorobek wielokrotnie wi kszy, ni mieli w jego wieku wybitni pisarze i poeci. eby nie by go os ownym, przedstawiam ma e statystyczne zestawienie: Autor Ksi ki wydane Ksi ki wydane do 33 roku ycia do 50 roku ycia Witkacy 0 5 Gombrowicz 2 3 Schulz 0 2 Mi osz 2 10 Herbert 2 6 27 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Zagajewski 3 13 Kapu ci ski 2 11 Sobieraj 0 5 Dehnel 14 31 (ostro na prognoza) ród o: Literatura polska, przewodnik encyklopedyczny, PWN, 1984; Andrzej Franaszek Mi osz Biografia, Znak 2011; Jan B o ski Witkacy na zawsze, Wydawnictwo Literackie 2003; Jerzy Ficowski Regiony wielkiej herezji i okolice, Fundacja Pogranicze, 2002; materia y w asne; Biblioteka Narodowa; zasoby Internetu; dla J. Dehnela  Wikipedia. Równie blado przy Jacku Dehnelu wypadaj poeci i pisarze ameryka scy. Autor Ksi ki wydane Ksi ki wydane do 33 roku ycia do 50 roku ycia Hemingway 3 5 Bellow 2 6 Malamud 0 3 Roth 2 12 McCarthy 1 4 Frost 0 4 Jeffers 2 11 Lowell 2 8 Ginsberg 1 11 ród o: The Literary Encyclopedia; Library of Congress; zasoby Internetu; Wikipedia (English). To oczywi cie losowy wybór, jednak analiza bibliograficzna wykaza a, e i pozostali pisarze z USA nie maj si czym pochwali . Podobne statystyczne zestawienia z lud mi pióra z Europy, Azji, obu Ameryk a nawet z Afryki i Australii, w tym z noblistami, laureatami Pulitzera, Bookera, National Book Awards, Neustadt i innych powa nych nagród, s dla nich równie niekorzystne  Dehnel to niekwestionowany wiatowy lider w produkcji literackiej! W tak m odym wieku Jacek Dehnel ma ju tyle do powiedzenia! A mo e to jaki nieopanowany stachanowski zew sprawia, e Dehnel wyrabia 800 procent normy i pragnie zdoby tytu Wincentego Pstrowskiego polskiej literatury? Po tych statystykach niektórzy przypomn sobie zapewne opowiadanie S awomira Mro ka S o , w którym dyrekcja prowincjonalnego ogrodu zoologicznego z braku tego sympatycznego ssaka chce go zast pi trzema tysi cami królików. Oczywi cie króliki nie zast pi s onia, bo ilo nigdy nie przejdzie w jako i nie zmieni tego adna propaganda. Jednak inwencja dyrektora zoo jako ywo przypomina inwencj aposto ów i apologetów Dehnela  postanawia on wykona s onia  sposobem gospodarczym . Czytamy w opowiadaniu:  Mo emy wykona s onia z gumy, w odpowiedniej wielko ci, nape ni go powietrzem i wstawi za ogrodzenie. Starannie pomalowany, nie b dzie si odró nia od prawdziwego, nawet przy bli szych ogl dzinach . Co by o dalej? Nie b d streszcza opowiadania, ale niech wyj te z niego zdanie  Os upia e ma py patrzy y w niebo stanowi symboliczny obraz. I my mamy dzisiaj w Polsce swojego dmuchanego s onia literatury. Bo Jacek Dehnel to przecie jednak 28 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 nie 3000 królików, tylko ten dmuchany s o z opowiadania Mro ka, i te potrafi zaskoczy  dowodem niech b d chocia by jego analizy ycia seksualnego chrz szczy i drobiu (M odszy ksi gowy), a nawet prace z dziedziny kartografii (Kosmografia). Tego rodzaju renesansowy umys pojawi si w Europie ostatni raz w drugiej po owie ubieg ego wieku  by to Geniusz Karpat, którego dzie a na wszelkie tematy wype nia y ksi garnie Rumunii, a t umaczono je na wi kszo j zyków wiata. Dlatego z rado ci i nadziej my l , e tak wszechstronne i dynamicznie zmieniaj ce si zainteresowania Jacka Dehnela b d owocowa y kolejnymi wybitnymi utworami, te za przy mi nie tylko dzie a Nicolae Ceau escu czy Ojca Turkmenów Saparmurata Nijazowa, ale tak e akademickie prace naukowe ze wszystkich dziedzin, nie wy czaj c budowy dróg i mostów, ekonometrii, seminizacji, a kto wie  mo e nawet nauki o gotowaniu i sma eniu. A jakie by y losy Mro kowego dmuchanego s onia i skutki ca ej akcji? Odsy am do opowiadania S o . Andrzej Walter PAPULEON Il n y a que la vérité qui blesse Rani jedynie prawda Napoleon Jedn z ciekawszych postaci minionego wieku by austriacki filozof polityczny i historyk idei Erik Maria Ritter von Kuehnelt-Leddihn. Rozkoszowa em si ostatnimi czasy lektur ksi ki przywo anego filozofa pt. Demokracja  opium dla ludu, wydanej dwa lata temu przez Wydawnictwo Paw a Tobo a- Pertkiewicza Prohibita. yj c w czasach pozornej pewno ci ukszta towanego adu spo ecznego warto zg bi prawdy zawarte w tej pozycji. Cho mo na uwzgl dni s owa Slavoja i ka, e  prawda z definicji jest jednostronna . Jednak opis pewnych mechanizmów rz dz cych demokracj oraz wiatem, w jakim aktualnie yjemy, jest wstrz saj cy. Uku o si okre lenie, e dotarli my do ko ca historii, a ustrój demokratyczny jest szczytowym osi gni ciem wspó czesnego cz owieka. Zatem nic nam ju nie grozi. Przed nami tylko dolce vita i wizje dobrobytu. Sk d jednak wko o tyle sytuacji i spraw zak ócaj cych te stany ogólnej szcz liwo ci najlepszego z systemów? Sk d ludzki niepokój o przysz o i stawiane pytania, czy rzeczywi cie jest i b dzie tak dobrze? Sk d tak gigantyczny brak wyobra ni? Z niewiedzy. Z ignoranctwa. Z gnu no ci i oci a o ci intelektualnej. Z braku samodzielnych poszukiwa spo ecze stwa, które zadowala si biern telewizyjn b d sieciow rozrywk . Spo ecze stwo to wierzy w ka dy rodzaj k amstw i manipulacji, byle tylko atrakcyjnie podanych i fachowo dosolonych pseudonaukowymi odniesieniami. Tak dzieje si z bredniami: o ociepleniu klimatu, o jednolito ci p ci, o równo ci, o & Tak mogliby my d ugo wylicza i tworzy ca list spraw obecnie propagowanych masowo i medialnie. Do tego dochodzi jeszcze inny aspekt widzenia. Otó (cytat ze s owa wst pnego)  nie ma takiej bzdury, w któr nie by by gotowy uwierzy wspó czesny cz owiek, o ile dzi ki temu uniknie wiary w Chrystusa . Tak, Szanowni Czytelnicy, w a nie jest, i tylko fundujemy sobie efekt agodz co  znieczulaj cy brn c w teorie, w które chcemy samoistnie uwierzy , gdy tak nam wygodnie. Póki co  jest dobrze. Nic strasznego si jeszcze nie wydarzy o. Warto przybli y sylwetk autora Demokracji  opium dla ludu  Erika Mari Ritter von Kuehnelt- Leddihn (o autorze ciekawie pisze Tomasz Gabi w zako czeniu ksi ki). To cz owiek wielu wyj tkowych zdolno ci i ogromnej wiedzy. Mówi p ynnie o mioma j zykami, zna biernie i potrafi si porozumie jeszcze w jedenastu innych (mi dzy innymi w: japo skim, w gierskim, hebrajskim i polskim). Jego 29 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 ksi ki, eseje i artyku y ukaza y si w 26 krajach wiata w 15 j zykach. Problem z autorem by jeden. By zadeklarowanym  jak sam okre la   skrajnie prawicowym katolickim libera em w stylu A. de Tocqueuville a czy lorda Actona. Je li jednak na o ymy jego wiedz oraz erudycj na okres, w którym y i pracowa , a przede wszystkim widzia , do wiadcza i prze ywa wiat, to otrzymamy interesuj cy kadr spojrzenia na zagadnienia stoj ce przed nami w a nie dzi . Wydaje nam si , e demokracja jest najlepszym rozwi zaniem? Przeanalizujmy punkt widzenia autora. To wielce pouczaj ca lektura. Kuehnelt-Leddihn jako surowy krytyk wszelkich totalitaryzmów musia do zako czenia wojny przebywa na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Nie przeszkodzi o mu to w wizycie w Hiszpanii podczas wojny domowej. Po II wojnie wiatowej osiad na sta e w Austrii, by korespondentem w Moskwie, wyk ada na uczelniach Wielkiej Brytanii i USA, a nawet odwiedzi Wietnam w czasie trwania wojny z USA. Cz owiek nadaktywny, a jednocze nie bezkompromisowo antyegalitarny. W naszych czasach ujednolicania antropologicznego takie do wiadczenia mog stanowi ród o innej perspektywy spojrzenia. S owem, ten autor to fascynuj ca posta . Kuehnelt-Leddihn nie nazywa siebie  konserwatyst  , bo, jak twierdzi , musia by wówczas konserwowa np. demokracj pochodz c wszak ze staro ytno ci, a tego jako krytyk demokracji i monarchista czyni nie móg . Zwraca te uwag na to, e Ko ció katolicki nie jest konserwatywny, gdy tak jak ywe drzewo ma trwa e korzenie, zawsze ten sam pie i stoi w tym samym miejscu, ale ro nie i zmienia koron . Jako Miles Christianus i wierny Tradycji homo catholicus uwa a , e potrzebna jest ofensywna obrona warto ci chrze cija skich, bowiem cywilizacja europejska jest niemo liwa bez Ko cio a i chrze cija stwa. Chrze cija stwo z jego koncepcj cz owieka jako Imago Dei, cz owieka-osoby i cz owieka- twórcy stanowi wedle Kuehnelt-Leddihna podwalin wolno ci i jedyny skuteczny rodek dla jej zachowania. Pisz c o sprawach Ko cio a i religii nigdy nie omieszka sch osta biczem drwiny  lewicowo- liberalnych katolików, do których ywi szczególnie mocn niech i których uwa a za typowych przedstawicieli dominuj cego w polityce i kulturze gatunku zwanego przeze  papuleonem , czyli krzy ówki papugi i kameleona. Kuehnelt-Leddihn uwa a , e jakakolwiek  wyzwole cza teologia nie znajduje adnego oparcia w Nowym Testamencie, który jest raczej przes aniem nierówno ci: s owo  isotes (równo ) nie wyst puje w Nowym Testamencie, natomiast s owo  eleutheria (wolno ) znajdziemy w nim wielokrotnie. Zwyk mawia , e nie ma równo ci ani w Niebie, ani w Czy cu, a jedynie w Piekle, czyli tam, gdzie jest jej w a ciwe miejsce. My natomiast, mamy dzi wszechobecn propagand równo ci, której nie powstydzi yby si sprawdzone wzorce nazistowsko-komunistyczne, je eli wolno mi tak perwersyjnie zmiesza owe pozornie ró ne pr dy. System, w który yje nam si mi o i spokojnie, to nie demokracja. To liberalna demokracja, a to  zasadnicza ró nica. Splot czynników i elementów liberalizmu oraz demokracji powoduje, e aden z tych systemów nie jest prawdziwie sob . Mamy przed oczami specyficzn efemeryd , a je li g biej przeanalizujemy owe elementy i skonfrontujemy z tym, co widzimy, i z tym, czego do wiadczamy, uka e nam si przed oczami nasz wiat w ca ej swojej jaskrawo ci. Ten wiat nie jest w stanie poradzi sobie z problemami i wyzwaniami wspó czesno ci. Ziemia si kurczy, wiedza coraz bardziej komplikuje, a wielu ludzi, coraz bardziej ciekawych, poszukuje zamglonych prawd zadaj c coraz wi cej pyta , na których po prostu brakuje odpowiedzi. Demokracja takich odpowiedzi nie zna. Najbardziej pal cym problemem naszych czasów jest ratowanie wolno ci, by my nie doczekali chwili, gdy liberaln demokracj zast pi totalna tyrania. W demokracji liberalnej wyst puje nieuchronna sprzeczno mi dzy wolno ci a równo ci , które wykluczaj si wzajemnie, bowiem mo emy by albo wolni, albo równi. Natura nie zna równo ci ani identyczno ci. Wszystko, co identyczne, jest tak e równe, ale nie odwrotnie. Chc c zaprowadzi równo , trzeba u y si y. Gdyby wszyscy ludzie mieli by równi pod wzgl dem intelektualnym, wszystkich g upich, leniwych trzeba by zmusi do wysi ku umys owego, a m drych na si og upi . 