tajemnicze siły związane z domniemanym położeniem w tym rejonie Atlantydy. Na ten temat możemy znaleźć wiele publikacji (książkowych, jak i w Internecie), starających się w miarę wiarygodnie wyjaśnić te zjawiska.
Już w dzienniku pokładowym wielkiego odkrywcy Krzysztofa Kolumba możemy natknąć się na wzmiankę o niezwykłych zjawiskach zachodzących na tym terenie. Pod datą 15 września 1492 r. widnieje wpis dokładnie opisujący zjawisko, podczas którego kula ognia przeleciała poziomo przez niebo (obok statku) i z hukiem zagłębiła się w morzu. Kompasy na statku wariowały.
Pierwsza wieść o niezwykłych wypadkach na tym akwenie pochodzi jeszcze z 1840 r. Amerykański okręt patrolowy natknął się na francuski trójmasztowy statek handlowy "Rosalie". Okręt nie odpowiadał na próbę nawiązania łączności, został dogoniony, a amerykańscy marynarze weszli na pokład. Okazało się, że byli jedynymi ludźmi na pokładzie (nie wliczając żywego kanarka). Nie było śladów walki, a cenny ładunek został nie naruszony, co świadczyło, że statek nie padł ofiarą pirackiego napadu. Potem wielokrotnie spotykano się z pustymi statkami, dryfującymi po tym akwenie.
Polskie jednostki pływające w tym regionie również zaobserwowały niezwykłe zjawiska. Zarówno J. Pańkiewicz na jachcie "Hetman", jak i Z. Szczepaniak, byli naocznymi świadkami dziwnego zajścia. Wokół obu jachtów nagle pojawiły się czarne, ogromne chmury, które - mimo bezwietrznej pogody -przesunęły się w kierunku jednostek. Z chmury wynurzyła się "złota kula", która zapaliła się momentalnie i wybuchła bezgłośnie. Potem nastąpiła seria podobnych błysków i wybuchów. Chmura znikła po ok. 15 minutach. Podobne zdarzenia zostały opisane w dzienniku pokładowym statku "The Sea Venture” pod dowództwem kpt. G. Somers (1609r.)
TAJEMNICA LOTU NR 19
Do jeszcze dziwniejszego zdarzenia doszło 5 grudnia 1945 r. O godzinie 14:00 eskadra pięciu bombowców typu Grumman TBM-3 "Avenger", należących do marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, wystartowała z lotniska Fort Lauderdale na Florydzie. Był to lot ćwiczebny, połączony z patrolowaniem terenu. Samoloty były zaopatrzone w paliwo wystarczające na przelot ponad 1500 km. Warunki atmosferyczne tego dnia były dobre. O godzinie 15:15 dotarła do bazy pierwsza dziwna wiadomość. Dowodzący eskadrą porucznik Taylor powiadomił lotnisko, że prawdopodobnie piloci zboczyli z kursu i nie widzą stałego lądu. Po tym komunikacie na 45 minut została zerwana łączność.
O godz. 16.00 z nieznanych przyczyn Taylor oddał dowództwo nad eskadrą kap. Stiversowi. Meldunek radiowy, jaki dotarł do bazy, nie był optymistyczny, eskadra zgubiła się i prawdopodobnie krążyła nad wodami Zatoki Meksykańskiej. Z komunikatu wynikało także, że paliwo jest na wyczerpaniu, a każdy samolot dysponuje innymi odczytami z instrumentów pokładowych. Ostatni komunikat to desperacki krzyk, oznajmiający, że samoloty wkraczają w obszar "białej wody" - i był to ich koniec. Po tej wiadomości nie udało się przywrócił łączności z eskadrą.