To Freud to Vanderveld, to Weininger to Ibsen — kochany Adamie żal mi cię! Od lat tysięcy starasz się duszę Ewy (czyż naprawdę chodzi ci o duszę?) zbadać i oskubać, jak biedny kwiat stokroci i patrzysz zdziwiony widząc, że w ręku zostało ci tylko trochę kwiatowego pyłu i gorzko-słodka woń. Proces, który wytoczyłeś Ewie jest już tak stary jak świat, a ty jeszcze nie jesteś nim zmęczony i ciągle rozpoczynasz go od nowa. Przetrwał potop, a dla ciebie jest jeszcze ciągle aktualny! Rozpoczął się w raju; tam po raz pierwszy Ewę oskarżyłeś — zresztą trzeba przyznać, że z twojej strony nie było to bardzo „po rycersku" — tam po raz pierwszy wzniosłeś okrzyk: „Panie, kobieta którą mi dałeś, jest winna wszystkiemu".
Wtedy to, tam, zostaliście skazani obydwoje: ty mój dzielny Adamie na dożywotnią pracę, ona na wieczne z tobą związanie, na związanie przez miłość i przez macierzyństwo.
Ewa wyszedłszy z raju cicho zgięła kark, ty Adamie zacząłeś grozić zaciśniętą pięścią. Ewa stała się pokorna, bo poczuła podwójny ciężar przekleństwa Bożego, przekleństwa tłoczącego jej własną głowę i tłoczącego poczynającą się pod jej sercem ludzkość. Ale dzielnie zaczęła wstępować w twoje ślady. A ty mruczałeś pod nosem niezadowolony:
„Dobrze ci tak, ty jesteś winna wszystkiemu".
Nigdy nie przestałeś wyrzucać jej tego, a gdy życie zaczęło cię przygniatać nieznośnym ciężarem skarżyłeś się ustawicznie:
5