30 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Wnioski z przywo anych wy ej cytatów  podanych w sposób naprawd prosty  nasuwaj si same. Ludzie nie s identyczni. Nie byli i nie b d . Nawet bli ni ta jednojajowe s odmienne. Sprawiedliwo nie oznacza wi c równo ci. W naszym wiecie jednak coraz cz ciej szafuje si has em  dyskryminacji . I tym sposobem popadamy w dziwne, nowe ideologie, nowe rozwi zania, w których nawet mniejszo narzuca wi kszo ci swój punkt widzenia. Franz Grillparzer (austriacki dramatopisarz 1791-1872) wyja ni , e w pewnych krajach wierzy si wprawdzie, e trzy os y wydaj jednego m drego cz owieka, ale wiele os ów in concreto tworzy jednego os a in abstracto i jest to zwierz straszliwe. Zostajemy zatem ujednolicani i sprowadzani do jednego, wspólnego, demokratycznego mianownika. Nasz wiat deformuje wolne my lenie i zamyka usta niepokornym. Nie zamyka niepokornych, tylko o miesza ich pogl dy, albo lepiej by zabrzmia o  wy miewa, gdy o mieszy bez logicznego uzasadnienia nie jest w stanie. Efekt jest jednak taki sam. Pogl d niepopularny chowany jest pod dywan. A owo o mieszanie-wy miewanie powielane jest powszechnie oraz polewane sosem karko omnych pseudoargumentów. Istota dzia a zmierza w kierunku sterowania ludzkimi emocjami. Powierzchnia pokazana publicznie l ni czysto i pi knie. W g bi zieje pustka  intelektualna, moralna, humanitarna. Niewiedza wyborców nie jest wcale wi ksza od niewiedzy wybranych. Sporz dzenie rocznego bud etu Parlamentu Europejskiego owocuje tomiszczem obejmuj cym ponad 2000 stron. Pierwsze pytanie: Kto to w ogóle czyta? Drugie pytanie: Kto móg by fachowo oceni ów bud et? Odpowiedzi nie ma, ale przecie zawsze si nad nimi g osuje! Czy demokracja w ogóle jest jeszcze aktualna? A mo e jest czym , co najpro ciej nazwa komedi ? Nie wiem, dok d zmierzamy. Rozwa ania autora nie pozostawiaj w tpliwo ci. B dzie to tyrania. Proces ten potrwa jeszcze jaki czas, ale na w asne oczy widzimy, jak element po elemencie demontuje si stary wiat, zast puj c go nowym. Pomys y s coraz bardziej dziwne, wyrafinowane, szokuj ce. Tyrania pojawi si usankcjonowana prawnie  w drodze demokratycznego wyboru. Sami na ni zag osujemy uprzednio przekonani, e tak b dzie najlepiej. Taka to perspektywa. Ma o poci gaj ca. W latach trzydziestych minionego wieku do w adzy doszed Adolf Hitler. Zosta wybrany w pe ni demokratycznie. By czas, e Komitet Noblowski rozwa a powa nie kandydatur Kanclerza Rzeszy do pokojowej Nagrody Nobla. Gdyby taka  pomy ka nast pi a, a naprawd niewiele brakowa o, nie mieliby my dzi Nagrody Nobla. Ale spokojnie. Fundusze pewnie przesz yby pod inne auspicje i nazwy, a wiat kr ci by si dalej. Demokratycznie. Hitler  nota bene  uwa a si za arcydemokrat . Korea Pó nocna nadal jest republik ludowo-demokratyczn , a wi kszo partii politycznych, w nazwie b d w programie, szafuje tym has em na prawo i lewo. Cieszmy si zatem demokratycznie i nie wiadomie chwilami, w jakich przysz o nam y , ale  miem prosi  nie porzucajmy my lenia i poszukiwa . Nie porzucajmy analiz historii, tradycji oraz idei. Kiedy zneutralizuje si ostatniego w tpi cego, mo emy obudzi si w Nowym Wspania ym wiecie. W wiecie bez klamek i drzwi. Opis ewolucji demokracji do tyranii, który mo emy znale u Platona w jego Pa stwie (ksi ga 8 i 9), czyta si jak histori Niemiec u schy ku Republiki Weimarskiej. Niezale ne my lenie nie boli. Otwiera nowe horyzonty. Struktury, które znamy, nigdy nie s i nie musz by idealne. wiat, w którym yjemy, ci gle usi uje nam co sprzeda . Id c tym tropem wyczyta em gdzie , e  przedstawiciele ubezpiecze  sprzedaj ubezpieczenia; przedstawiciele bran y samochodowej  sprzedaj samochody, przedstawiciele ludu  sprzedaj & lud . Lud jednak zawsze mo e przemówi w asnym g osem. Je li tylko b dzie mia jeszcze co do powiedzenia & 31 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Lech M. Jakób WIERSZ O wierszu teraz mowa. O jakim? O wierszu bia ym, karmelkowym, aliteracyjnym, melicznym, stychicznym mo e? Lub nieregularnym? Sylabotonicznym? Albo te zdaniowym? Gradem podobnych pyta uderzy by dociekliwy literaturoznawca. By potem du o powiedzie mi dzy innymi o rozmaito ci systemów wersyfikacyjnych, intonacji, znaczeniu przerzutni, zasadach regresywno ci uporz dkowania akcentowego i Bóg wie o czym m drym jeszcze. Gdy tymczasem ja tu tylko par s ów o wierszu jako takim. O zjawisku wiersza. O cudzie poetyckiego s owa  bez naukowych szkie . Czym w ogóle jest i jak go nale y pisa , to jest tworzy . Co najistotniejsze. Oczywistym wydaje si , e ilu poetów, tyle recept poznamy. Lecz z ch ci wys uchiwane bywaj g osy twórców znacz cych. Do takich niew tpliwie nale y Jan Twardowski. Wybra em jego wypowied , gdy zawiera  niby w pigu ce  wa ne spostrze enia. Zatem co radzi Jan Twardowski? Powiada: Najwa niejsza rzecz, aby mówi w asnym j zykiem, nie udawa nowoczesnego, nie na ladowa . Pisa tak, jakby si mówi o do kogo bliskiego, by podzieli si z nim swoim zachwytem, wzruszeniem, zdziwieniem. Dobre wiersze musz by poszukiwaniem tajemnicy, pos ugiwa si j zykiem niedomówie , unika patosu, z nut humoru.* Mamy tu ukryty apel o pow ci gliwo w szastaniu s owem. O zwracanie uwagi na pu apki koturnowo ci i za wysokiego  c . Znalaz si tak e postulat mówienia od siebie, nie g osem zapo yczonym. Wreszcie wida znaczenie dystansu wobec ego (wentyl humoru). Bo w rzeczy samej, nie jest wa ne jak form wiersza obierzemy (t podszepnie nam intuicja), ma o istotnym si wydaje sposób doboru s ów (byle wie e, niewytarte), warsztat (doszlifuje z czasem)  wa ne jedynie, by podda si refleksji i dopu ci do siebie wo anie ze rodka. Z Twojego wn trza. Gdy tam wszystko si odbywa  w Twojej g owie i w Twoim sercu  nie na zewn trz. Na zewn trz jedynie zgie k. A bez koniecznego wyciszenia niczego nie dowiesz si ani o wiecie, ani o Twoim ja. Warto by jeszcze doda : poznanie! Prawdziwy poeta, terminator poezji, winien zna , co przed nim w poezji by o. Jak wiersze tworzono. Po có na przyk ad wywa a ju dawno otwarte drzwi. Czyli lektury. Wej cie w wiaty poprzedników. Powie kto : no dobrze, ju wiem. Ale nadal czuj si niepewnie. Czytam. Du o czytam, du o my l , pisz , cyzeluj ... Jednak po czym pozna , e ten wiersz jest t y m w i e r s z e m? Fakt, powy sza wiedza to nie wszystko. Có z tej wiedzy, skoro na przyk ad talentu brak? Przecie mi dzy ch ci bycia poet , a byciem poet jest zasadnicza ró nica. G boki dó . Podobnie jak mi dzy tekstem, który wiersz udaje, a wierszem prawdziwym. I tu zaczynamy ociera si o nieodgadnione. To ju wy sza szko a jazdy. Szko a jazdy duchowej i emocjonalnej. A rozum tam nie si ga. Wkraczasz teraz poeto na pole minowe. Tu nikt niczego Ci nie zagwarantuje. Nikt niczego nie obieca. Nikt niczego za Ciebie nie zrobi, ani za Ciebie nie prze yje. Tylko Ty, Ty jeden o sobie wiesz, o sobie stanowisz. Twoj Bibli na drodze wiersza staje si Twój niepodrabialny, niepowtarzalny Duch. Na te u amki sekund stajesz si demiurgiem. Ty powo ujesz do istnienia nowy byt. Bo wiersz, ka dy prawdziwy wiersz, jest nowym bytem, odr bnym wiatem. Bo ka dy wiersz, niechby kwadratowy, zósemkowany, lunatyczny lub chromy, jest koron literackiego stworzenia. Jednak tworz c wiat, za ten wiat jednocze nie bierzesz odpowiedzialno . To jest niezbywalny przywilej, ale i obowi zek ka dego (s)twórcy. Oczywi cie, masz prawo odczuwa l k, nawet ból. Ale powiniene te w takiej sytuacji 32 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 do wiadcza rado ci. Bo tworzenie jest rado ci z pogranicza sacrum. Jak u kamieniarza artysty, któremu omdlewaj r ce od kucia, ale jednocze nie jego dusza piewa. I w tym momencie, w takim momencie, autopytania i w tpliwo ci znikaj . Znalaz e drog . Nie musisz nic wymy la , rozumowo komplikowa . Gdy za r k nie Ty, lecz wiersz Ciebie poprowadzi. I ju w domu wiersza jeste . * Jan Twardowski ask zdumiony. Moje szcz liwe wspomnienia, PAX, Warszawa 2002. Felieton pochodzi z przygotowywanej do druku ksi ki Poradnik grafomana, która wkrótce uka e si nak adem Wydawnictwa FORMA. Janusz Najder, Tomasz M. Sobieraj POEZJA, ETYKA I... POLITYKA (& ) J.N. Jak rozumiesz poj cie ducha, duchowo ci? T.S. Uwa am, e ludzie, w tym wi c i arty ci, dziel si na tych, którzy wyznaj wiatopogl d materialistyczny, zatem dla nich duch i duchowo nie istniej , bo oni pochodz od ma py, oraz na tych, którzy s boskim dzie em, elementem jakiego celowego planu. J.N. I...? T.S. Ci pochodz cy od ma py produkuj sztuk pozbawion ducha, cyrkow , postmodernistyczn , prowokuj c , chwilow , bez warto ci etycznych. Ci drudzy  przeciwnie. Ja g boko wierz w nieprzypadkowo swojego istnienia i w jego sens. J.N. Punkt widzenia, jak na dzisiejsze czasy, do rewolucyjny. Czyli artysta pochodz cy od ma py nie mo e stworzy wa nego dzie a? T.S. Mo e, je li w dziele pojawi si jednocze nie warto ci estetyczne, etyczne i intelektualne, ale to rzadki przypadek; niektóre osi gni cia radzieckiego konstruktywizmu mog by tutaj przyk adem. Niemniej ubóstwo duchowe twórcy narzuca dzie u niedoskona o , jaki istotny brak. Bez ducha mog powsta rzeczy mo e wa ne w historii sztuki, ale nigdy wielkie dla cz owieka. J.N. Ale zgodzisz si , e sama bogata duchowo czy nawet religijno to te za ma o, by powsta y rzeczy w sztuce wa ne czy wielkie. T.S. Oczywi cie. Niezb dna jest wiadomo twórcza, warsztat, wiedza i to, co najtrudniej zdefiniowa , czyli talent. (& ) J.N. (& ) Wydaje mi si , e za mocno anga ujesz si politycznie, by oby szkoda, gdyby sko czy jak Wojciech Wencel. T.S. Czyli jak? J.N. Zamkni ty w czterech cianach katedry, trawiony polityczn gor czk , która odsuwa go od sztuki, wietnej poezji, jak uprawia . T.S. Raczej mi to nie grozi. Wencel jest poet i publicyst g boko religijnym i politycznym, o tak zwanych prawicowych pogl dach, jest zaanga owany i jednoznaczny  ja nie. Moje pogl dy religijne i polityczne nie kieruj moj sztuk , co najwy ej niekiedy znajduj w niej wyraz, do tego s eklektyczne, czy jak wolisz synkretyczne, i w a ciwie z nikim nie jest mi po drodze. J.N. Dlatego nikt ci nie poprze. Ani ko ció czy narodowcy, ani  lud gazetowyborczy . Jeste niczyj. Jeste skazany na samotno . T.S. Trudno. J.N. Naprawd nie stoisz po niczyjej stronie? T.S. Zawsze stoj po stronie atakowanych, uciskanych, pogn bionych i cichych. 33 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 J.N. Ale kiedy uciskany i cichy dostanie w adz i bro , sam mo e sta si uciskaj cym. Tak zreszt zwykle bywa. T.S. Wtedy ju nie b d po jego stronie. J.N. No dobrze. To, co powiedzieli my dotychczas, to by wst p, rozgrzewka przed d ug rozmow o poezji, etyce i polityce. Zacznijmy od podstaw. Co to jest poezja? T.S. A co to jest czas? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na niektóre pytania. Oba te zjawiska maj natur wzgl dn . W Nie-Boskiej komedii Poezja ods ania Henrykowi swoje cia o  gnij ce zw oki. Ta sugestywna i profetyczna wtedy wizja dzisiaj si spe nia dzi ki staraniu cz ci krytyków i poetów. Wed ug Stachury  wszystko jest poezj a najmniej jest ni napisany wiersz i niekiedy podpisa bym si pod tym zdaniem. Nieakademickie próby definicji poezji s subiektywne. J.N. Ale mnie w a nie interesuje twoja subiektywna i krótka definicja poezji, tu i teraz. Jak by ona brzmia a? T.S. e poezja to poszukiwanie m dro ci. Próba uj cia istoty bytu w sposób zwi z y i sugestywny, dzia aj cy na wyobra ni , przywo uj cy marzenia. J.N. Rozumiem, e taka definicja ci le okre la twój pogl d na to, co jest poezj a co ni nie jest? T.S. W du ym stopniu odzwierciedla, ale nie w sposób wyczerpuj cy. (& ) J.N. A jak powstaje wiersz? T.S. Nie wiem, jak to jest u innych, ale mnie najcz ciej wpada do g owy jaka my l, fraza  to szkielet konstrukcji, który pokrywam materi s owa. Innym razem pracuj jak z blokiem marmuru  usuwam rzeczy zb dne. J.N. Kiedy powiedzia e , e inspiruje ci bia a kartka papieru. T.S. Bo bywa tak, e mam tylko odleg wizj , niejasn ide wiersza  wtedy siedz nad czyst kartk papieru i czekam na pierwsze zdanie; gdy ono si pojawi, ca a reszta idzie atwo. Najwa niejsze w tym sposobie pracy jest w a nie to pierwsze zdanie, j dro kondensacji, jak si nazywa drobin , wokó której tworzy si w atmosferze kropla wody. Ale wszystkie wiersze po napisaniu zostawiam na rok, dwa, czasem na d u ej, by dojrza y. Je li po tym czasie nie wymagaj poprawek, pokazuj najsurowszemu krytykowi, i to prawdziwemu, czyli mojej onie. Rzeczy s absze w druj do archiwum, lepsze do druku. J.N. A co z poetyckim natchnieniem, wierszami pisanymi w furor poeticus? T.S. I takie bywaj . Wi ksza cz wspomnianego przez ciebie zbioru W ciekli ludzie powsta a w ten w a nie sposób. W Grze i Wojnie Kwiatów te s takie utwory. J.N. Wszystkie wiersze odk adasz  do skrzyni na dziewi lat jak nakazywa Horacy? T.S. Wszystkie, tylko nie na tak d ugo. Ka dy utwór musi by sprawdzony przez czas i poddany kontroli rozumu. J.N. Mam wra enie, granicz ce z pewno ci , e wi kszo pisz cych nie poddaje swoich tekstów  kontroli filozoficznej , o której pisa twój ulubiony Kawafis, i puszcza w wiat utwory, nazwijmy to eufemistycznie, niedorobione. T.S. Ale je li robi tak poeta uznany, to si takiego kalekiego wiersza nie dostrzega albo  co cz stsze  uwa a si go za dowód inwencji i oryginalno ci, za przyk ad nadawania nowych sensów i znacze , mówi si o semantycznych przekszta ceniach, do wiadczeniach liminalnych, organizacji poetyckiego uniwersum, wizyjno ci, formu owaniu nowych kodów albo metaj zyków itd., a je li poeta jest nieznany, kwituje si wiersz krótkim stwierdzeniem, e jest grafomanem i nie umie pisa . Tylko e kiedy opadn opary absurdu i nikt nie b dzie pami ta bredni krytyków, jaki obdarzony dociekliwym umys em czytelnik mo e si gn po tomik tego uznanego i wychwalanego poety i wtedy bez trudu wy owi niedoci gni cia, naiwno ci, b dy, mieszno ci oraz zwyk y be kot, po czym zada sobie pytanie  dlaczego X wielkim poet by ? i zdumiony pomy li  ja te tak umiem pisa  . J.N. Tak, ale wielu uznanych poetów pisze niemal codziennie, publikuje rzeczy s abe, niesprawdzone. T.S. To grafomania, czyli pisanina wynikaj ca z potrzeby potwierdzenia swojego istnienia, uczestnictwa w targowisku pró no ci, i nie ma ona nic wspólnego z twórczo ci istotn . A uznany poeta to nie znaczy dobry, chocia tak by powinno. Publikowanie plew to grzech ci ki. Poeta, czy szerzej  pisarz, nawet je li wszyscy doko a mu schlebiaj , powinien ujarzmi pró no i zacz my le , podchodzi bardzo krytycznie do swojej pracy, bo kiedy po latach zabraknie wsparcia tanich apologetów, lizusów 34 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 i kole e skich uk adów, stanie si mieszny. Od g upszych i klakierów niczego si nie mo na nauczy . J.N. No w a nie... ale je li przyj , e istnieje co , co mo na by nazwa charakterem narodowym, to wida , e Polacy m drzejszych nie lubi . Z kolei samokrytycyzm to w ogóle cecha kultur wy szych, tutaj raczej niespotykana. U nas za to ch tnie poklepuje si po plecach siedz c nad butelk wódki, zazdro ci si i p acze, obgaduje tych, których nie ma, nagradza tych, których trzeba, i niejeden karze wzrasta tutaj w przekonaniu, e jest wielki. Nigdzie chyba na wiecie nie ma tylu nieudaczników osi gaj cych sukces dzi ki koneksjom i pochodzeniu. T.S. Taki los. Co robi . Gigantyczne kar y to widocznie nasze dobro narodowe, podobnie jak kiszone ogórki i bigos. Inni za to maj trz sienia ziemi, szara cz , AIDS. J.N. Z szara cz mo na walczy . T.S. Z AIDS te , z kolesiostwem i nepotyzmem trudniej, ale wi kszym nieszcz ciem tego kraju jest to, e nie ma tutaj w a ciwej dla Zachodu tradycji dyskusji, rzeczowej rozmowy, wymiany pogl dów; obce jest tu równie chi skie zastanowienie, refleksja, uczenie si i logika; nawet staro ytna i dalekowschodnia relacja mistrz-ucze w naszej kulturze jest zjawiskiem rzadko spotykanym. Mamy za to ch opsko- szlacheckie walenie pi ci w stó i t py upór, pogard dla rozumu, wiedzy i faktów, relatywizm w yciu publicznym i prywatnym, obskurantyzm, nietolerancj , uwielbienie pozorno ci  adnie to skomentowa Witkacy:  Pozorni ludzie, pozorna praca, pozorny kraj... J.N. Do tego dochodzi s u alczo , lenistwo i ta zdumiewaj ca wrogo wobec lepszych od siebie. T.S. Niestety. Pisali o tym wszystkim, co powiedzieli my, poeci ju w XVI i XVII wieku, chocia by Sebastian Klonowic, Wac aw Potocki czy najbardziej chyba dosadny, intelektualny, ale te spo ecznie zaanga owany Krzysztof Opali ski. Ich krytyka nie odnios a skutku, bo rozumne g osy zawsze by y tu zag uszane ma pim wrzaskiem. Dlatego jeste my za ciankiem, byli my nim i najpewniej b dziemy. J.N. Nie przesadzaj. Mieli my Konstytucj 3 maja, KEN... T.S. Tylko troch za pó no... Ale skoro ju analizujemy polski charakter, to wida te u nas sk onno do imitowania zachodniej cywilizacji, co gorsza, tylko jej najmniej warto ciowych przejawów. Do tego dochodzi intelektualny nomadyzm, którym to poj ciem okre lam niezdolno do budowy trwa ych warto ci i mentaln powierzchowno . Wszystko to ma swoje niekorzystne skutki w kulturze, jak chocia by jej dzisiejsza wulgaryzacja, zacieranie to samo ci, pseudointelektualizm czy degeneracja j zyka. J.N. Pojawia y si jednak w polskiej kulturze zjawiska oryginalne i nadzwyczajne, wielowymiarowe, wiatowej najwy szej klasy, np. Witkacy. W dramacie, wed ug mnie, by to S owacki... T.S. Obaj za ycia nie byli traktowani powa nie przez tak zwane rodowisko. Witkacy to wszechstronny geniusz, który by i jest w Polsce niedoceniany, bo odwo uje si do rzeczy tutaj obcych: prawdy, logiki, rozumu, wiedzy, metafizyki i zasad; do tego nie ulega modom, co u nas dyskwalifikuje cz owieka, a szczególnie artyst . Z kolei S owacki  d ugo zapomniany, a dzisiaj i tak w cieniu, bo jego utwory stanowi zaprzeczenie tak nad Wis lubianej plebejsko ci, prza no ci i tandety; gdyby M oda Polska nie wzi a go na patrona, to kto wie, co by z nim by o. Obaj ci twórcy wielowymiarowi, niepokorni, z niespo yt wyobra ni i z w asnymi systemami filozoficznymi. A kogo z pisz cych tutaj naprawd obchodzi filozofia, metafizyka czy wiedza? Nad nasz literatur unosi si duch barokowej poezji sarmackiej i Paska, a nie Sarbiewskiego czy S pa-Szarzy skiego. J.N. Przypomnia e wa n posta , o której milcz szkolne podr czniki. Sarbiewski, zwany Casimire, to z pewno ci najs awniejszy poza granicami Polski poeta w historii i wielki autorytet. A przysz o mu y w czasach dla naszej literatury równie fatalnych jak dzisiejsze. T.S. Tak, ale ten  chrze cija ski Horacy , jak ka dy wielki twórca, patrzy wstecz, czerpa z klasyki, dzi ki czemu przekracza ramy swojej epoki, w której dominowa o grafoma skie  i nie tylko  rozpasanie niedouczonej szlachty. Sarbiewski to posta w polskiej literaturze absolutnie wyj tkowa, poniewa jako jedyny w jej historii wywiera silny wp yw na sobie wspó czesnych poetów Zachodu, szczególnie angielskich, ale te i na pó niejszych, nawet na romantyków, chocia by Coleridge'a. J.N. Okres sarmackiego baroku, towarzysz cy mu kryzys stosunków spo ecznych, podzia na panów i poddanych, bardzo przypomina dzisiejsze czasy  wolno , pieni dze, w adza i przywileje tylko dla niektórych, reszta to masa podatkowo-wyborcza, wspó cze ni niewolnicy okradani i oszukiwani przez pa stwo. 35 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 T.S. I powinno ci poety jest pisa tak e o tym, krytykowa dzisiejsz powtórk  nocy saskiej , a nie tylko wybebesza si , nadyma i estetyzowa czy bredzi jakie neoturpistyczne albo neolingwistyczne g upoty. Wed ug Shelleya poeta jest prawodawc ludzko ci. Id c tym bliskim mi tropem mo na s dzi , e je li nie dostrzega on spo ecznej niesprawiedliwo ci, demoralizacji w adzy, ograniczania swobód obywatelskich, wyniszczania w asnego narodu, nachalnej propagandy i innych cech wiadcz cych o degeneracji pa stwa, których do wiadczamy tak e dzisiaj, je li nie napisa o tym ani strofy albo w inny sposób publicznie si na ten temat nie wypowiedzia , to jest lokajem w adzy, idiot albo wini . Piórem nale y równie walczy o lepszy wiat, a nie tylko  zaczernia papier  jak to okre la Boy- ele ski. J.N. St d ju tylko krok do poezji rewolucyjnej, do Majakowskiego, Broniewskiego, czy niezbyt jednak utalentowanego Guevary. T.S. Warto tutaj wspomnie , e znacznie przed nimi do tego nurtu nale a Jakub Jasi ski, legendarna wr cz posta polskiego o wiecenia. Poezja rewolucyjna otwarcie wzywa do walki, do si owego obalenia istniej cego porz dku; popiera gwa towne przemiany i czyny a nawet rozlew krwi. Natomiast krytyka rzeczywisto ci to nie jest przecie nawo ywanie do rewolucji, tylko wiadectwo nieoboj tno ci wobec zepsucia systemu. Wspomniany wcze niej Opali ski jest dobrym przyk adem poety kontestatora i dzia acza publicznego aktywnie stoj cego po stronie etyki i rozumu, których w Polsce zawsze brakowa o. By to cz owiek post powy i wiat y, domaga si reform we wszystkich niemal dziedzinach ycia, dostrzega chorob pa stwa i zwyrodnia e stosunki spo eczne. Jego ma o znane Satyry to przyk ad nie tylko wietnej poezji, ale i spo ecznej aktywno ci. J.N. Wyraz swoim post powym pogl dom dawa te Mickiewicz i to nie tylko w pismach publicystycznych czy w Sk adzie zasad. Drezde skie Dziady a szczególnie do czony do nich poemat Ust p to utwory zdecydowanie polityczne, z jednej strony skierowane przeciwko Rosji, z drugiej to ponadczasowa krytyka pa stwa opresyjnego, despotycznego. T.S. I co nie mniej wa ne, zapowied  chrze cija skiego socjalizmu Mickiewicza, jak to okre li Mi osz. Wielu zaanga owanych politycznie i spo ecznie poetów mo na by wymieni , w cznie z ci gle niedocenianym i w zasadzie nieznanym szerzej z powa nej twórczo ci, a wspania ym Tuwimem. Oni wype niali moralny obowi zek wynikaj cy z bycia poet  obowi zek sprzeciwu wobec wszelkiego z a realizowany s owem, w skrajnych wypadkach przechodz cy nawet w bezpo rednie tworzenie historii, jak to zrobi Byron walcz c o niepodleg o Grecji, Mickiewicz tworz c legion w oski czy Broniewski walcz cy w legionach Pi sudskiego i na dwu wojnach. J.N. Wszyscy poeci maj ten obowi zek sprzeciwu s owem wobec niesprawiedliwo ci wiata? T.S. Wszyscy, którzy uwa aj , e wielka poezja to sztuka stoj ca najbli ej filozofii, i e filozofia bliska jest poezji. Zgodnie z takim pogl dem, filozof i poeta, jako natury pokrewne, poszukuj ce drogi do Prawdy i snuj ce refleksje na temat ycia, nie powinni odwraca si plecami do z a, które jest elementem rzeczywisto ci. Poeta to nie tylko uciele nienie lirycznej postawy, to tak e symbol ducha narodu i g os historii. J.N. Jednak poeta mo e si myli . T.S. Mo e si myli w kwestii koloru oczu ukochanej, ale w kwestiach spo ecznych i etycznych nie powinien, tak jak w tych sprawach nie powinien myli si filozof. Od nich nale y wymaga wi cej. S jednak lud mi, a ludzk rzecz jest b dzi , mog wi c da si chwilowo uwie szczytnym has om, pozorom, pi knym lecz utopijnym idea om  maj jednak moralny obowi zek skruchy. Ale chyba nie spalimy utworów Broniewskiego, Nerudy, Eliota, Tuwima, Pounda, Yeatsa, Éluarda, Sartre'a i Heideggera oraz dzie wielu innych poetów i filozofów tylko dlatego, e ich autorzy mieli odwag wyg asza swoje pogl dy i okazywa sympatie, nawet je li wtedy niepopularne, a dzisiaj niekoniecznie zgodne z obowi zuj c polityczn poprawno ci czy nawet z klasycznie pojmowan etyk . J.N. Zgoda. Co jednak ze zwyk ymi karierowiczami, którzy w adzy s u yli nie z przekonania czy strachu, bo to by by o usprawiedliwione, tylko dla korzy ci: mieszkania, talonu na samochód, wczasów za granic , mi ej pracy w redakcji czy dla korzy ci najmilej echc cej pró no  obecno ci na scenie literackiej, na pó kach ksi gar . Wielu naszych poetów to robi o w czasach PRL-u, w cznie z twoim ukochanym Tuwimem, Szymborsk , Iwaszkiewiczem... T.S. To si nazywa kolaboracja; uprawia o j wielu artystów i w ka dym systemie; gdy s pró ni i maj mentalno lokaja, czy te raczej kundla, lubi by g askani przez w adz , chc by przez ni doceniani, 36 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 nagradzani, nawet je li w adza jest totalitarna, ma krew na r kach... szczekaj , merdaj , aportuj ... Milan Kundera pisa , e w tamtych czasach  rz dzili r ka w r k kat i poeta , e  mur, za którym wi zieni byli ludzie by zbudowany z wierszy i pod tym murem ta czy o si w maskach krwawej niewinno ci . To nie jest mi y obraz poetów. J.N. Dzisiaj niektórzy arty ci te kolaboruj . T.S. Tylko marchewka jest bardziej dorodna a system mniej totalitarny  póki co. Ale wielu, chocia by Staff, Herbert, zachowywa o si honorowo, nie podlizywali si re imowi, nie flirtowali z nim, nie ugi li si , wi c by wtedy wybór. J.N. Wybór by , dlatego tym bardziej zdumiewa, e niektórzy, jak na przyk ad Leszek uli ski, z w asnej woli poszli jeszcze dalej w podlizywaniu si czerwonym i ochoczo donosili na kolegów S u bie Bezpiecze stwa, by mo e ami c czyje ycie, karier . T.S. To sprawa smaku, bo ju nawet nie wyznawanej ideologii. Niejedna z takich postaci cieszy si uznaniem i dzisiaj, publikuje, pojawia si w yciu literackim, publicznie zabiera g os. Gdyby otworzy archiwa bezpieki, pad by niejeden tak zwany autorytet. J.N. Niekoniecznie. W naszej kulturze bycie wini nie jest naganne. Szczególnie je li jest si znan i popularn wini . T.S. Albo bogat wini . A przy okazji: Kapu ci ski napisa w Lapidarium, e zachwyci si czyj poezj , ale gdy si dowiedzia , e ten kto pope ni wi stwo, to ta poezja nagle mu zgas a. Wiem, e tak by nie powinno, e dobra sztuka jest dobra niezale nie od postawy etycznej artysty, ale mam jak Kapu ci ski i wol artystów, którzy s przyzwoitymi lud mi. Dlatego mam mieszane uczucia, gdy czytam na przyk ad Éluarda. J.N. Byli te tacy skrajni gorliwcy, którzy podpisali obrzydliwie s u alcz wobec komunistycznego re imu i moralnie haniebn rezolucj ZLP w 1953 roku w sprawie tak zwanego procesu krakowskiego, zapewniaj c sobie w ten sposób dozgonn wdzi czno w adzy, pi kn karier , niepodwa aln pozycj artystyczn i zawodow oraz luksusowe ycie. W ród sygnatariuszy znane postacie: Wis awa Szymborska, Jan B o ski, S awomir Mro ek, Tadeusz liwiak, Julian Przybo i mnóstwo innych... humani ci... autorytety domagaj ce si jak najszybszego wykonania wyroku mierci na niewinnie skazanych... T.S. Jaki kraj, takie autorytety. Oni brali udzia w barbarzy skim amaniu systemu wi tych warto ci, a tego poecie nie wolno. Pytanie brzmi: dlaczego to zrobili? Niestety, nikt nie ma i nie mia odwagi, by im je publicznie zada , bo& nie wypada, bo to niegrzeczne... ta polska fa szywa grzeczno po czona z ulizan ciotkowato ci wyrz dza wiele z ego i odsuwa od prawdy. Z tego towarzystwa tylko Mro ek zachowa si przyzwoicie, ma jakie wyrzuty sumienia i to jest postawa godna szacunku. J.N. Tak, to prawda  jednak skruchy nie okaza . T.S. Tego nie wiem. Mo e pe ne oczyszczenie nie jest atwe. J.N. Smutne jest to, e ludziom wspó pracuj cym z prosowieckim re imem powodzi si tak e we wspó czesnej Polsce. To zupe nie jakby ich dawne wi stwa procentowa y i przyczynia y si do sukcesów, laurów, popularno ci  tak e po miertnej. T.S. Szumowiny zawsze p ywaj na wierzchu. I znajduj wielbicieli. J.N. A dzieciom i wnukom szumowin atwiej jest zrobi karier w tym dziwnym postpeerelowskim nowotworze jakim jest dzisiejsza Polska  to nie teoria spiskowa, tylko zwyk a statystyka; poszpera em w biografiach niektórych naszych dzisiejszych wielkich ze wiata literatury, dziennikarstwa, mediów, sztuki  prawie wszyscy maj w najbli szej rodzinie kogo po nami tnym zwi zku z w adz ludow albo nawet z jej zbrojnym ramieniem: bezpiek , milicj , wojskiem. Te kariery to nie przypadki. T.S. To chyba ci nie dziwi... J.N. Nie dziwi, ale napawa niesmakiem. T.S. A co powiedzie o gorliwych wyznawcach socrealizmu i stalinizmu, którzy po mierci swojego ukochanego wodza, a szczególnie po 1956 roku gwa townie zmienili pogl dy o sto osiemdziesi t stopni, niekiedy staj c si nawet pierwszymi sprawiedliwymi? J.N. Zapewne to samo co o tych, którzy krytykowali socjalizm yj c z niego i grzecznie, w sposób kontrolowany wyst powali przeciwko niemu, czy, jak na przyk ad Jacek Kaczmarski, byli bardami wolno ci. Jak si okazuje, oni mogli to robi bez konsekwencji, bo za nimi stali czujni, dobrze ustawieni politycznie rodzice czy dziadkowie, zawsze gotowi przyj z pomoc bawi cemu si synalkowi i za kar 37 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 wys a go na Zachód... T.S. W najgorszym razie  za atwi jak mi prac , najlepiej w mediach... J.N. W mediach tkwi do dzisiaj ta wylinia a ju  bananowa m odzie  , która zawsze mia a atwo i nigdy nie musia a naprawd pracowa . Wida , e w Polsce oportunizm, hipokryzja i moralny relatywizm to cechy, bez których kariera jest bardzo utrudniona, je li nie niemo liwa. W naszym kraju, jak chyba nigdzie indziej panoszy si tak e ten zdumiewaj cy imperatyw moralny, mianowicie e wi stw dostrzega nie wypada, tym bardziej wi c nie wypada o nich mówi , przypomina , rozlicza , publicznie pi tnowa . Za to mo na je robi  to zupe nie jak z sikaj cymi na ulicach i w bramach  kulturalni wiadkowie wstydliwie odwracaj g owy i uwa aj , e tego nie ma, a sikaj cy  osi gaj chwilowy b ogostan. T.S. Nie zapominaj jednak, e ci szczaj cy na ulicach i spo eczny margines to dzisiejsi herosi, bohaterowie naszej  wysokiej literatury, o których grzeczne panienki i wynia czeni ch opcy czytaj z wypiekami na twarzy. Mo e to przejaw spo ecznej sprawiedliwo ci& J.N. Nie ironizuj, bo sprawa jest powa na. Dzisiaj yjemy w kolonii, w pa stwie niesuwerennym, do tego niewolniczo-oligarchicznym i chciwym, bardzo odleg ym od spo ecznej sprawiedliwo ci, chocia propaganda g osi, e to... demokracja, najszcz liwszy z systemów i wydaje si , e niektórzy w to uwierzyli. Jak powinien post pi poeta, je li askawie zst pi z Parnasu do zwyk ych miertelników i ujrzy prawdziwe ycie, inne ni to przedstawiane przez polityków i re imowe media w ich  opowie ciach z mchu i paproci ? T.S. Powinien wyrazi sprzeciw wobec fasadowej demokracji i wszelkich przejawów choroby tocz cej ycie spo eczne; przecie nie b d tego robi dworskie pacho ki, ci wynoszeni, op acani i nagradzani poeci bryluj cy na salonach. To zadanie dla ludzi wolnych, poetów z moralnym kr gos upem. Oczywi cie nie chodzi o to, by ich twórczo sta a si polityczna, bo to nonsens, ale o chocia jeden wyra ny g os protestu. J.N. Suma takich g osów brzmi ju pot nie. T.S. Tak, a nawet je li nie b d s yszani dzisiaj, ich s owo zostanie dla przysz ych pokole , chocia by w zasobach internetu jako wiadectwo, e nie wszyscy byli bezmy lni czy moralnie niepe nosprawni. J.N. Albo nie zostanie. Promonopolistyczne ustawy w rodzaju nies awnej ACTA to przecie wst p do przysz ej globalnej cenzury, która mo e sprawi , e niebawem wszelkie g osy krytykuj ce ten  nowy, wspania y wiat , w którym yjemy, zostan wymazane, bo uzna si je za godz ce w jedynie s uszny system. Nawet wolno internetu jest zagro ona, od kiedy w adza zorientowa a si , jak atwo lud potrafi si zorganizowa na portalach spo eczno ciowych i wyst pi przeciwko niej. T.S. Ka da w adza szuka sposobu eby kontrolowa obywateli i zamkn usta niezadowolonym. W dyktaturze jest to robione jawnie, w naszej fasadowej demokracji musi si to odbywa pod pozorem na przyk ad walki z terroryzmem, przest pczo ci zorganizowan czy z cyberpiractwem. Niekiedy jest to ukryte pod has ami dzia ania dla dobra jednostki i spo ecze stwa. W istocie ustawy w rodzaju ACTA to s zawoalowane formy ucisku obywateli. Jednak przed ka dym terrorem jest ucieczka, tak e przed terrorem monopoli i tak zwanej demokracji. A psy polityków s za g upie, wi c nie wytropi wszystkiego, nie da si usun z internetu wszystkich stron i utworów sprzecznych z dzisiejsz ideologi , tak jak kiedy nie uda o si spali wszystkich nieprawomy lnych ksi ek. Zawsze gdzie co przetrwa. J.N. W twojej twórczo ci i literackiej, i fotograficznej nie unikasz ostrej krytyki wspó czesnego wiata. Istnieje jednak pogl d, co prawda zalatuj cy przybyszewszczyzn , e sztuka aktywna spo ecznie czy polityczna ulega samounicestwieniu, przestaje by sztuk i zamienia si w agitk . T.S. To kwestia proporcji pomi dzy tre ciami ideologicznymi a warto ciami czysto artystycznymi. Socrealizm rzeczywi cie nudzi , nudz feministki, chocia pewnie s wyj tki. Ale czy nudzi Salgado? Czy rosyjski konstruktywizm  szerzej  sztuka radziecka do roku 1932 jest artystycznie z a? A filmy Leni Riefenstahl? Fotografie Dorothei Lange i innych dokumentalistów Farm Security Administration? Poezja Majakowskiego? Twórczo Prusa? Reymonta? Broniewskiego? Nawet mój ukochany Witkacy, chocia przesi kni ty m odopolszczyzn , to artysta i filozof spo ecznie i politycznie zaanga owany, nie tylko zreszt w swoich dzie ach, ale i w yciu. Przyk ady sztuki zaanga owanej ideologicznie i jednocze nie wybitnej artystycznie mo na by mno y . Ten pogl d jest wi c tylko cz ciowo s uszny, bo dotyczy utworów propagandowych, opatologicznych. Sztuk raczej zabija brak wiedzy, ducha 38 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 i warsztatowe niedo stwo. J.N. Przyk ady poda e bezdyskusyjne, a sam piewca sztuki dla sztuki, czyli Przybyszewski, adnym wielkim dzie em si nie ws awi i jako artysta nudzi niemi osiernie. Inaczej ma si sprawa z pozosta ymi przedstawicielami M odej Polski, których, jak wiem, wysoko cenisz. Dlatego ciekaw jestem, który polski poeta XX wieku jest dla ciebie najwa niejszy? T.S. Trudno jest poda jedno nazwisko, bo przychodzi mi do g owy Kasprowicz, Mici ski, Staff, Broniewski, Tuwim, Mi osz, Herbert, a tak e wspó cze ni klasycy: Ró ewicz, Zagajewski, Józef Baran... ka dy z nich to dla mnie wa na posta . J.N. Ale z tych dwudziestowiecznych  w cis ym s owa tego znaczeniu  najbli szy jest ci... T.S. Ponad wszystkimi i poza konkurencj od wielu lat jest Mi osz, i chocia jest poet nierównym, to jego wiersze najbardziej mnie poruszaj . By y momenty zw tpienia, s abni cia podziwu dla jego poezji  ale przy niezmiennej admiracji jego prozy, szczególnie esejów, wyk adów. Mi osz to zatem mi o burzliwa, ale najwa niejsza. Natomiast bior c jako kryterium warsztatow sprawno , czysto , urod wiersza, plastyczno obrazowania, to pierwsze miejsce zajmuje Staff. I zdziwisz si  Ró ewicz jest mi bliski... J.N. Rozumiem, e Mi osz, bo ju podobie stwo waszych charakterów i zainteresowa wskazuje na ten wybór jako oczywisty. Ale dlaczego Staff? A ju zupe nie nie rozumiem, sk d tutaj Ró ewicz. Przecie to zupe nie ró ne poetyki, odmienne filozofie, tych poetów zdecydowanie wi cej dzieli ni czy. T.S. I pewnie o to chodzi, o kontrast, skrajno ci. Lubi przeciwie stwa, ostre zestawienia, one pozwalaj oddycha , wyostrzaj widzenie i czucie. Pami tam jak von Karajan zapytany, co robi po koncercie, odpowiedzia , e idzie do klubu pos ucha jazzu albo bluesa, bo wtedy odpoczywa. Kiedy , kiedy by em m odym cz owiekiem, ta odpowied wydawa a mi si niedorzeczna, teraz j doskonale rozumiem. J.N. W takim razie, skoro najcz ciej teraz czytasz Staffa i Ró ewicza, powiedz co ci uwiod o w ich twórczo ci? T.S. A bo to cz owiek tak naprawd wie? Z poezj to troch tak jak z dziewczynami  poci ga ci jaka i ju , nie racjonalizujesz tego, nie zadajesz sobie pyta , chyba e jeste uwik anym w romans Franzem Kafk . J.N. Tak, ale po jakim czasie jednak zadajesz sobie pytanie: dlaczego? I odpowied bywa ciekawa. Wi c si nie wykr caj. T.S. Spo ród polskich poetów Staff to artystyczny i etyczny monolit bez skazy, spójna, jasna ca o artysty i cz owieka, wzór i mistrz. Nie ma w jego przypadku niezgody pomi dzy yciem a twórczo ci , nie ma tego napawaj cego niesmakiem rozziewu mi dzy filozoficzn praktyk a teori , nie ma k amstwa. Jako poeta Staff to twórca wielowymiarowy i wielobarwny, który zachowa autonomi mimo poszukiwa w obr bie nowych kierunków. Bliska jest mi jego filozofia wywodz ca si z nietzscheanizmu i cz ciowo chyba te z romantyzmu, wed ug której cz owiek tworzy siebie d c do prawdy i szcz cia  to te takie dalekowschodnie my lenie. Staff to obro ca mitu i marzenia, klasycysta w sensie rygoru intelektualnego, adu i zgody z yciem; erudyta i cz owiek doskonale wykszta cony, a mimo to ci gle samokszta c cy si . W twórczo ci si ga do antyku i chrze cija stwa równie swobodnie jak do polskiej kultury i krajobrazu, odwo ywa si do rozumu i do emocji, czerpa z wyobra ni i z rzeczywisto ci. Ka dy jego kolejny zbiór wierszy to przyk ad artystycznego i duchowego rozwoju. A w dwóch ostatnich tomikach, Wiklina i Dziewi muz, doszed do obrazowania niemal ascetycznego, w nich w a nie, wed ug mnie, wspi si na absolutne szczyty poezji, porównywalne z poezj chi sk epoki Tang. Z tych to wszystkich powodów tak bardzo ceni Staffa. J.N. Za co w takim razie cenisz Ró ewicza? T.S. Za etyczno jego poezji, jej pow ci gliwo i... publicystyczno ; za form , w której podoba mi si unikanie ornamentów metaforyki i wszelkiego zdobnictwa; za retoryczno i czenie rozmaitych gatunkowo form wypowiedzi. Bliska mi jest jego t sknota do wiata prostego, do uczu , do zwyk o ci. Mam te podobn wizj cz owieka zniewolonego przez technik i konsumpcj , wegetuj cego w wiecie pozbawionym etyki i estetyki, cz owieka zdezintegrowanego, wyzbytego ducha, uprzedmiotowionego. J.N. A co z Herbertem, którego, jak pami tam, kiedy stawia e bardzo wysoko, a który dla mnie w porównaniu z Mi oszem, tym bardziej za ze Staffem i Ró ewiczem, jest monotonny, suchy, monochromatyczny, rzek bym te  nieco napuszony, dodatkowo zaryzykuj stwierdzenie, e nieczu y na 39 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 j zyk, jego barw , melodi ? T.S. Herberta ceni przede wszystkim z powodu pi ciu ostatnich zbiorów wierszy, czyli od Pana Cogito z 1974 roku. Patrz c z d u szej, czy mo e raczej szerszej perspektywy, jego twórczo nie dorównuje skal artystyczn , twórczym rozmachem dzie u Mi osza, Staffa ani Ró ewicza, niemniej posiada cechy w polskiej poezji niezwykle rzadkie  jest ironiczna, intelektualna, aluzyjna, refleksyjna, zrozumia a, przejrzysta i logiczna w swojej strukturze, przy czym nie ucieka od wiata zwyk ych ludzi. Co dla mnie wa ne  bohater ma etyczn powinno stawiania oporu biegowi historii, nawet je li jest to beznadziejne, a Bóg u Herberta nie jest jednoznaczny, bo z jednej strony to zimny i odleg y stwórca, z drugiej bezsilny odkupiciel; moje postrzeganie Boga jest podobne, chocia mam do niego wi cej zaufania ni Herbert. J.N. Bardzo ró ni s twoi ulubieni poeci. Co w takim razie najbardziej liczy si w poezji? Erudycja, filozoficzna refleksja, ch odny namys , czy mo e jednak natchnienie, uczucia, emocje i wra enia, bujna wyobra nia? T.S. To zale y, czego oczekujemy. Nie ma jednej poezji. J.N. Chcesz powiedzie , e poezja jest jak muzyka  ka dy znajdzie co dla siebie, pocz wszy od klasyki, przez rocka, sko czywszy na ludowej? T.S. Jeszcze jest pijacki be kot, pie ni kibiców i szereg innych estetyk, mniej lub bardziej wykwintnych. J.N. I oczywi cie awangarda. T.S. Czyli ta, jak to nazwa Artur Rubinstein w odniesieniu do Stockhausena, a co pasuje do jej ogólnego obrazu,  hitlerowska i o wi cimska muzyka, która ma w oczach i wyrazie ten SS-ma ski b ysk . Ale prawie w ka dym rodzaju i gatunku znajdzie si muzyka dobra i z a. Podobnie w sztukach wizualnych. Tak samo jest z poezj . Nikt, kto ma elementarne poetyckie obycie, nie powie, e wiersze o przyrodzie to grafomania i kicz, a te o yciu w rynsztoku i chlaniu wódy to wielka poezja, bo w jednym i drugim przypadku mog by wiersze dobre i z e, tak jak dobre i z e mog by wiersze religijne, filozoficzne, metafizyczne, sportowe, polityczne, pisane ma ymi i wielkimi literami, z interpunkcj i bez niej. J.N. Jestem jednak przekonany, e wi cej dobrych wierszy jest o przyrodzie ni o yciu w rynsztokach, a u ywanie interpunkcji, logicznych zda , ma ych i wielkich liter to zwyczajnie dowód wy szej kultury. T.S. Z pewno ci ... chocia ... Herbert specjalnie z interpunkcj nie przesadza ... ró nie to bywa. Ale tak, wiem, co masz na my li. Od kilkunastu lat trend jest w Polsce taki, e pisarz, poeta czy krytyk literacki nie musi umie pisa , bo nad ortografi , stylem, logik czuwaj  z mniejszym lub wi kszym powodzeniem  korektorzy i redaktorzy. Ta nieznajomo warsztatowych podstaw dotyczy zreszt ca ej nowej sztuki tubylców  tutejszy artysta nic nie musi umie , wr cz nie powinien, bo go to  ogranicza ! U nas warsztat jest spraw nieistotn , nieartystyczn , niemal implikuj c kicz, st d dzisiaj taka n dza w sztuce. J.N. Z korektorami i redaktorami te ró nie bywa, bo coraz wi cej widz ksi ek z b dami. Jednak pisarze zbyt cz sto zapominaj , e w ich fachu potrzebne s rzemie lnicze umiej tno ci i rygor na równi z talentem. Same ch ci nie wystarcz , bo skutek jest taki, e awangardowych czy nieudolnych produkcji mamy na p czki, a prawdziwej literatury i sztuki jak na lekarstwo. A dziwne, e w Polsce wymaga si umiej tno ci od hydraulika czy piekarza. T.S. Nie da si wmówi ludziom, e chleb z zakalcem i bez soli jest dobry. Ale niektórym da si wmówi , e marny czy krety ski wiersz to wielka sztuka. J.N. Zygmunt Mycielski stwierdzi w Niby-dzienniku, e  Mamy du o poetów. Kto mo e, pisze jakie wiersze, to atwiej, ni za o y inspekty . T.S. Dzisiejsi poeci w wi kszo ci nawet nie wiedz , co to s inspekty. J.N. Zapewne, skoro o wiata i nauka si gn y dna. Dzisiaj zamyka si szko y  a ostatnio robiono to za hitlerowskiej okupacji. Klasy s przeludnione, co uniemo liwia w a ciwe prowadzenie zaj . Ogranicza si i upraszcza programy nauczania, obcina si godziny dydaktyczne z nauk przyrodniczych, geografii, ba, nawet z polskiego i historii  co wygl da na polityk wynaradawiania! Wprowadza si za to jakie kompletne, odmó d aj ce bzdury, jakie ta ce, kosmetyk ! To celowa hodowla mato ów, bo g upi s bardziej pos uszni w adzy. I to si ci gnie dalej, w szkolnictwie wy szym  pewien stary profesor uniwersytetu powiedzia mi niedawno, e dzisiejsze dobre prace doktorskie s na poziomie przeci tnych prac magisterskich sprzed dwudziestu lat  takie s skutki tej antypolskiej polityki. T.S. To oczywiste patrz c równie na to, kto dzisiaj jest przyjmowany na studia. Kiedy ludzie o mniejszych mo liwo ciach intelektualnych sko czyliby zawodówki i wykonywaliby po yteczn prac , 40 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 teraz, po zniszczeniu szkolnictwa zawodowego, przerabiaj jakie szcz tkowe programy nauczania w podrz dnych liceach i atwo zdaj parodi matury uzyskuj c wymagane trzydzie ci procent, po czym robi wieczorowo i zaocznie te sm tne licencjaty, cz sto na marnych prywatnych uczelniach i wydaje im si , e to prawdziwe studia, e naprawd s wykszta ceni. Powszechno zjawiska obni a jego jako , tak e w dziedzinie edukacji. Do tego dochodzi niemal wszechobecna negatywna selekcja, inwersja warto ci, powierzchowne na ladownictwo Zachodu i mamy kulturaln równi pochy , drug  noc sask  . Ca a nadzieja w tym, e historia si powtarza, wi c mo e nast pi po dzisiejszym postmodernistycznym mroku era rozumu. J.N. I pojawi si nowi Ko taje, Niemcewicze, Krasiccy i Staszice? Oby my do yli. Póki co jednak, niewielkie mo liwo ci niektórych i brak prawdziwego wykszta cenia id w parze z du ymi ambicjami, skutkiem tego normalne ycie zamienia si w kabaret i grotesk ; mamy wi c krytyków literackich, poetów i pisarzy ledwo z matur albo nawet bez niej, którzy wypisuj niewiarygodne g upoty, nie znaj literatury i ortografii, nie maj powa nych zainteresowa ani niczego istotnego do powiedzenia, nie potrafi u o y sensownego zdania. Smaruj wi c wspó cze ni poeci z upodobaniem wersy kaleczne, banalne, nudne, mroczne, niezrozumia e, albo o tym, co znaj najlepiej  zwykle o sikaniu, wódce, kopulowaniu, brzydocie, oraz oczywi cie o zawsze modnej tragedii istnienia, okraszaj c to wszystko wulgaryzmami. T.S. Nie mo na mie o to  smarowanie pretensji do wspó czesno ci, tak by o zawsze. Nawet w czasach Horacego byli poeci nieudolni i prymitywni, wystarczy przeczyta jego Sztuk poetyck . Jednak przetrwa Horacy, nie oni, bo w literaturze zostaje to, co si ga wy ej ni poziom rynsztoka. Pisa o fizjologii umie ka dy pó g ówek. Tak e popularny u nas literacki be kot to atwizna  najzabawniejsze jest to, e nikt si nie zapyta, o co w tym be kocie chodzi, eby nie wyj na g upca, i dlatego wielu udaje, e rozumie t  g bi  , a krytycy nawet doszukuj si jakiego drugiego, czasem nawet trzeciego dna, i bij pian dziwnos owia bez opami tania. W sumie, patrz c na polsk poezj dzisiaj, mia o mo na by przyj , e domy wariatów pe ne s genialnych poetów, w których piel gniarzami s krytycy. J.N. Polska jest równie zag biem pesymistycznych i pseudomelancholijnych poetów pisz cych o mierci, samotno ci, beznadziei, bólu, t sknocie, rozpaczy, utracie, do wiadczeniach granicznych. T.S. Ci z kolei cierpi za miliony. Oczywi cie zwykle cierpi teoretycznie, na pokaz, przy aplauzie pochlebców; od zaj praktycznych jest reszta ludzko ci, która naprawd cierpi, naprawd pracuje, naprawd yje. J.N. Ten cierpi tniczo-martyrologiczny obraz dope nia cz sta u poetów z intelektualn atrofi redukcja cz owieka do unurzanej w fizjologii bry y mi sa. S abo ju si robi od d tego ponuractwa, pozerstwa, nihilizmu, zgnilizny, szczyn, krwi, spermy i innych wydzielin w tej tak zwanej poezji. T.S. Tak, ale zauwa , e na drugim biegunie poetyckiego nudziarstwa te s pozerzy  nad ci, napuszeni, zgrywaj cy wielkich intelektualistów i filozofów, rozmawiaj cy tylko z wielkimi poprzednikami, a niekiedy nawet z samym Bogiem badacze Tajemnicy Wszechrzeczy, kap ani, wi ci i wieszczowie zamieszkuj cy swoje podniebne wie e z ko ci s oniowej i stamt d obserwuj cy pospolity wiat, przemawiaj cy do maluczkiej ludzko ci s owami m drymi, spokojnymi i wywa onymi. Cz sto to akademicy, których wynios o traktuje si jak wznios o . J.N. Czyli co, otwarto , wielowymiarowo i wielobarwno artysty stawiamy ponad ja owo i monotoni , zwane cz sto przez krytyków konsekwencj ? T.S. Oczywi cie. Nuda zabija. Ile mo na pisa o tym samym i tak samo? Ile mo na malowa kwiaty w wazonie? Ilu mo na wyrze bi zafrasowanych wi tków? Wielko w sztuce jest wprost proporcjonalna do targaj cych artyst sprzeczno ci, do bogactwa jego ducha, skali prze y . Trzeba si rozwija , zaskakiwa , pokazywa siebie jako cz owieka, a nie udawa spi owy pomnik czy Wojaczka; zamiast pozerstwa uprawia pe n szczero , bo to ona jest interesuj ca. (& ) J.N. Szeroko poj ty underground czy inaczej  obieg nieoficjalny, to cz sto ród o najwi kszych dzie , we my Hölderlina, Schulza i wielu innych, zreszt we wszystkich dziedzinach sztuki. Jego twórcami nie kieruje prostacka ch zysku i popularno ci, tylko potrzeba prze ycia metafizycznego, wewn trzny imperatyw czystej ekspresji, intelektualny niepokój, sprzeciw wobec rzeczywisto ci, niekiedy choroba  niestety, szersze uznanie zyskuj zwykle dopiero po mierci albo u schy ku ycia. T.S. Ja jestem na to przygotowany... 41 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 (& ) J.N. A co s dzisz o kwiatkach typu:  I w a nie owa subwersyjna sk onno Honeta do przezwyci ania granic znacze , eksplorowania wszelkiej liminalno ci wskazuje na i cie tricksterowe widzenie rzeczywisto ci ? T.S. Czy to mo e jest fragment instrukcji obs ugi japo skiego robota? J.N. Nie, to fragment tekstu Moniki Kocot o poezji Romana Honeta. T.S. Aha. J.N. Nie skomentujesz? T.S. A co tu komentowa ? Obawiam si , e dla takich ludzi prze ycia liminalne to przypalony nale nik czy z amany tips. Oni nie wiedz , o czym pisz . To s owny onanizm, jakie g upoty, k amstwo, efekciarstwo. Liminalno eksploruj chorzy na raka, gdy brakuje dla nich leków, jak w tej chwili w Polsce, albo gdy nie pomaga ju morfina; oni przezwyci aj granice  nie tylko granice znacze . Do wiadczenie liminalne maj ludzie le cy na szpitalnym korytarzu, pozbawieni intymno ci i ich bezradni bliscy; takie do wiadczenia to obóz koncentracyjny, mier dziecka, wojna, ale nie, gdy gówniarzom zabraknie na piwo. J.N. Rozumiem twoje achni cie, ale przytoczy em ten fragment, jeden z ostatnich nabytków do mojego archiwum krytyczno-literackich i recenzenckich kuriozów, jako dowód, e krytycy z tak zwanym wy szym wykszta ceniem mog by równie mieszni, jak te nieuki ledwo z maturk , poniewa , aby nada pozory m dro ci swoim s owom, brn w wielokrotnie wyszydzan , niezrozumia i niepotrzebn nowomow . Do tego znaj jakich Honetów, ale id o zak ad, e nie czytali Szekspira ani nawet Dziadów, wi c co oni wiedz o literaturze? Z kolei poloni ci, nauczyciele akademiccy  czyli teoretycznie fachowcy od krytyki  te niewiele czytaj literatury podmiotowej; niektórzy mo e znaj Beniowskiego, ale jego lektura to dla cz ci z nich by o zapewne szokowe doznanie i ogólnych wniosków z niej wyci gn nie potrafi albo wstydliwie je przemilczaj ; nie maj w asnego zdania, nie orientuj si we wspó czesnej literaturze poza ewentualnie tym, co oficjalnie uznane albo o czym pisali ich bardziej utytu owani koledzy; ze wzgard patrz na drugi, a tym bardziej trzeci obieg literacki  je li w ogóle wiedz , co to jest  i uwa aj , e to poni ej ich godno ci przeczyta wiersze np. Romana Ka mierskiego, Przemka o ki czy Dariusza Pawlickiego. Przywarli zadami do sto ków i kurczowo trzymaj si biureczek, pluj c ze strachu na studentów, bo a nu który wie wi cej ni oni. A jak student wie wi cej, czy w ogóle jest samodzielny umys owo, to z pewno ci nigdy nie zostanie asystentem, bo po co komu konkurencja, realne zagro enie dla wygodnej posadki? St d selekcja negatywna, i dlatego co pokolenie nauczycieli akademickich, to gorzej. Nie tylko zreszt na polonistyce. T.S. O tak zwanej krytyce u nas wietnie pisa Stanis aw Witkiewicz  i nic si nie zmieni o. Wed ug niego polska krytyka jest dyletancka, samowolna, interesowna, stronnicza, s u alcza wobec autorytetów i wzgardliwa dla autorów ma o znanych, przez to wszystko szkodliwa dla sztuki i artystów, do tego  tu nawi do twojej kolekcji recenzenckich kuriozów   sprostytuowa a j zyk, tworz c w nim cudactwa, przy których nawet najdziksze potwory jezuickiego stylu zdaj si mie sens i logik  ,  pos uguje si potworno ciami stylowymi i my lowymi oraz  przewraca retoryczne koz y nie mog c doj do prawdy a nie chc c si przyzna do zupe nego nieuctwa . Smutny to obraz i prawdziwy, dzisiaj równie aktualny, ale na szcz cie zawsze trafiaj si wyj tki  znam kilka. Za co do uczelnianego profesorstwa  to chyba Kaden-Bandrowski powiedzia , e gdyby dzisiaj pojawi si S owacki, to akademicy by go nie zauwa yli. Kaden nie cierpia tego rodowiska, a przecie wtedy, przed wojn , to byli jeszcze ludzie na poziomie, jako wykszta ceni, odwa ni, suwerenni intelektualnie, którzy do swojej pozycji w nauce doszli prawdziw prac . Jednak s i m drzy akademicy, a do tego jeszcze piekielnie inteligentni i niesamowicie oczytani. Przecie autorem najwa niejszego dzie a traktuj cego o polskiej poezji wspó czesnej jest doktor nauk humanistycznych Marek Trojanowski. Jego czterotomowa Etyka i poetyka to absolutny prze om w polskim pi miennictwie krytycznoliterackim, odej cie od d tej, niejasnej apologii i skierowanie go na tory wiedzy i logiki, to jasny snop wiat a rzucony na k bowisko be kotliwej my li i cudacznej frazeologii. J.N. Tyle e Trojanowski koncentruje si na znanych, nagradzanych, ale w sumie nieudolnych poetach albo na s abych utworach poetów dobrych, czyli  zajmuje si o l awk poezji. Obraz to zatem nieco subiektywny i momentami nazbyt frywolny... T.S. A dlaczego nie? Mickiewicz w swoich wyk adach w Collège de France, Krzy anowski i Mi osz 42 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 w swoich historiach literatury te byli subiektywni. Poza tym jak w przypadku rozwa a o poezji mówi o obiektywizmie? Ka dy mo e przy o y do wiersza w asne kryteria. Przecie krytyka literacka to nie jest nauka cis a ani nawet nauka, tylko zbiór mniema , subiektywnych s dów niepopartych logicznymi, jasnymi dowodami. Twardych postulatów Witkiewicza zawartych w jego pismach estetycznych nikt nie zrealizowa  a mo na i nale y je stosowa w krytyce ka dej dziedziny twórczo ci, poniewa s uniwersalne. Nie ma wi c u nas mowy o obiektywizmie  warunku koniecznym sensownej krytyki, nie ma mowy o wiedzy, o cis ych naukowych podstawach, o odrzuceniu w asnych gustów. A kto w ogóle czyta dzisiaj Witkiewicza? Wracaj c do Trojanowskiego  wi kszo dzisiejszych tak zwanych krytyków nie ma jego odwagi i szerokich horyzontów, jego gigantycznego pola skojarze , niesamowitej erudycji i poczucia humoru, przez co s niestrawni, nudni, szkolarscy. A my l cy czytelnicy ju nie wierz w blurby i pochwalne recenzje, bo za par z otych czy flaszk wódki pisz je znani i lubiani krytycy specjali ci od tego typu bredni. Czytelnicy chc soczystej prawdy, i Trojanowski j daje. J.N. Pomówmy teraz nieco o rynku wydawniczym. Dla ka dego, kto si chocia odrobin tym interesuje, jest oczywiste, e kana wydawniczy w Polsce jest zblokowany przez tak zwanych uznanych pisarzy i poetów, którzy poch aniaj ca o pa stwowych dotacji do ksi ek, dlatego nikt naprawd utalentowany nie mo e ju na dotacje liczy , a tym samym nie ma szans na normalne wydanie, bo wydawca nie zaryzykuje w asnych pieni dzy. T.S. Z tymi publicznymi dotacjami dla  swoich na wydanie ksi ek to rzeczywi cie kana , pozosta o po Polsce Ludowej, ale dla wybranych autorów i wydawców to z ota y a  z tego yj , z tego finansuj miejsca w hurtowniach i ksi garniach, recenzje, reklam , zagraniczne woja e, t umaczenia, obcoj zyczne wydania, wygodne mieszkanka. Potem jeszcze czerpi zyski ze sprzeda y  sprzeda y tak e do bibliotek, które kupuj pewne pozycje z odgórnego rozdzielnika. To jest bajkowe ycie cwanych nierobów. Oni s kompletnie zdemoralizowani i rozleniwieni, pieni dze p yn same, wystarczy, e napisz byle co i ju jest to drukowane; nic wi c dziwnego, e broni si na wszelkie sposoby, by nie dopu ci nikogo, kto ma prawdziwy talent. Ale historia ich rozliczy, tak jak rozliczy a Audersk , Przymanowskiego i innych miernych, ale wiernych literackich gwiazdorów poprzedniej epoki, umieszczaj c ich na dnie lamusa. Ka dy re im ma swoich ulubionych literatów i artystów, tak e re im dzisiejszy. Jednak niewielu z nich przetrwa, gdy odejd mecenasi. Zostanie to, co naprawd warto ciowe, co zwykle powsta o w obiegu nieoficjalnym. Sztuka istotna obroni si sama, pr dzej czy pó niej. Plewy rozwieje wiatr. J.N. Inny problem to kolesiostwo, wy wiadczanie sobie wydawniczych uprzejmo ci, dzia anie na zasadzie  ja wydam ksi eczk tobie, a ty mnie, eby nie gadali, e sam sobie wyda em . To te rodzaj zaspokajania pró no ci grafomana, który odbywa si za pieni dze spo eczne. T.S. Tak, ale to kwoty znacznie mniejsze, poniewa zjawisko wydawniczej wzajemno ci dotyczy prawie wy cznie poezji i s to najcz ciej ma e nak ady, rozprowadzane zwykle przez autora, np. po gimnazjach, liceach, na spotkaniach autorskich, w ród znajomych i rodziny; tak si zwykle dzieje w mikrowydawnictwach przytulonych do ró nych instytucji kulturalnych  bibliotek, domów kultury. Zabawne natomiast jest to, e ci wydaj cy w ten sposób autorzy-kolesie te cz sto musz wspó finansowa swoj publikacj , ale uwa aj si za literack elit , ca reszt mniej zaradnych poetów oskar aj c o grafomani i pró no , których sami s najbardziej przecie ewidentnymi przyk adami. J.N. No w a nie. Jednak póki co ci mniej zaradni musz wydawa ksi ki za w asne pieni dze. Co o tym s dzisz? T.S. Za w asne pieni dze wydawa S owacki, Schulz, Witkacy, Whitman, Poe, Shaw, Pound, Joyce, Jim Morrison, E.E. Cummings i wielu innych. Wirginia Woolf z m em Leonardem za o yli nawet dwuosobowe wydawnictwo Hogarth Press, w którym publikowali jej powie ci i opowiadania. Jak wida na tych przyk adach, tak zwany self-publishing to nie jest wynalazek naszych czasów. Teraz tylko dynamicznie si rozwija, szczególnie od kiedy pojawi si druk cyfrowy i ksi ki elektroniczne. J.N. Klasyczny self-publishing jest wtedy, gdy autor osobi cie zajmuje si wszystkim, ale to rzadka sytuacja, bo zwykle korzysta z us ug chocia by drukarni. Najcz ciej jednak przynosi pieni dze do wydawnictwa i ono zajmuje si ca reszt , w cznie z dystrybucj . Istniej te wydawnictwa specjalizuj ce si w wydawaniu ksi ek na koszt autora i g ównie z tego czerpi ce zyski, nie zajmuj ce si handlem. T.S. To nie jest z e rozwi zanie; wtedy ksi k rozprowadza sam autor, tak jak mu si podoba  rozdaje, 43 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 sprzedaje, wysy a do bibliotek. J.N. Albo j pali, jak Felicjan Fale ski, który spali wydane przez siebie Kwiaty i kolce. T.S. No tak, zrobi to z rozgoryczenia, bo by zupe nie wyobcowany, ignorowany przez wspó czesnych, tak e przez poetów, którzy zreszt mu do pi t nie dorastali. Ale to on przetrwa  jak widzisz jest jaka sprawiedliwo . A ceni go bardzo za wiersze o Tatrach  Fale ski chyba jako pierwszy poeta podj ten temat. Poza tym to cz owiek o bardzo szerokich horyzontach, wra liwy i m dry, a tacy zwykle le sobie radz w rodowisku poetyckim. J.N. Generalnie s to zawsze cechy utrudniaj ce ycie. A symbolem artysty powinien by nosoro ec... bynajmniej nie bia y. Teraz troch wydawniczej statystyki. Nie mam nowych danych, ale i stare s interesuj ce.  Publishers Weekly z kwietnia 2010 roku podaje, e w 2008 roku ksi ki wydane na zasadzie self-publishing stanowi y nieco ponad po ow wszystkich tytu ów, a w 2009 by o to ju 76%. (& ) Dowiedzia em si jednak z dyskusji w Wikipedii, e redaktorzy jej polskiej wersji nie uznaj autorów ksi ek elektronicznych ani nawet tradycyjnych, którzy wydaj w asnym sumptem czy w nieznanych wydawnictwach. Stosuj c wi c logik naszych wikipedystów, Wirginia Woolf i wielu innych s awnych autorów uprawiaj cych self-publishing nie powinno si w polskiej Wikipedii znale . T.S. A co w takim razie zrobi z tymi, którzy nic nie wydali za ycia, z takim Kawafisem na przyk ad? Albo ze znakomitym poet i t umaczem Rolicz-Liederem, który sam sobie wydawa tomiki w nak adzie dwudziestu egzemplarzy? Wymaza ich z encyklopedii? Mo e wcale nie istnieli? To niedorzeczne, e jaki redaktor na podstawie swojego widzimisi uznaje albo nie uznaje autora czy ksi k za godne wpisu w Wikipedii. Je li jest wydawca, numer ISBN, egzemplarze autorskie w bibliotekach, to ksi ka istnieje, a jej autor jest pisarzem, czy si to komu podoba, czy nie  nawet je li jest amatorem, jak Schulz czy Kafka i wykonuje w yciu zupe nie inn prac . Mo e by marnym pisarzem, ksi ka mo e by niskonak adowa czy elektroniczna, ale fakty s takie, e to pisarz, i e to ksi ka. J.N. Mimo e samo poj cie  ksi ka jest jasno i jednoznacznie zdefiniowane przez Bibliotek Narodow , wed ug niektórych z ksi k mamy do czynienia tylko wtedy, gdy jest sprzedawana w ksi garniach. T.S. A z filmem tylko wtedy, gdy jest emitowany w telewizji? Nonsens. To logika przedszkolaka, i to niezbyt m drego  stosuj c takie rozumowanie dojdziemy w ko cu do wniosku, e ssakiem mo e by tylko zwierz bez p etw i yj ce wy cznie na l dzie. A jakie to w ogóle ma znaczenie, e autor opublikowa ksi k za swoje pieni dze i rozdaje czy sprzedaje komu chce bez po rednictwa zawodowego handlarza? Warto si natomiast zastanowi nad umys owo ci tych, którzy ebrz o publiczne dotacje na wydanie w asnej produkcji literackiej, jej dystrybucj i reklam , dostaj spore sumy z naszej kieszeni, a potem zgrywaj wielkich pisarzy z pogard mówi c o tych, którzy si nie za apali na pa stwowy datek. A przecie jedni i drudzy robi to samo  zaspokajaj swoj wybuja pró no i dlatego przynosz pieni dze do wydawcy. Ró nica jest taka, e jedni przynosz w asne, a drudzy nasze wspólne pieni dze. J.N. Tym sposobem wydawca nie podejmuje adnego ryzyka. Tak sobie my l , e by oby sprawiedliwie, gdyby ka dy obywatel, który produkuje np. gumki recepturki albo filcowe wk adki do butów, maluje obrazki, robi figurki z kasztanów i o dzi, pisze wiersze, rze bi w mydle czy nawet wykonuje jakie ju zupe nie niepotrzebne rzeczy, dostawa dotacje od pa stwa, tak jak dostaje znany pisarz, re yser, sportowiec, wydawca czy ka dy rolnik. T.S. W Holandii na przyk ad jest takie prawo, e je li kto sam sobie wyda dwie ksi ki, to ju na trzeci dostaje pa stwow dotacj . J.N. To sprawiedliwe rozwi zanie, które warto by wprowadzi i u nas. Co wi cej, ksi ki dotowane powinny by dost pne za darmo albo za symboliczn cen  przecie obywatel ju za ich wydanie zap aci , bo stypendium i dotacje dla pisarza i wydawcy s z podatków. To by by o uczciwe. T.S. Uczciwo jest niemodna, szczególnie w ród tych, którzy stoj zgi ci wpó . J.N. Zawsze byli tacy, którzy mieli postaw wyprostowan , i tacy, którzy gi li kark nerwowo mi tol c czapki. T.S. I do dzisiaj nic si nie zmieni o. Jednak w pozycji wyprostowanej wi cej wida . I mimo e posiada ona pewne wady utrudniaj ce ycie, jest po prostu  elegancka. Fragmenty rozmowy z kwietnia 2012 r.; ca o uka e si drukiem w Bibliotece Krytyki Literackiej. 44 Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014 Igor Wieczorek OCALI ANTYUTOPI Jeszcze kilkana cie lat temu wydawa o si oczywiste, e burzliwy romans literatury z nauk nigdy nie b dzie zwi zkiem równoprawnym. O ile literatura spod znaku science fiction wi kszo swoich motywów czerpa a z futurologii, o tyle futurologia i inne, bardziej praktyczne dziedziny nauki, stroni y od literatury. Nikt rozs dny nie zgodzi by si przecie z twierdzeniem, e l dowanie ludzi na Ksi ycu by o mo liwe dzi ki literackiej wizji Juliusza Verne a, a powstanie humanoidalnych robotów zawdzi czamy wyobra ni Mary Shelley. Wk ad pisarzy w rozwój nauki ogranicza si wy cznie do sfery terminologii. I tak na przyk ad funkcjonuj cy do dzi we wszystkich naukach technicznych termin  robot" pochodzi od czeskiego s owa robota. Wymy lony i spopularyzowany zosta przez Karela apka, jednego z pionierów fantastyki naukowej. Natomiast termin  pozytron wprowadzony zosta do fizyki przez innego mistrza fantastyki, Isaaca Asimova. Zdecydowanym pionierem urzeczywistniania literackiej fantazji w naukowych badaniach aplikacyjnych okaza si dopiero Arthur C. Clarke, autor s ynnej Odysei Kosmicznej. Opracowane przez niego w 1945 r. studium na temat orbitalnego systemu czno ci radiowej a przez dwana cie lat spe nia o wszelkie wymogi stawiane literaturze SF i zdecydowana wi kszo naukowców uznawa a je za utopi . Jednak w 1958 r. wizja A. Clarka doczeka a si praktycznej realizacji, a on sam uznany zosta za ojca techniki satelitarnej. W wielu opracowaniach technicznych wymy lona przez niego orbita geostacjonarna nosi nazw  Orbity Clarka . W miar up ywu czasu wp yw literackich fantazji na praktyk naukow wyra nie przybiera na sile. Jaki czas temu ca y wiat obieg a informacja o tym, e specjali ci z ameryka skiej agencji ds. rozwoju nowych technologii DARPA opracowuj prototyp cybernetycznego owada szpiegowskiego, którego pierwszym projektantem jest Thomas A. Eeaston, autor kilku g o nych powie ci science fiction. Poniewa konstruowane od dawna w wielu laboratoriach naukowych owadokszta tne i w okszta tne roboty nie spe niaj pok adanych w nich nadziei, specjali ci z DARPA postanowili  o ywi  cybernetycznego chrz szcza opisanego przez T. A. Eastona w powie ci Sparrowhawh. Zamiast traci czas i pieni dze na konstruowanie kosztownych robotów  w y, które potrafi wi si przez traw i przep ywa stawy, ale nie potrafi przemieszcza si wewn trz rur, zamiast wzbija w powietrze male kie roboty  muchy, które spadaj na ziemi po kilku godzinach lotu, specjali ci z DARPA postanowili umie ci miniaturowy zespó elektronicznych elementów wewn trz ywego owada, a nast pnie kierowa jego ruchami za pomoc fal radiowych. Umo liwi to dzia ania w miejscach szczególnie niebezpiecznych i niedost pnych dla cz owieka, takich jak jaskinie, bunkry i miejsca ska one radioaktywnie. Czy ten niew tpliwy sukces cybernetyki b dzie równie sukcesem literatury SF? Szczerze mówi c, mocno w to w tpi . I to nie tylko dlatego, e  jak s usznie zauwa y Arthur C. Clarke   Fantastyka naukowa jest tym, co nie mo e si zdarzy  na szcz cie . Chodzi o co wi cej. Chodzi o to, e jedn z najwi kszych zalet fantastyki naukowej jest jej antyutopijny charakter. Nie kochamy jej przecie za to, e pozwala nam snu marzenia o nowym, wspania ym wiecie, ale za to, e pomaga nam demaskowa absurdalny i okrutny charakter utopijnych projektów. Ambicj Karela apka nie by o przecie doprowadzenie do rozkwitu robotyki, ani  tym bardziej  wniesienie swojego wk adu w rozwój wojskowej cybernetyki, a wr cz przeciwnie  udzielenie srogiej przestrogi przed wiadomym u yciem nauki i techniki w s u bie wojny. Niektórzy twórcy najnowszej generacji robotów najwyra niej zdaj sobie z tego spraw , czego dowodem jest fakt, e podczas oficjalnej wizyty premiera Japonii w Czechach towarzysz cy mu humanoidalny robot Asimo przedstawi si jako ambasador dobrej woli wszystkich robotów i z o y pod pomnikiem K. apka bukiet kwiatów. To bardzo dobry prognostyk, bo gdyby spo eczna funkcja literatury SF ograniczona zosta a do funkcji czysto u ytkowej, gdyby rola pisarza SF sprowadzona zosta a do roli projektanta cybernetycznych owadów i w y, to wiat zmieni by si nie do poznania. I nie by aby to zmiana na lepsze. 45

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LDEK 2014 wiosna [z kluczem] (wyd 5 )
próbna 29 marca 2014
Biuletyn 01 12 2014
Audyt wewnętrzny 2014 86 95
2014 grudziadz zestaw 1
Darr @ The Mall (2014)
kol zal sem2 EiT 13 2014
WYTYCZNE TCCC 2014 WERSJA POLSKA
2014 xv smp final wyniki
Fiz pol VI 2014
Party Alarm Apres Ski (3 CD) (28 12 2014) Tracklista

więcej podobnych podstron